- Górnictwo jest w stanie fatalnym. Co prawda wypracowało zysk w ubiegłym roku, ale to się nie przełożyło na cash. Górnictwo stoi przed problemem nadal bardzo wysokich zwałów węgla, które są elementem zastanym po poprzednich niekontrolowanych ruchach w zakresie importu i niezrozumienia rynku i potrzeb energetyki - powiedziała dyrektor Marta Jarno podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach.
Jak pisaliśmy w money.pl zwały surowca sięgają już milionów ton. W niektórych jednostkach Polskiej Grupy Górniczej (PGG) surowca jest tak dużo, że za moment zakłady będą zmuszone wstrzymać produkcję - alarmują związkowcy.
Leszek Pietraszek, prezes Polskiej Grupy Górniczej, potwierdził, że zwały węgla są obecnie problemem, ale nie dotyczy on tylko PGG.
- Z raportów, które otrzymujemy wynika, że problem jest głębszy, dotyka też w sporej części energetyki – powiedział Pietraszek.
Obecnie na przykopalnianych zwałach zalega 2 mln ton węgla, czyli ok. 10 proc. rocznej produkcji spółki.
W dalszej kolejności będziemy pracować razem z innymi resortami nad utworzeniem modelu racjonalnego wykorzystania węgla z polskich kopalń, by energetyka go wykorzystywała, by nie było niekontrolowanego importu, by nie psuł nam rynku i by polskie kopalnie miały zbyt – powiedziała dyrektor.
- Doskonale wiemy, że bloki energetyczne, gdy powstawały, w zasadzie już były dedykowane do konkretnej kopalni, konkretnego węgla. Musimy to przeanalizować i znowu to w jakiś sposób połączyć, by był to zdrowy organizm - zapowiedziała.
Umowa społeczna czeka
Dodała, że ważnym zadaniem teraz jest też notyfikacja umowy społecznej. Rząd Donalda Tuska odziedziczył po przednikach liczne sprawy do dokończenia. Jedną z nich jest dopięcie właśnie umowy społecznej z górnikami i gruntowne przemiany w energetyce.
Górnicy zawiedli się na rządzie PiS. Pod koniec 2021 r. podpisali z władzą umowę społeczną dotyczącą transformacji sektora elektroenergetycznego. Za nią miały iść kolejne projekty ustaw, regulujące system pracowniczych osłon socjalnych w okresie wyłączania węglowych bloków energetycznych. Chodziło między innymi o gwarancje zatrudnienia, indeksację wynagrodzeń, odprawy, a także harmonogram zamykania kopalń do 2049 r.
Rząd PiS odtrąbił wielki sukces, zaznaczając jednak, że wszelka pomoc będzie wymagała wcześniejszej notyfikacji ze strony Komisji Europejskiej. Na tym sprawa utknęła. PiS miało dwa lata na załatwienie tej sprawy w Brukseli i do wyborów nie uczynił w tej sprawie ostatecznego kroku.
Górnicy patrzą Tuskowi na ręce. "Nie mamy złudzeń"
Donald Tusk jeszcze w kampanii obiecał, że sprawę w Brukseli załatwi. "Mogę wziąć na siebie to zobowiązanie, że notyfikacja tej umowy społecznej, dzięki której ta transformacja na Śląsku będzie przebiegała możliwie bezboleśnie i bez strat górników, górniczych rodzin" - obiecywał lider KO.
Potrzeba ciągłości
To jednak nie jedyny problem. W Polsce potrzebna jest ciągłość decyzji, jeśli chodzi o infrastrukturę krytyczną i inne obszary strategiczne – mówili eksperci w trakcie panelu poświęconego bezpieczeństwu, który odbył się we wtorek na Europejskim Kongresie Gospodarczym w Katowicach.
Ekspert ds. rynku energetycznego, były prezes PERN Mirosław Skowron przekonywał, że że plany inwestycyjne powinny być długofalowe. Jako przykład "bałaganu decyzyjnego" podał sytuację w górnictwie. "Obszar w energetyce powinien być jednolicie zarządzany" – powiedział.
Chodzi między innymi o kwestie wydzielenia ze spółek energetycznych aktywów węglowych. Tym miało zająć się projektowane przez PiS tzw. NABE. Rząd Tuska jednak przez ostatnie miesiące nie mógł się zdecydować, czy do wyłączeń dojdzie, czy nie.
Ostatecznie w ostatnich dniach ministra przemysłu Marzena Czarnecka, poinformowała, że koncerny energetyczne, które teraz funkcjonują, wyodrębnią swoje źródła węglowe. Podkreśliła, że Skarb Państwa jest zainteresowany ich przejęciem, ale musi być to kompatybilne z dostawami węgla z polskich kopalń.