Polska gospodarka wodna jest w opłakanym stanie — alarmują eksperci. Jesteśmy jednym z krajów Unii Europejskiej z najuboższymi zasobami wody — za nami są tylko Czechy, Malta i Cypr.
Aby jaśniej przedstawić problem, na każdego mieszkańca Polski przypada ok. 1500 m sześciennych wody na rok. Oznacza to, że nasze zasoby są prawie pięciokrotnie mniejsze niż średnia UE, wynosząca ok. 7000 m sześciennych. Według ONZ roczna wielkość zasobów wody poniżej 1,7 tys. m na mieszkańca powoduje tzw. stres wodny, czyli sytuację, w której wody jest za mało, aby zaspokoić potrzeby ludzi i środowiska albo woda jest niezdatna do picia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Woda na wagę złota
Zasoby wód powierzchownych i podziemnych kurczą się nam coraz szybciej, a o problemach z obszaru gospodarki wodnej mówimy najczęściej w kontekście katastrof: powodzi oraz suszy. Pomijamy natomiast ważną kwestię bezpieczeństwa wodnego, które jest ściśle powiązane z bezpieczeństwem energetycznym. I jeśli nic z tym nie zrobimy — na co uwagę zwracają eksperci pytani przez money.pl — woda w Polsce będzie na wagę złota, co z kolei spowoduje, że stanie się czynnikiem cenotwórczym. Innymi słowy, będzie wpływać na ceny towarów oraz usług tak, jak wpływają na nie m.in. ceny paliw czy energii.
— Z gospodarczego punktu widzenia woda jest dla nas obecnie dobrem oczywistym i nie jest czynnikiem cenotwórczym, ale to się może zmienić — ostrzega w rozmowie z money.pl Marta Saracyn, hydrolożka i ekspertka Banku Gospodarstwa Krajowego (BGK).
Do lat 90. mieliśmy susze co pięć lat, na początku tego stulecia co 2,5 roku, a ostatnio co roku, począwszy od 2018. W Polsce już są obszary, gdzie wody pitnej brakuje. Przykładowo w Świnoujściu, gdy rozpoczyna się okres letni, brakuje wody w kranach. Według naszej rozmówczyni słabe ciśnienie w tym regionie — szczególnie w okresie turystycznym, gdy zużycie rośnie — może wskazywać na niski poziom wód podziemnych.
Jak twierdzi hydrolożka, zmiany klimatu nie będą mieć większego przełożenia na ilość opadów — nadal będzie padać mniej więcej tyle samo co obecnie, ale w większych odstępach czasu. Sprowadza się to do tego, w tej chwili mamy bardzo długie okresy bezopadowe albo opady nawalne, co skutkuje podtopieniami w miastach.
Musimy nauczyć się łapać wodę. W przeciwnym razie trudno będzie się nam rozwijać — zarówno pod kątem gospodarczym (bo woda jest potrzebna wielu przedsiębiorstwom), jak i bezpieczeństwa (grozi nam brak wody pitnej) — alarmuje w rozmowie z money.pl Saracyn.
Fundament bezpieczeństwa energetycznego
Według ekspertki BGK o bezpieczeństwie wodnym należy rozmawiać przede wszystkim w kontekście bezpieczeństwa energetycznego, bo energetyka ma ogromne zapotrzebowanie na wodę. Przykładowo planowana na wybrzeżu elektrownia jądrowa, która może potrzebować do chłodzenia rdzenia reaktora i usuwania nadmiaru ciepła z systemu nawet 4 mld m sześciennych wody rocznie (jeśli zastosowany zostanie obieg otwarty). W tym przypadku na szczęście będziemy mogli skorzystać z wody morskiej.
Zanim powstaną elektronie jądrowe czy wodorowe, bo takie też są w planach, upłynie sporo czasu. Wątpliwości co do tego, że kurczące się zasoby wody w okolicy działających elektrowni węglowych będą powodować ograniczenia w dostawie energii elektrycznej, nie ma nasz kolejny rozmówca.
— Mieliśmy już z tym do czynienia w 2015 r., gdy był problem z dostępem do wody o odpowiedniej temperaturze, wykorzystywanej do chłodzenia bloków energetycznych. To skutkowało ograniczeniem produkcji prądu, a w konsekwencji wprowadzeniem stopni zasilania oraz ograniczeniem dostaw prądu do największych odbiorców — przypomina w rozmowie z money.pl Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacja Przedsiębiorców Polskich (FPP).
Zdaniem ekonomisty, na niektórych obszarach Polski mogą występować również przejściowe niedobory wody. Najbardziej wpłynie na działalność wspomnianej już energetyki, ale także branży górniczej, hutniczej, chemicznej, papierniczej, spożywczej, rafineryjnej, metalurgicznej i stalowej.
Infrastruktura wodna w opłakanym stanie
Kolejnym naszym ogromnym problemem jest fatalny stan infrastruktury wodnej. Szereg nieprawidłowości wykazały kontrole przeprowadzone przez powiatowe inspektoraty nadzoru budowlanego (PINB). Na zlecenie Najwyższej Izby Kontroli (NIK) jednostki te przeprowadziły kontrole 41 stacji uzdatniania wody oraz 59 odcinków sieci wodociągowej, których wyniki opublikowano w sierpniu 2022 r.
Przypomnijmy, że zły stan techniczny sieci wodociągowych był związany z ich wiekiem. Jak wskazuje NIK w raporcie, większość sieci (ok. 67 proc.) ma od 20 do 60 lat. Natomiast 40 proc. jednostek nie posiada informacji na temat wieku ich sieci, a ponad jedna trzecia przedsiębiorstw nie wie, z jakiego materiału są wykonane.
Na niektórych obszarach kraju problem jest na tyle duży, że tracone jest aż 30 proc. pobieranej wody przed dostarczeniem jej np. do mieszkań, domów oraz przedsiębiorstw. Co więcej, aż 25 proc. Polaków wciąż nie ma dostępu do kanalizacji ani systemów oczyszczania ścieków. Zdaniem Kozłowskiego to pokazuje, jak jesteśmy zapóźnieni.
Zbyt mało inwestowaliśmy na obszarach związanych z wodą. Infrastruktura wodna to absolutna podstawa, która powinna widnieć dużo wyżej na liście priorytetów naszego kraju. W szczególności powinniśmy skupić się na poprawie infrastruktury wodociągowej. Polska znajduje się w gronie państw, które stosują najstarsze technologie wodno-kanalizacyjne — mówi money.pl Kozłowski.
Wyjaśnia, że w przetargach największą wagę przykłada się do kryterium najniższej ceny. Zdaniem eksperta większy nacisk należy położyć jednak na jakość tworzonej infrastruktury. Niedofinansowane są też inwestycje prywatne. Na inwestycje w ochronę wód w 2021 r. przeznaczyliśmy 5,7 mld zł. Z tego inwestycje na kwotę 2,6 mld zł realizował sektor publiczny, a na kwotę 1,7 mld zł przedsiębiorstwa energetyczne i wodociągowo-kanalizacyjne. Inwestycje przemysłowych użytkowników wody wyniosły w tym czasie 226 mln zł.
Ponad 380 mld euro do podziału
Największy zastrzyk finansowy mamy szansę dostać w kolejnej perspektywie unijnej, przewidzianej na lata 2028-34. W ramach tzw. Niebieskiego Ładu, będącego uzupełnieniem Zielonego Ładu, państwa członkowskie mają szansę pozyskać łącznie ponad 380 mld euro. Tyle wynoszą potrzeby inwestycyjne, wstępnie oszacowane na podstawie założeń Europejskiego Komitetu Ekonomiczno-Społecznego (EESC), będącego inicjatorem tego projektu.
Przypomnijmy, że w lutym tego roku EESC rozpoczął prace nad propozycjami kompleksowego uregulowania gospodarki wodnej w UE. Zostaną one ogłoszone w październiku. Swoje pomysły w Parlamencie Europejskim zaprezentuje działający przy Federacji Przedsiębiorców Polskich Komitet ds. Wody, tym samym zabiegając o ustanowienie specjalnego funduszu na inwestycje wodne w Polsce.
Zdaniem ekspertów pytanych przez money.pl, nie powinniśmy czekać, aż pieniądze z UE na inwestycje wodne do nas spłyną za kilka lat. Jeśli niczego nie zrobimy tu i teraz, do tego czasu nasze problemy urosną do olbrzymich rozmiarów.
Na co dzień mamy poczucie, że woda w kranie jest, dlatego nie dostrzegamy problemu gołym okiem. On jest i według mnie powinniśmy odejść już od dyskusji o tym, co my prywatnie możemy zrobić, by zużywać wody mniej. Sami indywidualnie nie rozwiążemy problemu — uważa Marta Saracyn.
Zdaniem hydrolożki musimy budować rozwiązania systemowe. Jednak aby poradzić sobie z wyzwaniem, musimy podjąć działania na szeroką skalę i określić priorytety, bo konkurencja o zasoby wodne będzie rosła. Musimy też odpowiedzieć sobie na pytanie, w co chcemy inwestować w pierwszej kolejności: czy w turystkę wodną, czy śródlądowe drogi, czy może przemysł. Nie jest tego w stanie zrobić indywidualnie rząd, samorząd, ani my jako konsumenci nie odpowiemy. Zdaniem ekspertki konieczny jest dialog i współpraca.
Karolina Wysota, dziennikarka money.pl