Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Przemysław Ciszak
Przemysław Ciszak
|

Energetyczna bitwa Berlina z Paryżem. "Okazali się agentami wpływu"

Podziel się:

Niemieckie fundacje prowadziły antyatomowe kampanie w sąsiednich krajach. Pieniądze płynęły z Berlina. Celem była Francja - twierdzi raport EGE. - Niemcy od lat robią to na poziomie federalnym, jak i landów. Działają w ten sposób również w Polsce - mówią nam eksperci. Fundacje zaprzeczają.

Energetyczna bitwa Berlina z Paryżem. "Okazali się agentami wpływu"
Kanclerz Olaf Scholz i Emmanuel Macron (Getty Images, SeanGallup)

Niemiecki "nuclear exit" nie był ostatnim aktem antyatomowej krucjaty Berlina. Choć 15 kwietnia tego roku wyłączone zostały trzy ostatnie elektrownie jądrowe w Niemczech, to nasz zachodni sąsiad wciąż aktywnie prowadzi swoją wojnę z atomem. Tym razem jednak na arenie międzynarodowej.

Działają oficjalnie w Brukseli, ale też zakulisowo w sąsiednich krajach. Wykorzystują do tego różnego rodzaju organizacje, które mają za zadanie przekonywać do ograniczania rozwoju energetyki atomowej w Europie.

Działania tak zwanych "agentów wpływu" ujawnił choćby ostatni raport francuskiej Szkoły Wojny Gospodarczej (Ecole de Guerre Economique - EGE). "Niemcy poprzez swoje fundacje ingerują w sprawy polityczne i gospodarcze swoich zagranicznych partnerów, zwłaszcza Francji". Wśród nich analitycy wymienili znane w Polsce organizacje, jak choćby Fundacja Róży Luksemburg albo Heinricha Bölla. Te stanowczo odrzucają narrację EGE.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: "Atom to nie jest Święty Graal" wyjaśnia posłanka Polski 2050

"Organizacje te okazały się agentami wpływu" - wprost stwierdza dyrektor EGE Christian Harbulot.

Są one w dużej mierze podporządkowane Berlinowi, również poprzez bezpośrednią przynależność do niemieckich partii politycznych. Wykorzystują miękkie kompetencje, przygotowują grunt pod bardziej oficjalną współpracę, propagowanie ideologii, kształtowanie lokalnych elit społeczno-politycznych w celu obrony niemieckich interesów gospodarczych - czytamy w raporcie.

Jak przekonują analitycy, Niemcy dążą w ten sposób do osłabienia francuskiego przemysłu i gospodarki, a także dla zapewnienia własnej hegemonii na poziomie europejskim.

Niemcy od lat robią to tak na poziomie federalnym, jak i landów - zaznacza w rozmowie z money.pl dr Łukasz Tolak, ekspert ds. bezpieczeństwa energetycznego i energetyki jądrowej Collegium Civitas.

Według raportu Ecole de Guerre Economique z roku na rok działające w różnych krajach niemieckie "zielone organizacje" otrzymywały od niemieckiego rządu coraz większe środki. Ogólna dotacja przeznaczana przez Bundestag na wszystkie fundacje w 2000 r. wynosiła 295 mln euro, a w 2014 przekraczała 466 mln euro. W 2023 r. kwota ta sięga już 690 mln euro. Na największe pieniądze mogły liczyć fundacje powiązane z najważniejszymi partiami w Niemczech - CDU i SPD.

Wywieranie wpływu

Jak wyjaśnia dr Łukasz Tolak, działania tych organizacji są znane i często jawne.

Dopóki nie udowodni się im bezpośrednich działań korupcyjnych, traktuje się je jako miękkie narzędzia wpływu i są one w pełni legalne. Kontrowersje jednak wzbudza fakt, że pod płaszczem ideologicznym reprezentować mogą rządy poszczególnych krajów, tu np. Niemiec - mówi money.pl.

Jak wylicza EGE, działające we Francji niemieckie organizacje, poprzez organizowane szkolenia, stypendia doktoranckie czy kursy, kreowały odpowiedni światopogląd francuskich elit. Zawiązywały też bezpośrednie współprace z partiami politycznymi i organizacjami pozarządowymi oraz sporządzały raporty i publikacje "podgrzewające" antyatomową retorykę.

"Insynuacje, błędy i nieścisłości"

O komentarz ws. francuskiego raportu, poprosiliśmy Fundację Heinricha Bölla. Jak stwierdza rzeczniczka fundacji Laura Endt, raport bezpodstawnie kwestionuje pracę tak Fundacji Heinricha Bölla, jak oraz jej partnerów we Francji i jej wkładu w dyskusje na temat energii jądrowej. - Raport zawiera liczne celowo wprowadzające w błąd insynuacje, błędy i nieścisłości - przekonuje.

Jak przyznaje, Fundacja Bölla jest powiązana z Niemiecką Partią Zielonych, ale jest od niej politycznie i organizacyjnie niezależna na mocy swojego statutu i codziennej działalności. - Ani partia, ani rząd federalny nie zlecają, ani nie mogą określać pracy lub indywidualnych działań Fundacji - podkreśla zapewniając, że pracuje niezależnie i odpowiedzialnie.

W tym celu - podobnie jak wiele innych organizacji - otrzymujemy środki publiczne. W ten sposób wypełniamy nasze zobowiązanie wobec naszych darczyńców, w tym przypadku Federalnego Ministerstwa Spraw Zagranicznych Niemiec - zaznacza Laura Endt.

Jak przekonuje rzeczniczka Fundacji Bölla, zawarte w raporcie EGE tezy "dyskredytują debatę zawiłymi oskarżeniami i konspiracyjnymi insynuacjami. Jest to sprzeczne z demokratyczną praktyką w Europie - i tylko grają na korzyść wewnętrznych i zewnętrznych wrogów naszego wspólnego demokratycznego projektu".

Ideologiczna wojna

Według Szkoły Wojny Gospodarczej niemieckie organizacje były silnie zaangażowane w spowalnianie rozwoju francuskiej energetyki jądrowej za pomocą antyatomowego lobbingu. "Destabilizowały też francuski przemysł jądrowy poprzez blokowanie europejskich instytucji, wywierając ciągłą presję na europejską politykę".

Jak przypomina dr Tolak, Francja opiera na atomie swoje bezpieczeństwo energetyczne. 70 proc. wytwarzanej energii pochodzi z tego źródła. Posiada 58 reaktorów jądrowych rozmieszczonych w 18 elektrowniach. Zarządzane są przez państwowe konsorcjum Electricite de France, a do 2050 r. zamierza zbudować 14 nowych reaktorów jądrowych.

W ostatnim czasie nastąpiła pewna zmiana. Pierwotnie Paryż zamierzał obniżyć udział atomu w miksie energetycznym do 50 proc. Kryzys energetyczny i wojna w Ukrainie zmieniały jednak sytuację. W tej chwili program Macrona zakłada dynamiczny rozwój energetyki atomowej. To stawia Francję w kontrze do Niemiec, które promują odmienny kierunek transformacji - zaznacza ekspert.

Przypomnijmy, że Paryż domagał się m.in. wpisania atomu do rozporządzenia Net Zero Industry Act, który jest częścią Europejskiego Zielonego Ładu i ma być programem wsparcia dla rodzimych zielonych technologii. Niemcy były temu przeciwne, optując za ograniczaniem atomu na rzecz innych zielonych źródeł energii zgodnie ich modelem transformacji energetycznej znanym jako "energiewende".

Zachodzi tu głęboka różnica interesów. Niemieckie firmy już wcześniej wycofały się z tej technologii. Czym więcej atomu w europejskim miksie energetycznym, tym mniejszy udział niemieckiego przemysłu - zaznacza dr Tolak.

Jak podkreśla ekspert Collegium Civitas, niemieckie dążenia do zmarginalizowania roli atomu wynikają ze struktury sceny politycznej Niemiec. Swoje źródło mają w doświadczeniach i kształtowanych jeszcze w latach 80. poglądach obecnych polityków.

Atom uważany był przez niemieckie elity polityczne za technologię niebezpieczną. Od dekad Berlin stopniowo rezygnował więc z atomu. Jeszcze w latach 90. Niemcy posiadały 19 elektrowni jądrowych, które zabezpieczały trzecią część zapotrzebowania kraju w energię elektryczną.

Działania antyatomowe niemieckich organizacji nie ograniczają się jednak tylko do Francji. Ich zasięg jest znacznie szerszy, bowiem swoje filie mają w różnych krajach nie tylko Europy, ale też obu Ameryk czy Afryki.

Niemiecka krucjata przegrywa jednak z globalnym kryzysem energetycznym. Kraje, które w ostatnich latach wdrażały politykę wygaszania elektrowni jądrowych, wracają do atomu. Taką decyzję w ostatnich tygodniach podjęła choćby Belgia, która w 2003 r. wyłączała reaktory. Tamtejszy rząd, mimo zastrzeżeń strony niemieckiej i austriackiej, zdecydował o przedłużeniu pracy reaktorów Tihange 3 i Doel 4 do 2035 r.

Przemysław Ciszak, dziennikarz money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl