Przemysław Ciszak, money.pl: Polska nie tylko nie zaprzestała kupowania rosyjskiego LPG, ale wciąż opiera większość swojego importu tego paliwa, bo ponad 50 proc., o dostawy z Rosji. Dlaczego?
Paweł Bielski, prezes Polskiej Izby Gazu Płynnego: Nie ma wśród przedstawicieli branży takich, którzy nie widzieliby potrzeby odejścia od rosyjskich surowców po tym, jakich zbrodni dopuściła się Rosja. Jednak sankcje te nie mogą bardziej szkodzić nam niż Putinowi. Dotykać muszą winnego, a nie uderzać rykoszetem w nakładającego sankcje.
W pierwszej kolejności musimy zadbać o polskie interesy – a przede wszystkim o polskiego konsumenta. On codziennie płaci myto za wojnę w Ukrainie – w cenach energii, benzyny, w wyniku inflacji itd. Czy naprawdę największym problemem w Polsce powinny być sankcje na gaz LPG? To wygląda jak przekierowanie optyki z kwestii naprawdę ważnych na poboczne. Dlaczego w Polsce nadal działają firmy robiące biznes w Rosji i sprzedające tam swoje produkty? To znacznie większe kwoty niż cały rynek LPG.
To w jaki sposób embargo na rosyjski LPG uderzałoby w Polaków?
Butle gazowe zdrożałby dwu albo trzykrotnie. Wielu osób nie stać by było na ich zakup. Problem ujawniłby się również na stacjach benzynowych. Zachodnie dostawy nie pokryłby zapotrzebowania, więc na rynku powstałaby spore niedobory.
Embargo wpłynęłoby również na polskie firmy. W zeszłym roku, w związku wysokimi cenami gazu ziemnego i groźbą braków na rynku, również duży przemysł wspierał się dostawami LPG. Ogrzewanie nim były choćby suszarnie zboża czy fermy drobiu. Tam niedostarczenie produktu będzie oznaczało już w kilka godzin poważne problemy z produkcją.
Mogłoby zabraknąć gazu?
Wyliczenia mamy bardzo konkretne. Wprowadzenie sankcji bez UE oznacza, że brakuje nam na rynku 700 tys. ton produktu na rynku krajowym, ceny idą w górę, część kontrahentów tego produktu w ogóle nie dostaje. Walczymy o większe możliwości zakupu LPG z portów z ARA (Amsterdam – Rotterdam – Antwerpia), co oznacza wyższe koszty.
Nie można oczekiwać, że Polacy będą płacić 2-3 razy więcej za gaz LPG tylko dlatego, że odetniemy rosyjskie dostawy bez przygotowania. Rosja na tym i tak nie straci – zarobią zachodni traderzy, a zapłaci polski konsument.
Jak to, przecież odetniemy jej kolejne źródło przychodów.
Jeśli posiłkować się danymi za 2022 rok, to około 700 mln euro Rosja zarobiła na sprzedaży LPG Polsce, około 400 mln na dostawach do innych krajów UE. Mówimy więc o szacunkowej wartości 1,3 mld euro rocznie. Nie jest to znaczna kwota dla budżetu rosyjskiego. Sądzę więc, że utrata zachodniego rynku LPG nie byłaby specjalnie dostrzegalna. Wątpię, żeby ewentualne sankcje UE były kwestią codziennie poruszaną przy śniadaniu na Kremlu.
Polskie embargo byłoby nieskuteczne?
Chodzi o to, aby rosyjski gaz nie mógł docierać do nas z innych kierunków – a takich ścieżek jest naprawdę dużo. Nie ma gwarancji, że gaz przypływający ze Szwecji nie zawiera w sobie chociażby dodatku gazu rosyjskiego. Podobnie gaz z ARA. Nie ma jak tego sprawdzić. w zasadzie jedyną metodą skutecznej weryfikacji pochodzenia towaru jest wymaganie certyfikatu pochodzenia dla produktu. Do portów na zachodzie cały czas dociera rosyjskie LPG, które w zbiornikach/kawernach miesza się z gazem z innych kierunków geograficznych.
Niestety, gaz jest surowcem, którego nie da się zbadać pod względem pochodzenia tak, jak można to zbadać w przypadku np. węgla. Dlatego znacznie łatwiej jest wprowadzić rosyjski gaz z innych kierunków niż wschodni – jako gaz zachodnioeuropejski. Mogę zaryzykować stwierdzenie, że obecnie nie ma na polskim rynku ani jednej firmy, która importowałaby tylko zachodni gaz – nawet jeśli twierdzi lub sądzi, że tak jest. Szczególnie podejrzane są kierunki: turecki i kazachski.
No dobrze, ale w 11 pakietach unijnych sankcji LPG jednak nie został ujęty. Polska miała do tego przekonać Brukselę. Tak się nie stało.
Wielokrotnie i regularnie przy każdych negocjacjach w sprawie sankcji kolejne państwa – głównie bałtyckie – wychodziły z inicjatywą, aby dołączyć europejskie embargo również na rosyjski gaz LPG. Za każdym razem Polska się do tych głosów przyłączała.
Tak jak przy innych produktach, jak choćby kauczuk, nawozy, czy diamenty, są kraje, które w imię własnych interesów się temu sprzeciwiają. Takim hamulcem w przypadku LPG były chociażby Węgry. W efekcie konsensusu do tej pory nie było.
A jednak Unii udało się w dużej mierze ograniczyć zależność od rosyjskiego gazu ziemnego, ropy naftowej czy gotowych paliw. Dlaczego więc przy LPG takiej determinacji brakuje?
To kwestia postrzegania. LPG jest ważne dla Polski, w pewnej mierze również dla Węgier, Czech czy Słowacji. Dla pozostałych krajów UE nie jest to produkt szczególnie ważny. Podczas gdy gaz ziemny jest strategicznym paliwem dla wszystkich, to LPG stanowi zaledwie 2-3 proc. "tortu energetycznego".
Na zachodzie ten temat praktycznie nie istnieje – jest przedmiotem handlu z krajami, dla których LPG jest ważne, a tu Polska jest jednym z głównych graczy. Rozmawiamy więc o produkcie ważnym dla obywateli Polski, 4,5 mln domów z butlami, 3 mln samochodów zasilanych gazem.
Chce pan powiedzieć, że jesteśmy więc skazani na rosyjski gaz?
Zamknięcie się z dnia na dzień na rosyjskie LPG miałoby bardzo niepożądane skutki. My chcemy się do tego procesu przygotować. Musimy to zrobić mądrze. W przeciwnym razie źle się to skończy i dla branży i dla klientów. Musimy rozszerzać relacje z różnymi kontrahentami. Już teraz rozwijana jest współpraca z Algierią, jednym z większych producentów LPG, poprzez Włochy. To jednak dość skomplikowane logistycznie przedsięwzięcie. Większe zakupy na Zachodzie też nie są sprawą prostą. Napotkamy tu liczne wąskie gardła.
No i jest jeszcze kwestia dostępności surowca. Porty ARA zaś są głównie rezerwowane przez lokalnych traderów dla regionalnych rynków.
To co należałoby zrobić, aby zerwać z tą zależnością?
Jedynym rozwiązaniem jest budowa infrastruktury w Polsce – i to w trybie pilnym. Polska praktycznie nie ma terminali w portach, gdzie mogłyby przypływać większe statki z LPG. Jedyny w miarę pojemny terminal znajduje się w Gdańsku – ale jego właściciel firma Gaspol nie udostępnia go do użytku komercyjnego.
A więc brakuje nam kolejnego portu?
Polska potrzebuje dużego głębokowodnego portu dla odbiorów LPG, który mógłby przyjmować jednostki transoceaniczne. Pozwoliłoby to ominąć pośredników w portach ARA, gdzie cena w stosunku do zakupu jest mocno windowana przez traderów. Poza tym dostawa dużym statkiem bezpośrednio do Polski jest niewspółmiernie bardziej ekonomiczna. Koszty byłby 2,5-razy niższe.
Rozbudowa portów to tylko element większej układanki.
Dostarczony do portu gaz trzeba mieć jeszcze jak rozwieźć. Potrzeba nowych torów, dodatkowych torów bocznicowych, instalacji zbiornikowych. Obecne możliwości zbiornikowe wewnątrz kraju starczają na tydzień może półtora magazynowania. Muszą więc powstać bazy paliwowe, potrzebne są nowe bocznice kolejowe. Takie inwestycje zajmują dużo czasu – więc powinny zostać rozpoczęte natychmiast i to na dużą skalę. To jest jedyna droga do uniezależnienia się od rosyjskiego gazu LPG.
Mówimy jednak o kosztownych inwestycjach, czy w perspektywie zapotrzebowanie na LPG w Polsce będzie na tyle duże, aby się one opłaciły?
Moim zdaniem będzie się opłacać. Śmiem twierdzić, że bezpośrednie dostawy LPG powstałego przy produkcji gazu łupkowego z USA do Polski byłby bardziej opłacalne niż obecne dostawy z Kazachstanu czy Rosji, zwłaszcza że Rosjanie pobierają od Kazachów dodatkowe myto tranzytowe. Port dałby nam niezależność, bezpieczeństwo i bufor produktowy. Dostępnością produktu i jego cenami stalibyśmy się atrakcyjnym dostawcą dla innych krajów regionu.
Rozmawiał Przemysław Ciszak, dziennikarz money.pl