Chiny są dla Unii Europejskiej największym partnerem handlowym. W całym 2021 r. wyeksportowały towary do krajów Wspólnoty o wartości 518 mld dol. – wynika danych urzędu celnego Chińskiej Republiki Ludowej z 2022 r.
W 2021 r. Europa odnotowała wzrost inwestycji chińskich, zbliżając się do kwoty 13 mld dol. To właśnie w tym roku Pekin zainwestował w Holandii 4,5 mld dol., a ponad miliard dolarów w Finlandii i Wielkiej Brytanii. Duże inwestycje poczynił też w Hiszpanii i w Niemczech. Mimo tego przychylność Europy dla chińskich inwestycji jest coraz mniejsza i coraz częściej mówi się o nich w kontekście zagrożeń.
Wojna w Ukrainie zdynamizowała globalne procesy i na nowo spolaryzowała świat. Niedawno Komisja Europejska ostrzegła Pekin, że rola Chin w wojnie Putina będzie miała kluczowe znaczenie dla relacji Chiny-Unia Europejska. Nie były to czcze pogróżki.
Wystarczyło kilka tygodni, a pojawiła się lista chińskich firm, które mogą zostać objęte unijnym sankcjami. KE zaproponowała nałożenie takich restrykcji po raz pierwszy od początku wojny. Muszą jeszcze zostać one uzgodnione i zatwierdzone przez wszystkie państwa członkowskie, ale jest to jasny sygnał, którego Pekin nie powinien zlekceważyć.
Przebudzenie Europy
Takich sygnałów jest coraz więcej. W Europie nastąpiło pewne przebudzenie, a kolejne rządy, nawet te, które do tej pory miały głębokie powiązania z Chinami, zaczęły wskazywać na zagrożenia.
Za przykład może posłużyć choćby ostatnia wypowiedź kanclerza Niemiec Olafa Scholza, który w Strasburgu wezwał Unię Europejską do zmniejszenia zależności od Chin. Zarzucił też rządowi w Pekinie, że w coraz większym stopniu występuje jako rywal i konkurent, a nie partner.
Koniec pobłażania. Unia bierze się też za Chiny
Z kolei premier Włoch Giorgia Meloni – jak opisuje Bloomberg – miała podczas niedawnego spotkania w Rzymie zapewnić przewodniczącego Izby Reprezentantów USA Kevina McCarthy'ego, że jej rząd opowiada się za odejściem od roli, jaką pełni w chińskiej Inicjatywie Pasa i Szlaku.
Włochy przystąpiły do tego przedsięwzięcia w 2019 r., za kadencji Giuseppe Conte, będąc jedynym krajem G7, który przystąpił do umowy z Chinami. Jak zauważa Bloomberg, włoskie uczestnictwo zostanie automatycznie odnowione w 2024 r., chyba że Rzym wycofa się z umowy. Chiny mogą już niebawem stracić ważny przyczółek.
Z kolei w Niderlandach, które – przypomnijmy – są liderem w UE pod względem liczby chińskich inwestycji, samorządy zrywają umowy partnerskie ze swoimi chińskimi odpowiednikami. Jak pisał tamtejszy dziennik "NRC", w ostatnim czasie co najmniej osiem gmin zerwało więzi z Chinami. Podobnie zrobiły prowincje Utrecht i Północna Holandia. Jak podaje dziennik na taki krok chce się zdecydować ponad 40 kolejnych gmin i prowincji. Powodem jest łamanie praw człowieka w Chinach.
"Koniec naiwności"
To tylko przykłady z ostatnich miesięcy, ale Europa rewiduje swoją politykę wobec chińskich inwestycji od kilku lat. W 2021 r. Parlament Europejski wydał raport w sprawie nowej strategii UE-Chiny. Pekin wprost został w nim nazwany "konkurentem gospodarczym" i "rywalem systemowym".
Unia już wówczas zapowiedziała "wzmocnienie gospodarczej suwerenności" – ograniczenie importu półprzewodników i surowców ziem rzadkich z Państwa Środka. Pojawiły się też nowe regulacje, mające zwiększyć kontrolę inwestycji zagranicznych w UE. Tzw. mechanizm screeningu na wzór amerykański. Już wykorzystano go do zablokowania – strategicznych z punktu widzenia Chin – inwestycji w Bułgarii i Rumunii (chodzi m.in. o budowę elektrowni atomowej).
Przypomnijmy, że również wicekanclerz, minister energetyki i gospodarki Robert Habeck, wprost mówił o "końcu naiwności" wobec Chińskiej Republiki Ludowej i starał się zablokować możliwość sprzedaży udziałów w hamburskim terminalu kontenerowym chińskiemu przedsiębiorstwu państwowemu Cosco.
Jest ostrzeżenie, ale zerwania relacji z Chinami nie będzie
Problem w tym, że mimo ewidentnego przebudzenia Europy, w Unii nie ma jednej wizji, jak ma dalej przebiegać współpraca z Pekinem. Z jednej strony padają ostre słowa, z drugiej ci sami politycy wykonują ruchy przeciwne do deklarowanych.
Olaf Scholz, który ostro skrytykował Pekin, podważył stanowczy sprzeciw wicekanclerza Habecka i przeforsował kontrowersyjną chińską inwestycję w terminal portowy w Hamburgu.
Wysyłane przez Europę sygnały w postaci sankcji wobec części chińskich firm, relokacji inwestycji, dotowanie tych gałęzi gospodarki, w których Chiny mają przewagi, są pewnym ostrzeżeniem wobec Pekinu. Jednak nie będzie to równoznaczne ze spektakularnym odcięciem się od relacji z nimi – mówi Jan Strzelecki z zespołu gospodarki światowej w PIE.
Radosław Pyffel, ekspert Instytutu Sobieskiego ds. polityki międzynarodowej i Azji oraz autor książki "Biznes w Chinach", zauważa, że Europa w wypowiedziach przywódców poszczególnych państw zaznacza swoją pozycję.
– Nie ma jednak wciąż jednego sztywnego stanowiska wobec Chin, chyba że za takie uznamy trójpłaszczyznową formułę, w której Pekin może być traktowany jako systemowy rywal, zdrowy konkurent albo nawet partner w rozwiązywaniu globalnych problemów. To powoduje, że trudno sprowadzić te relacje do systemu zero-jedynkowego – wyjaśnia.
Radosław Pyffel przypomina, że "rekalibracji polityki" UE wobec Chin podjęła się unijna dyplomacja pod kierownictwem Josepa Borella przed piątkowym szczytem szefów dyplomacji krajów Unii w Sztokholmie.
Według sporządzonego przez nią dokumentu Europa raczej nie powinna angażować się w konflikt na linii USA-Chiny. Musi za to zadbać o zmniejszanie ryzyka wynikającego z rosnącego wpływu Chin na kwestie gospodarcze. Borrell i spółka uważają, że UE nadal powinna też szukać konstruktywnej współpracy z Chinami.
Najgorszy scenariusz dla Chin
Czy to oznacza, że Pekin może być spokojny? Zdecydowanie nie. Z każdym fałszywym krokiem Chin Europa przyjmuje perspektywę atlantycką w podejściu do ekspansji Państwa Środka.
Europa buduje swoją podmiotowość. Oczywiście jest wiele obszarów, w których będzie stawiać ostre granice wobec chińskich działań. To choćby potencjalne sankcje na chińskie firmy, nowe regulacje prawne chroniące wewnętrzny rynek czy strategiczną infrastrukturę. Chinom zależy przede wszystkim na zachowaniu Unii co najmniej neutralnej – zaznacza Radosław Pyffel.
Jak dodaje, problemem dla Chin jest jednak zacieśnianie przez Unię stosunków z USA.
– Najgorsze dla Chin byłoby zerwanie więzi gospodarczych. Taki scenariusz chyba nie byłby jednak korzystny dla Europy, szczególnie zachodniej. Łączące obie strony interesy są zbyt rozległe, aby się to opłaciło – ocenia ekspert Instytutu Sobieskiego.
– Dlatego mimo mniej lub bardziej ostrych wypowiedzi polityków, uderzeń pięścią w stół, Unia nie odejdzie od relacji z Pekinem – dodaje Radosław Pyffel.
Przemysław Ciszak, dziennikarz money.pl