Epidemia koronawirusa jest wyzwaniem nie tylko dla służby zdrowia, ale i całej gospodarki. Rządy wszystkich krajów Europy na walkę z jej skutkami opracowały tarcze antykryzysowe warte setki miliardów euro. Problem w tym, że takimi pieniędzmi żaden rząd nie dysponuje. Trzeba będzie je pożyczyć. W efekcie zadłużenie krajów bardzo mocno wzrośnie, a już i tak w wielu przypadkach przekracza wszelkie limity.
- Bardzo hojne programy pomocowe sprawiają, że rządy w tym roku notować będą ogromne deficyty. Ponieważ większość krajów rozwiniętych już wcześniej była bardzo zadłużona, poziom długu do PKB wzrośnie do niespotykanych wcześniej wartości - ostrzega Przemysław Kwiecień, ekonomista XTB.
- Ponieważ jest jasne, że takiego długu nie da się opanować jedynie przy pomocy polityki fiskalnej, do gry wkraczają banki centralne, które już bez zbędnego udawania finansują nowy rządowy dług - wskazuje ekspert.
Komisja Europejska w najnowszych prognozach ocenia, że średnie zadłużenie krajów UE osiągnie poziom około 95 proc. PKB. Jeszcze gorzej wyglądają statystki krajów posługujących się walutą euro, gdzie przeciętny dług przekroczy pierwszy raz 100 proc. PKB. Na koniec 2019 roku wyniósł 86 proc. PKB.
Kraje z największym zadłużeniem
Wizja przekroczenia 100 proc. PKB może szokować. Tym bardziej, że regulacje Unii Europejskiej wskazują, że zadłużenie nie powinno być wyższe niż 60 proc. PKB. To jedno z kryteriów dopuszczenia kraju do przyjęcia wspólnej waluty euro.
Od dawna wiele krajów nic sobie z tego limitu nie robi i długi ciągle narastają. Jeszcze przed epidemią koronawirusa dziewięć krajów przekraczało tę granicę. Co więcej, trzy miały na liczniku ponad setkę, a w tym roku dojdą prawdopodobnie cztery kolejne.
Choć ucichł już temat Grecji, kraj ten ciągle nie radzi sobie z zadłużeniem, które na koniec 2019 roku wynosiło 176,6 proc. PKB. Prognozy KE na 2020 rok zakładają, że do granicy okrągłych 200 proc. PKB zabraknie jedynie 3,6 pkt proc.
Na niechlubnym podium są jeszcze Włosi (134,8 proc. PKB) i Portugalczycy (117,7 proc. PKB), których zadłużenie w tym roku wzrośnie odpowiednio o około 24 i 14 pkt proc.
Trzycyfrowy poziom zadłużenia będą mieć na koniec roku także Belgia, Cypr, Francja i Hiszpania. Wszystkie teraz są zadłużone na 94-99 proc. PKB, a bilans wzrośnie w okolice 115 proc. PKB.
Na tle innych krajów Europy bezpiecznie wygląda sytuacja w Polsce. Z długiem na poziomie 46 proc. PKB mamy pewne pole manewru. Na koniec roku nie powinniśmy przekroczyć 60 proc. PKB. Według prognoz KE zatrzymamy się na poziomie 58,5 proc. PKB.
Statystyki zadłużenia pokazują ciekawą prawidłowość. Okazuje się bowiem, że najbogatsze kraje doszły do obecnego poziomu w dużej mierze na kredyt. Wyjątkiem jest bogata Szwecja czy Dania, która może się pochwalić długiem nieprzekraczającym 35 proc. PKB.
Nie ma alternatywy
Patrząc na te dane pojawiają się pytania, czy najbardziej zadłużone kraje jak np. Włochy i Hiszpania mogą sobie pozwolić na dalsze pożyczanie pieniędzy w związku z działaniami antykryzysowymi rządów? Być może lepiej zacisnąć pasa, przeczekać trudny czas i nie nakręcać spirali zadłużenia.
- Wzrost deficytu, czyli powiększanie się długu publicznego, jest normalną reakcją gospodarki na recesję - ocenia prof. Jacek Tomkiewicz, ekonomista z Akademii Leona Koźmińskiego.
Podkreśla, że wzrost nierównowagi budżetowej w czasie kryzysu jest więc wskazany - wobec spadku konsumpcji i inwestycji przedsiębiorstw. Państwo w ten sposób podtrzymuje popyt w gospodarce.
- Zaciskanie pasa w czasie recesji tylko pogłębia kryzys. Dokładnie tak było w Grecji czy Hiszpanii po 2008 roku. Kolejne cięcia wydatków oraz podwyżki podatków przedłużały i pogłębiały problemy. Oczywiście, zadłużanie nie może trwać w nieskończoność, więc już należy zacząć myśleć o przywracaniu równowagi fiskalnej, kiedy gospodarka wyjdzie z zapaści - wskazuje prof. Tomkiewicz.
Ekonomista nie sądzi, żeby obecny kryzys doprowadził do sytuacji jak sprzed kilku lat, gdy na krawędzi bankructwa stanęła Grecja. Wskazuje w tym kontekście na dużą rolę Europejskiego Banku Centralnego, który może kreować pieniądze i skupować na rynku finansowym obligacje, w ten sposób finansując kraje strefy euro, które będą w najtrudniejszym położeniu.
- Rolę EBC dobrze było widać w 2012 roku. Wtedy szybko rosły rentowności włoskich obligacji, co oznaczało duży wzrost kosztu pożyczania pieniędzy przez tamtejszy rząd. Ówczesny szef EBC Mario Draghi wygłosił wtedy słynne przemówienie wskazując, że bank centralny jest gotowy na wszelkie działania, które uratują strefę euro - przypomina prof. Tomkiewicz.
Jednocześnie zauważa, że takie kraje jak Niemcy czy Holandia coraz bardziej krytycznie patrzą na finansowanie długu publicznego przez EBC, co jest bardzo złą wiadomością dla Włoch czy Hiszpanii. Kryzys związany z koronawirusem może się więc okazać prawdziwym testem solidarności.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie