Z najnowszego raportu e-petrol.pl wynika, że litr oleju napędowego w ostatnich dniach podrożał o 9 gr. Obecnie kosztuje średnio 6,72 zł. Nie jest to jednak zaskoczenie - podkreślają analitycy. W zeszłym tygodniu ceny diesla w hurcie były na najwyższym poziomie od połowy marca 2023 r.
Dane e-petrol.pl wskazują ponadto, że litr benzyny 95 podrożał od połowy lutego o 5 gr. Średnia ogólnopolska cena wynosi obecnie 6,47 zł, tyle samo, ile na koniec listopada 2023 r. Najmniej – o 2 gr podrożał autogaz, w sprzedaży detalicznej litr tego paliwa kosztuje przeciętnie 2,94 zł.
Rosnące ceny skomentował niedawno na platformie X Daniel Obajtek, były prezes Orlenu. "A miało być tak pięknie..." – napisał, odnosząc się do obietnic wyborczych obecnego rządu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dr Jakub Bogucki, analityk e-petrol.pl, pytany przez nas niedawno o źródło podwyżek, wskazał m.in. sytuację na Bliskim Wschodzie i zakłócenia na arcyważnym szlaku przez Morze Czerwone i Kanał Sueski. Gdzie ceny się zatrzymają?
Prognozowane ceny paliw przed letnimi wakacjami
Dawid Czopek, ekspert rynku paliw i zarządzający Polaris FIZ, wyjaśnia, że ceny gotowych paliw rosną z dwóch głównych przyczyn.
– Pierwsza to wzrost ceny samej ropy (na giełdach – przyp. red.) o ok. 10 proc., to jest ok. 7 dol. za baryłkę. Druga - istotny wzrost marży rafineryjnej, szczególnie na dieslu, której wartość wzrosła nawet o 10-12 dol. za baryłkę. Na benzynie było to mniej, ale część stacji wykorzystała zjawisko wzrostu cen ON do podniesienia cen detalicznych benzyn – tłumaczy analityk w rozmowie z money.pl.
Co będzie dalej? – Niestety obawiam się, że wchodzimy w okres, w którym ropa może być jeszcze droższa. W zeszłym roku wzrosła od wiosny do lata z ok. 70 dol. do prawie 100 dol. za baryłkę. Nie wiem, czy w tym roku stanie się podobnie, ale sezonowość będzie sprzyjać wzrostom – mówi ekspert.
Analityk prognozuje, że "ze względu na sezonowość ceny paliw mogą znaleźć się w przedziale 7-7,5 zł".
Ten scenariusz zakłada jednak, że sytuacja na Bliskim Wschodzie, związana z wojną Izraela z palestyńskim Hamasem, znacząco się nie pogorszy.
Najgorszy scenariusz dla polskich kierowców
Czopek prognozuje, że gdyby doszło do "dużej eskalacji" na Bliskim Wschodzie, to cena ropy przez pewien czas wyniesie 150-200 dol. za baryłkę. Byłaby wówczas dwa, może trzy razy wyższa, niż jest obecnie.
Gdyby spełniły się czarne scenariusze na Bliskim Wschodzie, wtedy cena paliw na stacjach może przekroczyć 10 zł – przewiduje.
Zaznacza jednocześnie, że według niego jest to scenariusz "ekstremalnie mało prawdopodobny", bo raczej nikt nie zakłada tak dużej eskalacji.
Obecnie, jak wylicza Dawid Czopek, ataki jemeńskich bojowników Huti, przez które wiele statków zdecydowało się omijać Morze Czerwone, podnosi na giełdach ceny ropy o maksymalnie 2-3 dol. za baryłkę.
Polskie ceny w rękach Iranu
Dawid Czopek już na początku konfliktu wskazywał w rozmowie z money.pl, że najbardziej szkodliwa dla cen byłaby blokada Zatoki Perskiej.
– Głównym czynnikiem, który będzie decydował o kierunku cen paliw, są notowania ropy. Rynki obserwują konflikt w Izraelu i strefie Gazy. Jeśli Iran się przyłączy, zablokuje cieśninę Ormuz, przez którą przepływa 20 proc. światowej ropy, to cena surowca sięgnie 150 dol. za baryłkę. Jeśli Hamas wypuści zakładników i nie dojdzie do inwazji lądowej (Izraela na Strefę Gazy – przyp. red.), ceny ropy spadną poniżej 80 dol. – mówił ekspert w listopadzie 2023 r.
Tymczasem w czwartek (22 lutego), wspierani przez Iran jemeńscy bojownicy Huti, zakazali przepływu amerykańskich, izraelskich i brytyjskich statków przez Morze Czerwone, Morze Arabskie i Zatokę Adeńską. Informacja ta została przesłana międzynarodowym firmom ubezpieczeniowym – podała agencja Reutera.
Przypomnijmy, że bojownicy Huti starają się wymusić na Izraelu zawieszenie broni w Strefie Gazy. Izraelski rząd szykuje się jednak do dalszej fazy wojny. Jeśli Hamas nie spełni ultimatum premiera Beniamina Netanjahu, to wraz z rozpoczęciem świętego dla muzułmanów miesiąca Ramadan armia Izraela uderzy w miasto Rafah, gdzie przebywa obecnie ok. 1,5 mln osób.
Jacek Losik, dziennikarz money.pl