Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Robert Kędzierski
Robert Kędzierski
|
aktualizacja

Fatalna wiadomość dla polskiego budżetu. "Rząd nie ma już wyjścia"

564
Podziel się:

W najbliższych latach będziemy na ścieżce wzrostowej relacji długu do PKB - mówi w rozmowie z money.pl Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole. Ministerstwo Finansów przyznało właśnie, że Polska może zostać objęta unijną procedurą nadmiernego deficytu. Ekonomista zaznacza, że z tego powodu rząd nie ma wyjścia i musi rezygnować m.in. z "tarcz".

Fatalna wiadomość dla polskiego budżetu. "Rząd nie ma już wyjścia"
Premier Donald Tusk (GETTY, NurPhoto)

Polska może zostać objęta procedurą nadmiernego deficytu, co oznaczałoby konieczność raportowania do Komisji Europejskiej i realizacji jej wytycznych dotyczących redukcji zadłużenia.

Powodem jest deficyt finansów publicznych, który wyniósł w 2023 roku 5,1 proc., a więc powyżej dopuszczalnego w UE poziomu 3 proc.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Miał zrujnować rodzinną firmę, a teraz ma 120 salonów i podbija rynek w Polsce - Marcin Ochnik

Polska objęta procedurą nadmiernego deficytu?

Co może oznaczać wdrożenie procedury? Jak wpłynie na plany rządu? W rozmowie z money.pl ocenił to Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole.

- To, co nas czeka w najbliższych latach, to pewien tzw. wysiłek strukturalny, czyli systematyczne obniżanie deficytu w relacji do PKB - ocenił Jakub Borowski.

- Ten wysiłek jest konieczny, ale w tle jest coś ważniejszego. To relacja długu do PKB. W najbliższych latach będziemy znajdować się na ścieżce wzrostowej. Ważne jest, żeby ta ścieżka nie była zbyt stroma. To znaczy, żeby nasz dług nie rósł zbyt gwałtownie. A w szczególności, żebyśmy nie doprowadzili do sytuacji, w której relacja tego długu do PKB przekroczy 60 proc. - tłumaczy ekonomista.

To oznacza, że po pierwsze potrzebujemy szybkiego wzrostu gospodarczego jak powietrza. Nie w ogóle wzrostu, tylko szybkiego wzrostu. Bo szybki wzrost gospodarczy - po pierwsze - generuje wzrost bazy podatkowej, czyli ułatwia zwiększanie wydatków. Lub, patrząc na to z innej strony, ułatwia zmniejszanie deficytu - podkreśla Borowski.

Zdaniem eksperta, wzrost zależy przede wszystkim od tempa absorpcji środków unijnych w ramach Funduszu Spójności i Krajowego Planu Odbudowy oraz od czynników demograficznych, a w szczególności od podaży pracy.

- Kluczowe jest to, jak poradzimy sobie z malejącą podażą pracy. Na ile uda nam się wypracować model imigracji, który nie będzie generował napięć społecznych. Nad tym, jak rozumiem, pracuje rząd, pan minister Duszczyk. Rozwiązania w tym zakresie będą niezwykle istotne - zaznacza ekonomista.

UE zwiąże rządowi ręce?

Borowski odnosi się też do kwestii realizacji obietnic wyborczych w sytuacji, gdy za wzrost deficytu odpowiadają w dużym stopniu konieczne wydatki, np. na modernizację armii.

Moim zdaniem takiej przestrzeni na pełną realizację tych obietnic wyborczych do końca kadencji, czyli w tak krótkim horyzoncie, po prostu nie ma - stwierdził rozmówca money.pl.

- Sądzę, że rząd będzie dążył do rozpoczęcia pewnych procesów. 60 tys. zł kwoty wolnej od podatku, która według wyliczeń Ministerstwa Finansów ma kosztować 48 mld zł, nie jest możliwa do wdrożenia w ciągu jednego roku. Moim zdaniem trudno ją będzie w pełni wprowadzić nawet w ciągu dwóch lat. W tej sprawie koalicjanci zapewne dojdą do porozumienia, niemniej nie stanie się to w tym roku. Najwcześniej w przyszłym, co oznacza, że nowa kwota wolna zaczęłaby obowiązywać w 2026 r. - prognozuje ekonomista.

Składka zdrowotna nie wróci do pierwotnej wysokości?

Jak ocenia Borowski, wariant powrotu do poprzednich rozwiązań w zakresie składki zdrowotnej jest bardzo kosztowny i raczej nie przejdzie.

- Podobnie wariant, w którym radykalnie obniżamy składkę zdrowotną dla osób zatrudnionych na umowach o pracę. Nie chcę wchodzić w dyskusję, jak to zrobić i czy to należy robić. Natomiast każdy z takich projektów będzie oceniany przez pryzmat zgodności z planem stopniowego ograniczania deficytu - mówi główny ekonomista Credit Agricole.

Rynki mogą przychylniej patrzeć na zadłużenie Polski

Zdaniem analityka dobrą wiadomością jest to, że w najbliższych latach tolerancja rynków finansowych i agencji ratingowych dla stopniowo rosnącego długu publicznego w relacji do PKB w Polsce będzie delikatnie wzrastać.

Wynika to z tego, że polska gospodarka będzie się rozwijać w dość szybkim tempie. Wzrost PKB w Polsce w najbliższych latach będzie solidny. Dzięki temu będziemy doganiać kraje rozwinięte - tłumaczy ekspert.

PiS podrzucił rządowi kukułcze jajo? "Ówczesna opozycja popierała zmiany"

Borowski odnosi się też do kwestii "odziedziczonego" po poprzednich rządach poziomu zadłużenia. Zastrzega, że należy ostrożnie podchodzić do stwierdzeń, iż jesteśmy "zadłużeni po korek ", co sugerowałoby, że nie możemy sobie już pozwolić na dalszy wzrost długu.

- Moim zdaniem taki wzrost zadłużenia nastąpi i co więcej, uważam, że będzie on trwały. Prawdopodobieństwo, że relacja długu do PKB w Polsce spadnie jeszcze kiedyś poniżej 50 proc., oceniam jako bardzo niskie - mówi Borowski.

Ekonomista nie zgodził się z określaniem niektórych decyzji poprzedniego rządu mianem "kukułczych jaj".

Co do zasady, o ile dobrze pamiętam, ówczesna opozycja w większości popierała te zmiany. Nie było tak, że np. trzynasta emerytura była przez nią kontestowana - zauważa.

Jako przykład trudnej "schedy" po poprzednikach Borowski wskazał natomiast konieczność wycofywania się z tarczy antyinflacyjnej.

- To jest coś, co poprzedni rząd zostawił obecnemu gabinetowi. Nowa ekipa musiała podejmować decyzje, na ile przedłuża te działania osłonowe i kiedy będzie z nich wychodziła. Wyjście z tarczy jest absolutnie niepopularne, bo oznacza wzrost cen żywności, a potem nośników energii. Ale biorąc pod uwagę stan finansów publicznych, rząd nie ma już wyjścia - ocenia główny ekonomista Credit Agricole.

Procedura nadmiernego deficytu "istotną instytucją"

Borowski podkreśla, że 20-lecie członkostwa w UE to dobry moment, by docenić instytucje, które czasem wiążą nam ręce, ale zapewniają stabilność. Takim przykładem jest procedura nadmiernego deficytu.

- To niezbędna norma. Oznacza ona, że po okresie zwiększonych wydatków i ubytków w dochodach, co w niektórych wypadkach było konieczne, trzeba będzie ograniczać deficyt. Procedura nie jest radykalna, ale jednak trochę wiąże ręce - mówi ekonomista.

- Jest szansa, że utrzymamy momentum, jeśli popłynie deszcz unijnych pieniędzy, Polska może utrzymać przeciętnie 3-procentowy wzrost gospodarczy w najbliższych dziesięciu latach - ocenia Jakub Borowski.

UE może ograniczyć wydatki Polski "na wiele sposobów"

Ludwik Kotecki, ekonomista, członek RPP, w rozmowie z money.pl stwierdza, że jedno jest pewne. - Spełniamy więc kryteria, by uruchomić procedurę nadmiernego deficytu - mówi. I wyjaśnia, że UE nie ma wyjścia i musi ją zastosować.

- To, w jakim stopniu uruchomienie procedury zwiąże ręce rządowi, będzie zależeć od tego, jakie działania zostaną Polsce zarekomendowane. Mogą być zarysowane w bardzo zróżnicowany sposób. Co do zasady UE będzie wymagać, by od 2025 roku deficyt się zmniejszać o co najmniej pół punktu procentowego PKB. Czy będzie to pół punktu, czy troszkę więcej, zależy od tego, co ustalą ministrowie finansów krajów członkowskich - mówi.

Nie wiemy jeszcze, jaki będzie to miało wpływ na realizację obietnic wyborczych. Jeżeli rząd będzie chciał je realizować, to zawsze może zrezygnować z innych wydatków - tak, by zmieścić się w deficycie wydatków. Może też zwiększyć dochody, wówczas realizacja danej obietnicy nie musi zwiększyć deficytu - ocenia Ludwik Kotecki.

Wydatki na obronność nie uchronią przed procedurą

Ekonomista podkreśla coś jeszcze. - Wymyślono zasadę, że wydatki militarne mogłyby spowodować, że procedura nadmiernego deficytu nie zostanie uruchomiona. Byłoby tak, gdyby przekroczenie progu 3 proc. wynikało z nadwyżki wydatków militarnych w stosunku do średniej z poprzednich lat. Gdyby te wydatki w naszym wypadku wzrosły o więcej niż 2,1 pkt proc. (w stosunku do PKB), niż były realizowane wcześniej, można by tego użyć jako argumentu przeciwko uruchomieniu procedury. Tyle że ta sytuacja nie dotyczy Polski. W naszym wypadku te wydatki na obronność musiałyby rosnąć o ponad 4 proc. A tak w 2023 roku nie było. Uruchomienie procedury dotyczy właśnie tego roku = mówi.

- Może być tak, że korekta nadmiernego deficytu będzie rozłożona - na przykład na cztery lata, po pół punktu procentowego rocznie. To oznaczałoby z kolei, że ścieżka zejścia z deficytu będzie dla Polski łagodna. Nigdy jednak nie było tak, że wydatki militarne mogą Polskę ratować przed uruchomieniem procedury - podsumowuje.

Robert Kędzierski, dziennikarz money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(564)
WYRÓŻNIONE
RAGE
9 miesięcy temu
ZA BŁĘDY W PO-DEJMOWANIU DECYZJI PO-WINNI PŁACIĆ PO-LITYCY A NIE SPOŁECZEŃSTWO TO W POLITYCE SIEDZIELIBY SAMI MĄDRZY LUDZIE W SKRÓCIE
LEJEK
9 miesięcy temu
NIE UMIEJĄ LICZYĆ A WZIĘLI SIĘ DO RZĄDZENIA PAŃSTWEM ŚMIECH W SKRÓCIE
RAGE
9 miesięcy temu
JAK MOŻNA TAK FATALIĆ NA WSTĘPIE ?
NAJNOWSZE KOMENTARZE (564)
Warszów
8 miesięcy temu
Ale wstyd. Nigdy nie potrafili rządzić. Pieniędzy na wszystko brakowało od autostrad po podwyżki. Dziadek Tusk do Brukseli.
Ania
8 miesięcy temu
I znowu 90 procent komentujących ni zrozumiała co i o czym czyta, to polityka pisu doprowadziła do tej sytuacji, czytajcie ze zrozumieniem..
Maciek
8 miesięcy temu
Ważne że na premie po trzech miesiącach pracy było i na nagrody na święta dla tłustych kotów.
chłop
8 miesięcy temu
tusk dorwał się do koryta- czyli pinindzy nie ma i nie będzie -ciąg dalszy
patriota
8 miesięcy temu
a wystarczyło, nie wcinać się w przemysł, a zostawić mu wolną rękę, zlikfidować NFZ, zmniejszyć o połowę ilość posłów i zabronić wydatków na rodzinne organizacje pozarządowe
...
Następna strona