Pani Róża mieszkała w Olecku do 2012 r. Jak pisze na Facebooku, jej rodzina miała poważne problemy. Opieka społeczna odebrała matce dzieci. – Głównym najemcą mieszkania była moja mama, która mieszkała tam ze swoim mężem. Oboje wciąż żyją – pisze kobieta. Wersję pani Róży potwierdzają nam również lokalni urzędnicy z Olecka, którzy znają tę rodzinę. – To problematyczni ludzie – mówią nam krótko.
O tym, że mieszkanie w Olecku jest bardzo zadłużone, Róża dowiedziała się dopiero kilka miesięcy temu, chociaż czynsz nie był płacony tam już od 2017 r. O tym jednak powiedział jej dopiero w styczniu tego roku komornik, który zajął jej wynagrodzenie.
Nieważne kto mieszka, ważne kto ma pieniądze
Gmina, do której należy mieszkanie, egzekwuje pieniądze od wszystkich, którzy w mieszkaniu byli zameldowani lub tam mieszkali, w tym i od pani Róży.
"W gminie Olecko zadłużenie za lokale komunalne jest egzekwowane solidarnie od osób zobowiązanych do zapłaty, zgodnie z posiadanymi tytułami wykonawczymi (nakaz zapłaty lub wyrok o zapłatę) wydanymi przez właściwy sąd" - czytamy w komunikacie przesłanym nam z urzędu miasta.
W Polsce za długi w mieszkaniach komunalnych dłużnicy odpowiadają solidarnie, czyli muszą płacić za wszystkich, również tych, którzy płacenia unikają, a faktycznie korzystają z lokalu.
Podobna historia spotkała również panią Kamilę z Warszawy. Ją i jej brata z kolei wychowywała rodzina zastępcza. Mieszkali w lokalu komunalnym, który został poważnie zadłużony.
- Nie mieszkam w tym mieszkaniu od lat. Mój brat (główny najemca) uniemożliwiał mi przebywanie w nim - opowiada Kamila.
Dodaje, że brat znęcał się nad nią psychicznie i fizycznie, za co dostał karę więzienia w zawieszeniu. - Od tego momentu przestałam się mieszkaniem interesować, aż do tej chwili - mówi kobieta.
Gmina przeprowadziła postępowanie sądowe, w wyniku którego wraz z bratem stracili prawo do tego mieszkania, ale dług za brata zapłacić musi. To łącznie kilkanaście tysięcy złotych.
Nie musi płacić całości, ale tylko połowę. Niedawno Rada Miasta Warszawy znowelizowała tzw. uchwałę oddłużeniową (uchwała w sprawie zasad restrukturyzacji zadłużenia z tytułu zajmowania lokali wchodzących w skład mieszkaniowego zasobu m.st. Warszawy), na mocy której osoby takie, jak pani Kamila, będą płaciły w Warszawie długi za mieszkania komunalne tylko do wysokości swojej części, czyli udziału.
Zgodnie z uchwałą, restrukturyzacja zadłużenia może nastąpić w przypadkach uzasadnionych ważnym interesem dłużnika lub interesem publicznym na rzecz dłużników, którzy na dzień 31 grudnia 2018 roku zalegali z zapłatą opłat, zawrą umowę dotyczącą częściowej spłaty zadłużenia oraz wypełnią wszystkie warunki umowy i uchwały.
Przykładowo, jeśli mieszkanie jest zadłużone, a prawo do danego lokalu mają cztery osoby, które spełniają kryteria uchwały, każda z nich zapłaci do 25 proc. zadłużenia, a nie jak do tej pory całość, za innych również. Jeśli tylko dwie osoby zamieszkiwały pod wspólnym adresem, to każda zapłaci tylko połowę długu.
Warszawa idzie pod prąd, inne miasta krytyczne
- To decyzja władz Warszawy, która wychodzi naprzeciw potrzebom mieszkańców. Mimo to nadal wiele spraw, jakie prowadzonych w kancelariach komorniczych, dotyczy właśnie zadłużenia związanego z eksploatacją lokali, jakie znajduje się w zasobach gminy – wskazuje rzecznik prasowy Krajowej Rady Komorniczej, Krzysztof Pietrzyk.
Dodaje on, że w praktyce egzekucyjnej komornicy spotykają się z sytuacją, w której dłużnikami są osoby będące w czasie narastania długu małoletnimi. Oni sami długu nie spowodowali, ale później mają kłopot. - Gdy sprawa trafia do komornika, okazuje się, że to jedyne osoby, które w danym gospodarstwie domowym pracują i posiadają majątek - przyznaje komornik.
Jakub Żaczek z Komitetu Obrony Praw Lokatorów również uważa, że uchwała radnych z Warszawy jest korzystniejsza dla lokatorów, niż dotychczasowe praktyki wynikające wprost z Kodeksu cywilnego, ale nie ma ona w Polsce na razie żadnych naśladowców.
- Dla gmin takie rozwiązanie, jakie przyjęła Warszawa, czyli ograniczające solidarność dłużników, jest niewygodne, bo zawęża możliwość ściągania długów w całości z tego, kto jest w stanie im płacić - przyznaje Żaczek.
I właśnie z tego powodu, zdaniem Żaczka, nie każdy urząd dzielnicy w Warszawie informował o zmianach w przepisach dłużników. Starano się, poza wyjątkami, jak urząd na Woli, raczej ukryć je przed lokatorami.
Wiceprezydent Gdyni Katarzyna Gruszecka-Spychała mówi wprost, że "taka sztywna regulacja się nie sprawdzi". - Każdy przypadek rozpatrujemy indywidualnie, skala miasta nam na to pozwala - podkreśla wiceprezydent.
Dodaje, że Wydział Spraw Społecznych z zasady wnioskuje do prezydenta Gdyni o umorzenie w przypadkach, gdy dług powstał, gdy osoba wnioskująca była dzieckiem lub uczyła się w szkole średniej, albo kontynuowała naukę na studiach i nie miała możliwości podjąć pracy zarobkowej.
- Zdarzają się też inne wyjątkowe wypadki życiowe. Decyzję podejmuje prezydent, każdą sprawę analizując osobno - zaznacza Gruszecka-Spychała.
Z kolei Aleksandra Lipertowska z zespołu ds. komunikacji społecznej i koordynacji programów Zarządu Zasobu Komunalnego we Wrocławiu podkreśla, że gmina Wrocław nie ingeruje w prywatne sprawy swoich mieszkańców, a wszelkie spory wynikające ze sposobu regulowania zaległości powstałych z tytułu najmu winni rozstrzygać między sobą, a w przypadku braku porozumienia na drodze cywilno-prawnej.
- W nawiązaniu do opisanych w artykule przykładów, wspomniane panie powinny były jak najszybciej zgłosić fakt opuszczenia lokalu u swojego zarządcy, po to aby ewentualne późniejsze zadłużenie ich nie obciążało - mówi Lipertowska.