Od tygodni resort nadzorowany przez Dariusza Klimczaka z PSL bezskutecznie próbuje się porozumieć z samorządowcami co do ostatecznego kształtu projektu ustawy nowelizującego dwie inne: ustawę o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę i zbiorowym odprowadzaniu ścieków oraz ustawę - Prawo wodne. Kością niezgody jest to, jaką rolę w procesie uchwalania przez rady gmin podwyżek taryf za dostarczanie wody i odprowadzanie ścieków powinny odgrywać Wody Polskie - instytucja powołana jeszcze za rządów PiS.
Od kilku lat to Wody Polskie mają decydujące zdanie w kwestii tego, czy podwyżka w danej miejscowości może wejść w życie, czy nie. To jest nie w smak samorządowcom, ze strony których często można usłyszeć głosy, że podwyżki są blokowane ze względów politycznych, a w konsekwencji ich przedsiębiorstwa wodociągowe odnotowują straty.
Trudne negocjacje
Obie strony próbuje pogodzić minister infrastruktury. W szykowanym projekcie ustawy Dariusz Klimczak chce wprowadzić zasadę, by Wody Polskie wkraczały do akcji tylko w sytuacji, gdy podwyżka przekroczyłaby określony poziom. Wyjściowa propozycja zakładała pułap 15-proc. podwyżki (w porównaniu do średnich taryf z ostatnich trzech lat dla danego przedsiębiorstwa wodno-kanalizacyjnego), po przekroczeniu którego stanowisko Wód Polskich w procesie opiniowania nowych taryf byłoby dla gminy wiążące.
Projekt ustawy zmienia zakres funkcjonowania regulatora, nie przewiduje jednak jego likwidacji. W przypadku nieznacznych zmian cen regulator będzie wspomagał gminy w procesie podejmowania merytorycznego rozstrzygnięcia, natomiast w przypadku znaczącej zmiany cen rola regulatora będzie silniejsza, będzie mógł zablokować zmianę cen, jeśli nie będzie miała ona uzasadnienia - w ten sposób tłumaczył tę propozycję resort infrastruktury w odpowiedzi na nasze pytania.
Jak dodawali jego przedstawiciele, uzgodnienie projektu taryfy przez Wody Polskie powyżej 15 proc. progu podwyżki "ma zapewnić realizację wniosków Najwyższej Izby Kontroli w zakresie uniknięcia konfliktu interesów oraz ochrony interesów odbiorców usług przed nieuzasadnioną zmianą cen usług wodociągowo-kanalizacyjnych".
Ale o takiej propozycji samorządowcy nie chcieli nawet słyszeć. - Nasze zdanie jest proste: wyrzucamy do kosza jakiegokolwiek regulatora - mówi przedstawiciel jednej z korporacji samorządowych.
Nasz inny rozmówca z samorządu twierdzi, że z likwidacją Wód Polskich może być problem ze względu na regulacje unijne, które nakładają na państwa członkowskie wymóg istnienia jakiejś instytucji do zarządzania zasobami wodnymi na poziomie centralnym. Dlatego jego zdaniem raczej trzeba negocjować inne kwestie jak np. wspomniany 15-proc. próg.
- Dla części samorządów powinien być on dużo wyższy, zwłaszcza tam, gdzie podwyżek nie było nawet od kilkunastu lat - wskazuje. W jego opinii konieczna jest też reforma samych Wód Polskich. - Trzeba sprawić, by były bardziej merytoryczne i działały szybciej. Samorządy wysyłają opinię czy wnioski i potem miesiącami nie ma odzewu, a to opóźnia wiele procesów inwestycyjnych realizowanych przez samorządy czy przedsiębiorców - podkreśla.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nowa propozycja
Minister Klimczak jednak nie zamierza likwidować Wód Polskich i proponuje samorządowcom jeszcze inne rozwiązanie. Chodzi o tzw. taryfy progresywne. Zgodnie z tym mechanizmem, dokonując podwyżek, rada gminy mogłaby przegłosować sprzeciw regulatora, jakim są Wody Polskie, pod warunkiem że pierwsze metry sześcienne wykorzystywane w gospodarstwach domowych byłyby po niższych cenach.
- To był nasz projekt - przyznaje rozmówca money.pl z Lewicy. - Pierwotny pomysł był taki, że woda pitna powinna być za darmo, stąd idea darmowego pierwszego metra sześciennego. A potem taryfa miała rosnąć progresywnie, czyli im więcej wody się zużywa w gospodarstwie domowym, tym więcej się płaci. Na to jednak nie zgodził się minister Klimczak, dlatego nasz wiceminister w resorcie infrastruktury Przemysław Koperski walczy o to w mniejszym wymiarze, czyli nie pierwszy metr sześcienny za darmo, tylko by były progresywne stawki i by nikt nie zarabiał na dostawach wody. I na to minister Klimczak ponoć patrzy bardziej przychylnie - relacjonuje rozmówca z Lewicy.
Tyle że ta propozycja też nie znajduje uznania w oczach włodarzy. - Kwestia taryf progresywnych, która się nagle pojawiła ze strony resortu infrastruktury, jest dla nas niezrozumiała i oceniamy ją krytycznie - przyznaje prezydent jednego z miast, prosząc o anonimowość.
Dziś przedsiębiorstwa wodociągowo-kanalizacyjne są w koszmarnej sytuacji finansowej, nawet bliskie bankructw. Mleko się już wylało i trzeba teraz z tego jakoś wyjść. Naszą propozycją był powrót do wcześniejszych regulacji, ale na to nie ma zgody - wskazuje samorządowiec.
Na argument, że rady gmin w czasach przed powstaniem Wód Polskich potrafiły zaserwować mieszkańcom spektakularne podwyżki cen za wodę i ścieki, włodarz odpowiada, że podwyżki nie wynikają z chciejstwa wójta czy rady, bo wniosek taryfowy opiera się na faktycznych kosztach, które spółka ponosi w związku z dostarczaniem wody do mieszkańców. - Taryfę opracowują biegli, w oparciu o konkretne, przewidziane prawem reguły. Tu nie ma miejsca na dowolność, jeśli chodzi o skalę podwyżek. Radni nie mogą ingerować we wnioski taryfowe, mogą je albo zatwierdzić, albo nie - przekonuje prezydent.
Koalicyjne tarcia
Co ciekawe, jeszcze w lipcu ubiegłego roku minister Dariusz Klimczak inaczej widział sprawę taryf za wodę. - Sprawy związane z ustalaniem taryf za wodę i ścieki powinny wrócić do rad gmin - mówił wówczas na antenie Radia Zet szef resortu infrastruktury. - Nie znam samorządowca, który robiłby na złość mieszkańcom, którzy go wybierają, niech oni ustalą cenę wody - dodał.
Jak widać, perspektywa ludowców w tej kwestii ewoluowała, a Wody Polskie dla niektórych koalicjantów stały się wręcz łakomym kąskiem w kontekście zapowiadanej przez premiera Tuska rekonstrukcji rządu. - Szymon będzie się starać o to, by nadzór nad wodami wrócił spod resortu infrastruktury pod resort klimatu. Nie podoba mu się, że dziś wody są traktowane jako środek transportu, a nie jako cenny zasób naturalny, o który trzeba dbać - mówi rozmówca z Polski 2050 Szymona Hołowni.
Pytanie, czy do potencjalnego sporu o Wody Polskie w ramach Trzeciej Drogi w którymś momencie nie włączą się inne formacje. Z KO słychać np. głosy, że to instytucja, którą należy zlikwidować. - Wody Polskie spowalniały procesy inwestycyjne przez przewlekłe procedury administracyjne. Podobne problemy występowały za czasów PiS z energetyką przy podłączaniu prądu do nowych obiektów - wskazywał w wywiadzie dla money.pl Jacek Karnowski, wiceminister funduszy i polityki regionalnej z KO. Podkreślał jednak, że w sprawie dalszego losu Wód Polskich rozstrzygnięcia nie ma.
Lewica z kolei uważa, że likwidacja instytucji to zbyt radykalny krok i że potrzebuje ona głębokiego zreformowania. - Przykład powodzi pokazał, ile jest tam problemów. Przekazywanie informacji samorządom i sztabom kryzysowym o stanie zbiorników było absurdalnie opóźnione, nie wiadomo było, czy wały wytrzymają. W dodatku Wody są mocno obsadzone nominatami PiS - wskazuje rozmówca z Lewicy.
Tomasz Żółciak i Grzegorz Osiecki, dziennikarze money.pl.