Dane Agencji Rozwoju Przemysłu w Katowicach mówią, że w sierpniu produkcja węgla kamiennego w Polsce wyniosła 3,8 mln ton, a w lipcu było to niespełna 4 mln ton. W ubiegłym roku w analogicznych okresach wydobycie wynosiło 5 mln ton w lipcu i 4,2 mln ton w sierpniu. Tymczasem rządzący przekonują o przygotowaniu do zwiększenia wydobycia lub zasłaniają się tym, że czekają na decyzję Komisji Europejskiej.
Żeby uruchomić polskie górnictwo i wznowić wydobycie, potrzebna jest weryfikacja polityki Komisji Europejskiej - tak mówił np. wiceminister aktywów państwowych Piotr Pyzik podczas zorganizowanej niedawno katowickiej konferencji PRECOP 27.
W związku z tym należy się zastanowić, z czego w przestrzeni transformacyjnej zrezygnować, czy pójść w inne kierunki – tego jednak nie zrobimy, dopóki KE nie da nam na to zgody – tłumaczył Piotr Pyzik.
Wydobycie węgla w Polsce – wina "złej Unii"?
Mimo kryzysu energetycznego wydobycie węgla w Polsce spada. Dlaczego?
Po pierwsze, od początku roku z polskich kopalń odeszło ponad 4 tysiące górników i tym samym zmniejszyła się liczba osób, które mogłyby wydobyć więcej węgla. Po drugie, w dalszym ciągu budżet państwa finansuje likwidację kopalń. Po trzecie, dalej nie ma żadnych inwestycji prorozwojowych w polskim górnictwie, a po czwarte, zasypuje się szyby i zamyka kopalnie, gdzie są jeszcze zasoby węgla. Trudno się dziwić, że to wszystko skutkuje zmniejszeniem wydobycia w kraju – kwituje Jerzy Markowski, były minister gospodarki w rozmowie z money.pl
Zapytaliśmy go, czy Polska faktycznie musi czekać na decyzje płynące z Unii Europejskiej. – Unia Europejska nigdy nie wymagała od Polski likwidacji kopalń. Ja negocjowałem w UE warunki przystąpienia Polski do Wspólnoty. Nigdy taki warunek nie padł. Jedyny warunek był taki, żeby wydobycie węgla w polskich kopalniach nie było subsydiowane przez budżet państwa. Reszta leży w kompetencjach naszego kraju – tłumaczy ekspert ds. górnictwa.
– To, które kopalnie wydobywają w Polsce węgiel i ile tego węgla wydobywają, jest dla Unii Europejskiej obojętne, byleby nie były to kopalnie subsydiowane przez budżet państwa – dodaje.
Takie zdanie podziela Rafał Jedwabny, szef "Solidarności '80" w PGG (Polska Grupa Górnicza). – To, co jest zapisane w umowie społecznej, jest po stronie Polski. Nie mówimy oczywiście o roku 2049, bo tej daty nikt nie chce na razie zmieniać. Komisję Europejską nie obchodzi, czy Kopalnia Staszic-Wujek będzie wydobywała 2 mln ton rocznie czy 2,5 mln ton rocznie – mówi w rozmowie z money.pl.
Praca po 28 dni w miesiącu
Umowa społeczna, która zakłada wygaszenie kopalń do 2049 roku, motywuje górników do odchodzenia z zawodu.
Mamy realną szansę na zwiększenie wydobycia i zwiększenie zatrudnienia, ale my zachęcamy do odchodzenia. Górnicy dostają w dalszym ciągu 120 tys. zł za to, że odejdą. To się nie mieści w granicach rozsądku, że utyskujemy na brak ludzi, a płacimy im za to, że odchodzą. Wystarczy wstrzymać zachęty i wtedy to zatrudnienie się ustabilizuje – uważa Jerzy Markowski.
Anna Moskwa w Polsat News przekonywała niedawno, że dziś w polskich kopalniach trwają "działania optymalizujące", np. wydłużenie czasu pracy, ale zwiększenie wydobycia nie zajmie trzech miesięcy, a 12 czy nawet 18.
A w tej chwili, jak wynika ze słów Rafała Jedwabnego, górnicy są przepracowani i zmęczeni.
– Wiedzieliśmy, co nas spotka. Nie byłem za tym, żeby puszczać na urlopy górnicze czy jednorazowe odprawy. Istniała taka obawa, że nawet jeśli doinwestowalibyśmy kopalnie 10 mld zł, to niczego by nie zmieniło, bo nie mamy rąk do pracy. Musimy więc rozpocząć inwestycje, ale przede wszystkim – rozpocząć przyjęcia do pracy. Innej drogi nie ma. Ten rok będzie dramatyczny, jeśli rządzący tego nie zrozumieją, to za rok czy za dwa lata zabraknie węgla dla energetyki. To nie będzie tak, że Polacy zmarzną, ale będzie tak, że będziemy bez energii – uważa Rafał Jedwabny.
I dodaje, że górnicy są wyczerpani, a od ponad roku pracują po 27-28 dni w miesiącu. – To ma wpływ na wypadkowość, przemęczenie. Górnicy robią, co mogą, ale nie widać tego światełka w tunelu. My się staramy, ale rządzący rzucają nam kłody. Mówi się nam: Wydobywajcie więcej. Ale ubywa nam ludzi. W Polskiej Grupie Górniczej około 500-600 osób rocznie odchodzi na emerytury, ale my tych stanów nawet nie uzupełniamy. Wymaga się od nas większego wydobycia, a nie mamy frontów robót, nie mamy ludzi. Jesteśmy bezradni. Próbujemy prowadzić dialog z rządzącymi, ale od dwóch czy trzech miesięcy nikt nie chce z nami rozmawiać – mówi Jedwabny.
Recepta na kryzys
Co w obecnej sytuacji mogą zrobić rządzący? Oto zapytaliśmy Michała Hetmańskiego, prezesa Fundacji Instrat i eksperta ds. transformacji energetycznej.
– Trzeba patrzeć na drugą stronę równania: nie na podaż węgla, ale na popyt – tam, gdzie moglibyśmy zmniejszyć zapotrzebowanie na węgiel, który idzie do odbiorców indywidualnych, ale też elektrowni. Wytwórcy energii elektrycznej zgłaszają wyłączenia i remonty wśród nowych bloków energetycznych, co sprawia, że zużywamy więcej węgla w mniej efektywny sposób w starych blokach. Spalając go w nowszych blokach, wygenerowalibyśmy spore oszczędności. Niestety nowe bloki - jak ten w Jaworznie - mają zbyt niski współczynnik wykorzystania mocy na poziomie ok. 40 proc. – to poziom porównywalny do wiatraków na morzu. Rozwiązanie tego problemu pomogłoby uzupełnić lukę podażową ze strony polskiego górnictwa – mówi w rozmowie z money.pl Hetmański.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ekspert dodaje, że potrzebna jest reforma rynku węgla i przedstawia rozwiązanie, które mogłoby być odpowiedzią na problemy sektora.
Polska potrzebuje reformy rynku węgla. Nowa sytuacja na rynku pokazała, że obecny model handlu węglem nie przystaje do dzisiejszych potrzeb uczestników rynku energii. Postulujemy utworzenie indeksu giełdowego, który byłby punktem odniesienia do ceny węgla handlowanego pomiędzy polskimi kopalniami a polskimi elektrowniami – mówi Michał Hetmański.
Jak tłumaczy, taki pomysł pojawił się już 10 lat temu, ale nigdy się nie przyjął. – Naszym zdaniem hossa na rynku węgla i bardzo wysoka cena jest momentem, w którym rząd mógłby wymagać od spółek górniczych wprowadzenia wcześniej niewygodnego dla nich instrumentu. Dzięki takiemu mechanizmowi zapewnilibyśmy większą transparentność, a tym samym presję na redukcję wysokich, nieuzasadnionych marż. Te po kryzysie jednak spadną i taki indeks będzie wywierał presję na wydobycie z bardziej efektywnych zakładów. Nasza propozycja tym samym odpowiada na potrzeby w dłuższym i krótkim terminie – przekonuje prezes Fundacji Instrat Michał Hetmański.
Z kolei Jerzy Markowski postuluje również zwiększenie inwestycji w polskie kopalnie. – Jedno jest pewne: jeszcze w tym roku bylibyśmy w stanie wydobyć 1,5 mln ton więcej, a w kolejnym – 2-3 mln ton. To jest realne, a na resztę potrzeba inwestycji. My jako państwo nie musimy inwestować, ponieważ mamy inwestorów zagranicznych, którzy się od lat proszą o to, żeby móc inwestować w polskich kopalniach swoje pieniądze, a węgiel pozostawiać w Polsce. Ale my im na to nie pozwalamy – mówi były minister gospodarki.
O komentarz w sprawie polskiego wydobycia zwróciliśmy się do Ministerstwa Aktywów Państwowych. Do momentu publikacji artykułu nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Weronika Szkwarek, dziennikarka money.pl