Wciąż nie wiadomo, czy pracodawcy będą partycypować w kosztach, jakie ponoszą pracownicy w związku z wykonywaniem pracy z domu. Taka kolej rzeczy wydaje się uzasadniona, wszak gdyby pracownicy biurowi wrócili do swoich miejsc pracy sprzed pandemii, koszty eksploatacyjne w zakładach pracy byłyby znacznie wyższe. Setki ludzi nie podłączają laptopów do gniazdek w firmie, nie przelewają litrów "służbowej" wody, nie siedzą do późna przy świetle, za które ostatecznie zapłaci pracodawca.
Ustalenie zasad, na jakich miałyby się odbywać zwroty, okazało się jednak tak trudnym zadaniem, że choć od początku pandemii w Polsce minął niemal rok, zgody co do systemu rozliczeń nie ma.
Prace nad uregulowaniem kwestii zwrotu rozpoczęły się w Radzie Dialogu Społecznego we wrześniu zeszłego roku, ale w miarę formułowania konkretów spadała "umiejętność negocjacji". Kością niezgody stało się to, czy to aby na pewno pracodawca jest wzbogacony na nieobecności pracowników. Więcej piszemy o tym w tym artykule.
"Dziennik Gazeta Prawna" donosi jednak, że coś wyraźnie w temacie drgnęło. Określenie zasad rozliczeń ma się jednak znaleźć nie w Kodeksie pracy, lecz być przedmiotem indywidualnych ustaleń pracodawcy z pracownikami – w tym kierunku idą ustalenia poczynione na Radzie Dialogu Społecznego. Wszystko po to, by nie narzucać odgórnie rozwiązań, które mogą przynieść więcej szkody niż korzyści.
By nie wylać dziecka z kąpielą
Robert Lisicki, dyrektor departamentu pracy Konfederacji Lewiatan, zwrócił uwagę, że jeśli obowiązki pracodawcy będą sztywno określone w przepisach, to może on sobie wykalkulować, że jednak wcale mu nie na rękę pozwalać pracownikom na pracę z domu i wprowadzi nakaz świadczenia jej z biura. Uderzy to w pracowników, którzy sami często proszą o możliwość pracy zdalnej przez choćby dzień w tygodniu.
Ministerstwo Rozwoju, Pracy i Technologii również jest zdania, że w kodeksowym katalogu powinny się znaleźć tylko podstawowe kwestie (przede wszystkim zasady rozliczeń za energię elektryczną), a wszystko inne powinno wynikać z ustaleń zakładowych.
Swoją drogą, dyskutujące w Radzie Dialogu Społecznego organizacje zgodne są co do tego, że pracodawca powinien partycypować w kosztach energii elektrycznej i zakupu dodatkowego pakietu internetowego, jeśli pracownik nie ma łącza z nieograniczonym dostępem. Pozostałe zagadnienia oczywiste już nie są. Bo czy pracodawca naprawdę ma uwzględniać w dodatkowych kosztach kawę, herbatę czy papier toaletowy, za które płaci pracownik? Przecież te wydatki równoważone są przez różne oszczędności po stronie pracownika: na dojazdach czy mniejszym zapotrzebowaniu na nowe ubrania.
Związkowcy chcą choć minimum konkretów
Organizacje reprezentujące pracowników zwracają uwagę na to, że pracodawca jest silniejszą stroną każdego stosunku pewnego i może przeforsować zupełnie symboliczną wysokość ekwiwalentu. Stąd związkowcy woleliby więc, by ustawa określała widełki, tak jak to ma miejsce w przypadku diety za wyjazd służbowy.