- To miała być praca tylko na rok – mówi z uśmiechem Anna Zych, Polka, która już od 15 lat mieszka w Peterborough na wschodzie Anglii. Do pracy na Wyspach ściągnęła ją rodzina. Miała się opiekować dzieckiem kuzynostwa.
Z roku zrobiła się ponad dekada. Na Wyspach Anna założyła rodzinę, ma troje dzieci. Dziewczynki, bliźniaczki, mają po 11 lat i kończą w tym roku szkołę podstawową. Młodszy synek to sześciolatek.
Kilka miesięcy temu Anna okazyjnie kupiła duży dom w Polsce. Po powrocie zamieszka w nim z dziećmi i swoimi schorowanymi rodzicami. Partner ma dojechać do nich później.
Chcę pomóc mamie
- Wracam do Polski w lipcu tego roku, kiedy dziewczynki zakończą rok szkolny. Robię to dla swojej mamy i taty, no i dla swoich dzieci, które bardzo tęsknią, zarówno za dziadkami, jak i Polską – mówi Anna.
Tata Anny jest już bardzo schorowany. Opiekuje się nim 73-letnia mama naszej rozmówczyni.
- Chociaż się nam nie skarży, moja mama też jest bardzo schorowana, obserwuję, jak z roku na rok jest coraz słabsza. Chcę jej pomóc, odciążyć ją. Chcę być z moimi rodzicami, kiedy mnie najbardziej potrzebują i póki jeszcze tu są – mówi krótko Anna.
Rodzice Anny są zbyt wiekowi i schorowani, by ściągnąć ich na Wyspy. O żadnym domu pomocy społecznej w Polsce mowy nie ma.
Nasza rozmówczyni nie ukrywa, że cieszy się na powrót do Polski na równi ze swoimi dziećmi, które po każdych wakacjach spędzonych w Poznaniu u dziadków pytały: czy musimy do tej Anglii naprawdę wracać?
- Zrozumiałam, że byłam tam za długo. Czas to zmienić – mówi Anna. Nie ukrywa, że boi się, czy poradzi sobie po tylu latach nieobecności w starej ojczyźnie.
Efekt brexitu. Londyn ma czego żałować
Ma co prawda obiecaną w Polsce pracę w sklepie – gdzieś musi się na początek zaczepić, by mieć ubezpieczenie, ale myśli już o założeniu własnej działalności gospodarczej.
Własną firmę ma też jej partner.
- Życie na Wyspach jest wciąż dużo łatwiejsze niż w Polsce. Chociaż są zwolnienia i rośnie bezrobocie, jeśli ktoś naprawdę chce, pracę zawsze gdzieś znajdzie – podkreśla z naciskiem. I dodaje, że problemem są za to rosnące koszty życia na Wyspach. W ostatnim czasie podrożały tam bardzo żywność, prąd, woda, Internet. Nawet o 50 proc.
Mam wymarzony dom
W przypadku Piotra Woźniaka, specjalisty ds. marketingu internetowego, który ostatnie 16 lat życia spędził w Hampton Court, na pięknych przedmieściach Londynu, powrót do Polski był od początku częścią jego planu.
Jak sam mówi, nie jest typowym przypadkiem wśród powracających. Jeszcze przed wyjazdem na Wyspy kupił w Polsce działkę budowlaną – na niej miał powstać kiedyś jego wymarzony dom. No i po latach się udało. Za zarobione w Anglii pieniądze zbudował 350-metrową willę. Dom stoi nad jeziorem, wśród pól i łąk.
– Wybudowałem go bez kredytu, w nowej technologii. Jeśli założę jeszcze fotowoltaikę, będziemy żyli praktycznie za darmo. Na Wyspach na mieszkanie 80-metrowe pracowałbym do końca życia – oblicza Piotr.
Piotr wraz z żoną i dwójką dzieci wprowadzili się do domu w październiku 2020 r. Jak mówi nasz rozmówca, jemu paradoksalnie koronawirus bardzo pomógł wynieść się z londyńskich przedmieść.
Nie tylko nie stracił swojej dobrze płatnej pracy, ale zyskał też możliwość pracowania zdalnie, co bardzo ułatwiło decyzję o przeprowadzce do Polski. Dziś zarabia brytyjską pensję, pracując ponad 1600 km od swojego biura.
– Posyłam dzieci do polskiego przedszkola, co kosztuje mnie 400 zł miesięcznie, a nie 2 tys. funtów. Po pracy łowię ryby. Polska to naprawdę niezły kraj do życia – uważa Piotr.
Jak podkreśla, chociaż radził sobie finansowo na Wyspach i zna biegle angielski, nigdy nie czuł się w Anglii jak u siebie.
– Zawsze będzie się tam obcym. Jeśli ktoś mówi inaczej, mówi nieprawdę, bo nie ma innego wyjścia. Większość Polaków na Wyspach zadowala się stałą wypłatą i pełną lodówką, ale ja chciałem od życia czegoś więcej – kwituje Piotr.
Z Wysp wyniosło się wielu Polaków
Według ostatnich danych brytyjskiego Krajowego Biura Statystycznego (ONS) tylko w pierwszym półroczu 2020 r. z Wysp wyprowadziło się aż 85 tys. Polaków.
W 2019 r. mieszkało ich tam ok. 900 tys, choć w szczycie - pod koniec roku 2017 - było ich aż 1,021 mln. Przez ten czas ta liczba zmniejszyła się więc aż o 206 tys.
Jak podkreśla ONS, to absolutny rekord historyczny, co nie oznacza oczywiście, że wszyscy oni powrócili do Polski. Część wybrała inne kraje świata na kontynuowanie emigracji.
Ci jednak, którzy zdecydowali się wrócić do Polski, jako główną przyczynę swojej decyzji podają nie brexit czy niepowodzenia finansowe, ale właśnie powody rodzinne. Wśród nich prym wiedzie konieczność opieki nad starszymi rodzicami lub dziadkami.
Kiedy zapytaliśmy na jednym z forów internetowych dla osób powracających z Wysp, dlaczego podjęły taką decyzję, niemal wszystkie odpowiedzi były identyczne: bo w Polsce pozostawiliśmy swoich bliskich i nie ma się nimi kto opiekować, a nie wyobrażamy sobie oddawać ich do domów opieki.
Kiedy jednak wsłuchiwaliśmy się w konkretne ludzkie historie, okazywało się, że w tle rodzinnych historii zawsze pojawiały się też wątki finansowe. Jednak żadna z osób, które planują powrót lub już to zrobiły, nie podała nam jako powodu utraty pracy na Wyspach.
A sytuacja pod tym względem nie jest tam różowa. Jak podaje ONS, w styczniu 2021 r. po raz pierwszy od 2016 r. stopa bezrobocia w Wielkiej Brytanii wzrosła do poziomu 5 proc., natomiast liczba osób zatrudnionych na etatach jest o 828 tys. niższa niż była przed początkiem pandemii koronawirusa.
To nie koniec złych wieści. Bank Anglii zapowiada, że brytyjska gospodarka skurczy się z powodu koronakryzysu aż o 14 proc. Byłby to spadek o historycznej wielkości. Ostatnia taka recesja uderzyła w Anglię ponad trzy wieki temu, kiedy na angielskim tronie zasiadała Anna Stuart, a Anglia była od kilku lat zaangażowana w toczącą się zarówno na terenie Europy, jak i Ameryki Północnej wojnę o sukcesję hiszpańską.
Wrócić i zacząć od nowa?
Jarosław Machowiak, były dziennikarz, który od lat mieszka na stałe w Bristolu, nie odczuł jeszcze na własnej skórze skutków kryzysu, chociaż przyznaje, że wiele tamtejszych firm aktualnie zwalnia lub wysyła pracowników na postojowe (furlough).
Są jednak branże, jak handel, gdzie nabór do pracy trwa cały czas. On właśnie dostał podwyżkę, która w jego firmie wyniesie 2,7 proc. – dla porównania inflacja wynosi tam jedynie jeden procent.
Zapytany o to, kto może liczyć na 2 tys. funtów specjalnej zapomogi dla wyjeżdżających, Machowiak tłumaczy, że jest to pomoc udzielana bezrobotnym emigrantom w zamian za dobrowolne, bezpowrotne opuszczenie Anglii.
– To jedna z form subtelnego nacisku na emigrantów. Ale dziś 2 tys. funtów to śmieszna suma, chyba że ktoś ma długi i chce stąd wyjechać. Wtedy tych pieniędzy nawet nie zobaczy, bo pójdą one na spłatę jego zadłużenia – tłumaczy Machowiak.
A na co mogą liczyć powracający do Polski? Dobra wiadomość jest taka, że pomimo opuszczenia przez Wielką Brytanię Unii Europejskiej, umowa o wystąpieniu gwarantuje obywatelom UE prawo do transferu do swoich państw takich brytyjskich świadczeń jak: emerytura, świadczenie z tytułu inwalidztwa, wypadku przy pracy, świadczenie z tytułu choroby lub zasiłek dla bezrobotnych (o ile świadczenie to uzyskali będąc jeszcze na Wyspach).
Nie mogą oni za to liczyć na razie na żadne przywileje podatkowe w Polsce. Zapowiadana już jesienią ubiegłego roku tzw. ulga na powrót nie weszła ostatecznie jeszcze w życie.
W projekcie, nad którym pracowało Ministerstwo Finansów, mowa była o tym, że powracający z emigracji Kowalski, w zmian za przeniesienie rezydencji podatkowej do Polski, płaciłby przez dwa pierwsze lata podatkowe o 50 proc. mniejsze daniny.
Według Andrzeja Kubisiaka, zastępcy dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego, instytucji, która doradza rządowi, o powracających z emigracji Polaków państwo powinno dbać co najmniej tak, jak dba o inwestorów zagranicznych.