W poniedziałek (17 lipca) wczesnym rankiem doszło do eksplozji na moście Krymskim. O atak - niektórzy eksperci twierdzą, że dokonany dronami wodnymi - Rosja oskarża Ukrainę. Ta oficjalnie nie przyznaje się do operacji.
Reżim Władimira Putina okupuje Krym od 2014 r., a w lutym 2022 r. zaczęła nowy etap inwazji. Infrastruktura ma kluczowe znaczenie dla obrony półwyspu przed kontratakiem Ukrainy. A ta nie ukrywa, że jej celem jest odbicie Krymu z rąk okupantów.
Uszkodzenie mostu sprawiło, że połączenie między okupowanym terenem Ukrainy a rosyjskim Krajem Krasnodarskim odbywa się wyłącznie promami. Przebywający na Krymie Rosjanie nie czekają na dalszy rozwój wydarzeń. Uciekają z półwyspu, co jednak nie jest łatwe.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rosjanie stoją w korkach, Władimir Putin grzmi ws. mostu Krymskiego
Po wybuchach w sieci pojawiły się nagrania, świadczące o tym, że uciekający Rosjanie utknęli w gigantycznych korkach. Po południu Anton Gerashchenko, Doradca Ministra Spraw Wewnętrznych Ukrainy, opublikował wideo pokazujące kolejki oczekujących na prom.
Atak na most Krymski jest w poniedziałek numerem jeden w Rosji. Głos w tej sprawie zabrał prezydent Władimir Putin. Moskiewski dyktator poinformował swoje służby, że "czeka na konkretne propozycje poprawy bezpieczeństwa tego strategicznie ważnego obiektu transportowego", jak pisze "Kommiersant".
Rosjanie podkreślają, że poniedziałkowy wybuch był drugim udanym atakiem na most. Pierwszy miał miejsce w październiku 2022 r. Mimo zeszłorocznej eksplozji, a także ostrzeżeń Ukrainy, że nie jest to bezpieczne miejsce, Krym wciąż przyciągał turystów z Federacji Rosyjskiej.