Instalacje, które rozpoczną pracę od stycznia 2022 r., zaczną funkcjonować na wolnym rynku producentów energii. Wyprodukowaną będą zużywać od razu, nadwyżkę będą odsprzedawać, a brakującą kupować.
Rzecz jednak w tym, że dostaną za nadwyżkę wyprodukowaną w słoneczny dzień mniej, niż będą musieli zapłacić za prąd w nocy i wieczorem, kiedy panele już nie będą produkować energii. Jak już pisaliśmy w money.pl, zmiana jest znacząca.
Nawet ci, którzy do tej pory nic nie płacili za prąd, w przypadku średniej instalacji będą mieli rachunki na ok. 1,5 tys. zł rocznie. Zmiany nie obejmą przez 15 lat tych, którzy podłączą panele jeszcze w tym roku bądź już mają je na dachu. Stąd ten pośpiech rozważających instalacje paneli.
Ostatnie terminy
- Nawet ci, którzy nie byli zainteresowani, dzwonią i chcą umawiać się na montaż. Mamy dużo zleceń do końca roku, ale postaramy się zrealizować coś jeszcze. Jednak czas oczekiwania to już około miesiąca. Długo też trzeba czekać na podpisanie umowy z operatorami energetycznymi. Mają na to 30 dni, ale widzę, że jest teraz tego tak dużo, że ledwo mieszczą się w tym terminie - mówi Przemysław Pasewicz, właściciel firmy Abak Energia Odnawialna z Międzyrzecza.
Jednak w Involte ze Swarzędza instalacja do końca roku może się już nie udać.
- Wczoraj przyjęliśmy ostatnie zlecenie, które zrealizujemy jeszcze w tym roku. Pozostałe są już obarczone ryzykiem, że nam się nie uda zdążyć i o tym oczywiście informujemy klientów. Problem w tym, że im bardzo zależy na załapaniu się jeszcze na stare zasady - mówi Arkadiusz Witt.
Firma Solvolte z Ostrowa Wielkopolskiego też jest już blisko zapełnienia kalendarza.
- Jestem ostrożny i nie zawalam się robotą, z której mogę się nie wywiązać. Bardzo mi zależy na opinii. Aura też może być zmienna, a w deszczu montaż nie jest możliwy. Mam jeszcze pewne możliwość i 4, może 5 klientów do końca roku jeszcze obsłużymy - mówi Sławomir Panek, właściciel Solvolte.
To jednak optymistyczne założenia, bo pojawia się problem z dostępnością niektórych podzespołów do instalacji. Szczególnie tych lepszej jakości. Na same panele też trzeba czasami czekać około tygodnia. Popyt na energię ze słońca związany ze zmianą przepisów, przełożył się też na ceny instalacji.
Jest drożej i to nie koniec
- Przed wakacjami instalacje o mocy 5 kW kosztowały ok. 22 tys. zł. Wszystko to z bardzo przyzwoitymi podzespołami. Teraz tę samą instalację musimy oferować za 24,5 tys. zł. Oprócz praw rynku wpłynęły na to rosnące ceny aluminium, stali i transportu - wylicza Panek.
Zatem w przypadku mniejszych instalacji ceny przez 3 miesiące wzrosły o prawie 12 proc. O wzrostach cen mówi również Arkadiusz Witt. Jak zauważa, same panele podrożały o ok. 100 zł za sztukę. Tymczasem do instalacji o mocy 10 kW potrzeba ich 27. Samo to oznacza podwyżkę o 2,7 tys. zł.
- Wszystko poszło w górę. 100 metrów kabla podrożało np. o 60 zł. Te wzrosty cen materiałów nałożyły się na rosnący popyt, co oczywiście też winduje ceny materiałów. Dlatego instalacja 10 kW jeszcze na początku roku kosztowała do 40 tys. zł, obecnie częściej jest to 45, 46 tys. zł i zbliżamy się już do 50 tys. zł - mówi Arkadiusz Witt.
Co potwierdza słowa Panka o 12 proc. podwyżkach w szybkim czasie. 50 tys. zł za 10 kW oznaczałoby wzrost cen o 25 proc.
- Ceny rzeczywiście zaczęły szaleć i to bardzo ostro. Oprócz tego problemem jest duża liczba nowych firm, które proponują usługi taniej, ale z efektami ich prac bywa różnie - mówi Przemysław Pasewicz.
"Janusze fotowoltaiki"
Rzeczywiście, kończący się rok i związany z nim boom na fotowoltaikę spowodowały, że na rynku pojawiło się dużo nowych firm. O tym mówi też kolejny z naszych rozmówców. Może zatem - zgodnie z przysłowiem - w wyścigu o panele trzeba się śpieszyć powoli.
- Tych firm jest teraz całe mnóstwo. Miałem już takie przypadki, że klienci dzwonili do mnie, bym zajął się dopiero co założoną instalacją, bo do wykonawcy nie można się dodzwonić. Niestety coraz częściej się zdarza, że "Janusze biznesu" uczą się tego fachu na dachach klientów. A potem media grzmią, że fotowoltaika się pali - mówi Arkadiusz Witt.
Jak to określa, niechlujstwo montażowe może dużo kosztować. W jednym z przypadków "ratowania" instalacji Witt spotkał się ze słabo dokręconymi konektorami, które łączą kable z falownikiem, czyli sercem instalacji. Takie ich zamontowanie może skończyć się pożarem.
- Bardzo często jeździmy do instalacji, które nie działają zbyt dobrze, ale kontakt z instalatorem się urwał. Popełniają podstawowe błędy. W jednym przypadku nie było nawet uziemienia instalacji - mówi Pasewicz.