Po trzech kwartałach 2020 r. upadłości było 354, 13,7 proc. mniej niż przed rokiem. Tylko 2,8 proc., wzrosła jedynie do 331, liczba postępowań restrukturyzacyjnych – informuje "Rzeczpospolita", powołując się na dane wywiadowni gospodarczej Bisnode Polska.
Analiza danych prowadzi do wniosku, że firmy jeszcze walczą i jeśli są w trudnych sytuacjach, raczej zawieszają działalność niż ją definitywnie kończą. Ale to odsuwanie problemu w czasie nie będzie trwało wiecznie.
– Negatywne skutki pandemii będą odczuwalne z opóźnieniem i przesunięte w czasie. Choćby z powodu rządowych pakietów pomocowych, a także zawieszenia obowiązku składania wniosku o upadłość przez dłużnika. Pamiętajmy, że wiele z balansujących na granicy firm nadal jest pod wpływem rządowych pakietów pomocowych. Co utrzymuje je na powierzchni – powiedział w rozmowie z "Rz" Tomasz Starzyk, rzecznik Bisnode Polska.
Prognozuje, że prawdziwy efekt załamania rynkowego zobaczymy na koniec bieżącego roku. W najlepszym razie – w przyszłym.
Z danych Bisnode Polska wypływa jeszcze jedna ciekawa rzecz. Otóż blisko 52 proc. firm, które upadły w pierwszym półroczu 2020, wykazywało opóźnienia w płatności faktur w trakcie roku przed upadłością. Połowa firm, które zniknęły, miała więc problemy znacznie wcześniej i trudna sytuacja w czasie pandemii okazała się jedynie ostatnim gwoździem do trumny.
A jakie prognozy na przyszłość? W rejestrze dłużników Bisnode na dzień przygotowania raportu widniało 35 proc. przyszłych bankrutów, mających już wtedy prawie 24,5 mln zł długu, z czego ponad 8 mln było opóźnione o ponad 121 dni.