Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
oprac. Jacek Losik
|
aktualizacja

Elon Musk przejmuje Twittera. W mediach burza i dyskusja o granicy "wolności słowa"

Podziel się:

Twitter potwierdził oficjalnie, że Elon Musk kupi platformę za ok. 44 mld dol. Natychmiast po oficjalnej informacji na temat sprzedaży w mediach po obu stronach Atlantyku rozgorzała dyskusja o tym, jakie zmiany w serwisie wprowadzi miliarder, który uznaje się za "absolutystę w kwestii wolności słowa". Ta transakcja budzi równie dużo obaw, co radości.

Elon Musk przejmuje Twittera. W mediach burza i dyskusja o granicy "wolności słowa"
Elon Musk przejmie Twittera za 44 mld dol. (GETTY, 2022 Getty Images)

Elon Musk od dawna nie kryje się z obiekcjami co do tego, jak platforma moderuje wypowiedzi użytkowników. W marcu miliarder zapytał na swoim profilu, czy serwis przestrzega zasady wolności słowa. Na ponad 2 mln oddanych głosów, przeszło 70 proc. odpowiedzi było na "nie".

Właściciel m.in. Tesli i SpaceX od paru tygodni zapowiadał, że chciałby przejąć Twittera. Pod koniec kwietnia Elon Musk kupił platformę za 54,20 dolarów za akcję. W dniu dopięcia umowy akcje TT kosztowały po południu ok. 51 dolarów, ale w dniu składania oferty było to ok. 45 dol.

"Wolność słowa jest podstawą funkcjonującej demokracji, a Twitter jest cyfrowym rynkiem miejskim, na którym dyskutuje się o sprawach istotnych dla przyszłości ludzkości" - napisał Elon Musk w oświadczeniu na Twitterze po ogłoszeniu transakcji.

"Chcę także uczynić Twittera lepszym niż kiedykolwiek wcześniej, wzbogacając produkt o nowe funkcje, udostępniając algorytmy jako otwarte źródło, aby zwiększyć zaufanie, pokonując boty spamujące i uwierzytelniając wszystkich ludzi. Twitter ma ogromny potencjał - nie mogę się doczekać współpracy z firmą i społecznością użytkowników, aby go uwolnić" - napisał na portalu, który stał się jego własnością.

I to "uwolnienie" otworzyło na Twitterze, bo gdzieżby indziej, puszkę pandory.

"Uwolnić" Donalda Trumpa na Twitterze

Największą kością niezgodny w tej sprawie, tak w Polsce, jak i USA, jest to, jak rozumieć to uwolnienie i szerzej - wolność słowa? Jako wolność i odpowiedzialność za własne słowa, jak rozumie to ta liberalna część politycznego świata? Czy wolność do mówienia wszystkiego bez odpowiedzialności, tak długo, jak nie krytykujemy prawicowych wartości?

Przejęcie Twittera wywołało lawinę komentarzy po obu stronach Atlantyku. Radości w USA nie kryją republikanie oraz prawicowe media, piszące o przywróceniu wolności słowa.

W kontekście przejęcia Twittera przewija się nazwisko byłego prezydenta USA Donalda Trumpa, którego konto zostało przez TT trwale zablokowane w związku z prowadzoną dezinformacją nt. "sfałszowanych" wyborów prezydenckich, w których przegrał z Joe Bidenem. Oskarżeń, które doprowadziły do szturmu na Kapitol, nie potwierdzono.

Republikanie zaapelowali już do Muska o "uwolnienie" Trumpa. Ten jednak na antenie przychylnej mu telewizji FOX News stwierdził: "Nie wchodzę na Twittera, zamierzam pozostać na Truth Social (własnej platformie - przyp. red.)".

Demokraci boją się niekontrolowanej dezinformacji

Po drugiej stronie sceny politycznej nastroje są zgoła inne. Senator Elizabeth Warren z Partii Demokratycznej nazwała umowę "niebezpieczną dla naszej demokracji".

"Miliarderzy tacy jak Elon Musk grają według innego zestawu zasad niż wszyscy inni, gromadząc władzę dla własnych korzyści. Potrzebujemy podatku od bogactwa i silnych zasad, aby pociągnąć Big Tech do odpowiedzialności" - napisała na Twitterze.

Rzeczniczka Białego Domu Jen Psaki odmówiła mediom bezpośredniego komentarza na temat transakcji. Powiedziała jednak: "Prezydent od dawna mówi o swoich obawach związanych z siłą platform mediów społecznościowych, w tym Twittera i innych, do rozprzestrzeniania dezinformacji".

Trudno też się temu dziwić, Demokraci dobrze pamiętają, jak koncertowo dali się rozegrać w aferze Cambridge Analytica, co doprowadziło Trumpa na fotel prezydencki.

W komentarzu rzeczniczki Białego Domu czuć aluzję do samego Muska, którego prawicowcem nazwać nie można, ale który ma dość prawicowy pogląd na wolność słowa. Miliarder nie zgodził się na odcięcie rosyjskich mediów od usługi Starlink, internetu stacjonarnego. Odcięcie od usługi miało utrudnić Kremlowi sianie dezinformacji na temat wojny. Ale też Musk nie trzyma tylko z jedną stroną, bo jego firma w pierwszych dniach konfliktu dostarczyła Ukrainie sprzęt do łączności ze Starlinkiem.

"Niektóre rządy (nie Ukraina) nakazały Starlinkowi blokowanie rosyjskich źródeł informacji. Nie zrobimy tego, chyba że pod groźbą użycia broni. Przepraszam, że jestem absolutystą, jeśli chodzi o wolność słowa" – wyjaśniał Elon Musk.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Rosyjska dezinformacja. "Mamy w Polsce pożytecznych idiotów"

Jaką "wolność słowa" Elon Musk wprowadzi na Twitterze?

Kwestia odcięcia rosyjskich mediów od usługi Starlink pobudziła debatę na temat tego, jak rozumieć "wolność słowa" w portalach społecznościowych. Sprowadza się ona do dylematu - moderować wypowiedzi, czy też "pozwolić" na to, by np. informacja i dezinformacja się równoważyły.

Yishan Wong, były dyrektor generalny platformy internetowej Reddit oraz pionier Doliny Krzemowej jest zdania, że przekonanie, iż większa wolność słowa jest najlepszym środkiem zaradczym wobec dezinformacji i szkodliwych wypowiedzi, jest w dzisiejszym świecie "naiwne". W świecie, w którym na pełnych obrotach działają np. "trolle Putina", szerzący w mediach propagandę Kremla.

"Panie Musk: wolność słowa jest wspaniała, mowa nienawiści jest nie do przyjęcia. Dezinformacja, dezinformacja i mowa nienawiści NIE MA MIEJSCA na Twitterze" - stwierdziła w oświadczeniu organizacja National Association for the Advancement of Colored People (NAACP), zajmująca się obroną praw obywatelskich w USA.

Dyrektor Amnesty International USA ds. technologii i praw człowieka, Michael Kleinman, dodał: "Niepokoją nas wszelkie kroki, które Twitter mógłby podjąć w celu osłabienia egzekwowania zasad i mechanizmów mających na celu ochronę użytkowników. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebujemy, jest Twitter, który świadomie przymyka oko na przemoc i obraźliwe wypowiedzi wobec użytkowników, zwłaszcza tych, których problem ten dotyka w nieproporcjonalnie dużym stopniu, w tym kobiet, osób niebinarnych i innych".

Dyskusja o granicach wolności słowa w mediach społecznościowych po zakupie TT dotarła również do Polski. I jest ona, podobnie jak w USA, spolaryzowana analogicznie jak w Stanach Zjednoczonych.

Jacek Losik, dziennikarz money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl