Przejście graniczne ze Słowacją w Leluchowie-Čirču. W czwartek wieczorem Słowacy sprowadzili tam dźwig, który usunął betonowe bariery, którymi był zastawiony od poniedziałku przejazd na Słowację.
Ludzie po obu stronach granicy z radości otwierali szampany i rzucali się sobie w ramiona. Sceny przypominały te z 1989 r. kiedy burzono mur berliński. – Udało się, otworzyli nam przejście! – mówi rozradowany Robert Mitro, sołtys Leluchowa i uczestnik protestów.
Jak przyznaje nasz rozmówca, miejscowość żyje praktycznie tylko z handlu i turystyki. Na 39 budynków mieszkalnych przypada aż 70 punktów handlowych. Handlować ze Słowakami przyjeżdżają do Leluchowa ludzie nawet z odległego Nowego Sącza, Muszyny czy Krynicy.
- W Polsce ceny ubrań, żywności, środków higienicznych czy drobnego sprzętu domowego są wciąż dużo niższe od słowackich. Dlatego Słowacy chętnie przyjeżdżają do nas na zakupy – mówi sołtys Mitro.
Nie tylko handel miał w Leluchowie przymusowy przestój. Do pracy nie mogli też swobodnie dojeżdżać pracownicy, którzy pracują po obu stronach granicy. A jest ich nie mało. – Po zamknięciu przejścia osoby, które miały do pracy po 300-400 metrów, nagle musiały robić 70-kilometrowy objazd – mówi Mitro.
Jak dodaje nasz rozmówca, mieszkańcy wsi nie opuszczali przejścia już od poniedziałku. Byli na nim nawet w nocy. Włączali syreny alarmowe, wnosili okrzyki. – Wielu Polaków, którzy mają po drugiej stronie granicy domy nagle, bez żadnego uprzedzenia, zostało odciętych od swoich rodzin w Polsce – opowiada Mitro.
Jak podkreśla sołtys, decyzja słowackich władz wydaje mu się dziwna, gdyż przejście zatarasowano w ten sposób, by można było przez nie przejść lub przejechać rowerem, ale nie samochodem. – Naszym zdaniem te bezprawne działania Słowaków miały na celu zatrzymanie przepływu pieniędzy i towarów przez granicę, a nie koronawirusa – komentuje nasz rozmówca.
W Chochołowie na przejściu ze Słowacją w poprzek drogi leżały zapory betonowe z napisem "Slovensko". W środę w nocy ktoś je odsunął, ale kolejnego dnia znowu się pojawiły i znowu ktoś je odsunął. W piątek zarówno Polacy, jak i Słowacy swobodnie przez granicę już przejeżdżali.
– Widzę samochody jadące od strony słowackiej, więc chyba przeszkoda usunięta - uśmiecha się pod nosem pani Halina, mieszkanka Chochołowa i dodaje, że w piątek we wsi będzie demonstracja.
- Jakim prawem Słowacy się tak zachowują? – pyta nasza rozmówczyni i dodaje, że zarówno Polacy, jak i Słowacy, są wściekli na decyzję rządu słowackiego. – Z czego mamy żyć? Co do garnka włożyć? Z handlu żyjemy. Czy oni chcą nas wykończyć teraz biedą? – mówi z gniewem.
Pani Helena dodaje, że słowackie blokady w Chochołowie bardzo utrudniły życie nie tylko im, ale wszystkim mieszkańcom Podhala, którzy pracują w Austrii i używali tego właśnie przejścia do wjazdu do Polski. – Przecież ci Słowacy wszyscy dwiema szczepionkami zaszczepieni, to czego oni się tak boją teraz? – pyta nasza rozmówczyni.
- Boimy się Delty – odpowiada wprost Peter Dzurilla, słowacki dziennikarz z TV JOJ. Jak informuje, Słowacy w obawie przed kolejną falą zakażeń zamknęli w sumie 30 lokalnych przejść granicznych ze wszystkimi swoimi sąsiadami.
Strajki i protesty były więc nie tylko w Polsce, ale też na Węgrzech i w Czechach. W jednym przypadku, na granicy czeskiej, demonstracja zakończyła się interwencją policji i zatrzymaniami.
Od 1 lipca w całej Unii obowiązują jednolite przepisy dotyczące tego, co państwom członkowskim można, a czego nie w związku z pandemią. Stanowią one, że nie wolno wprowadzać dodatkowych obostrzeń sanitarnych lub zamykać granic, jeśli nie ma sytuacji nadzwyczajnej i znaczącego przyrostu zakażeń.
W przypadku Polski oraz Słowacji nic takiego nie nastąpiło. Czy działania Słowacji były więc legalne? Zdaniem Dzurilli rząd legalnie zamknął przejścia, bo nie mógł ich kontrolować. Miał za mało personelu do tego.
Dzurilla uważa, że sąsiedzi Słowacji wywierali na nich tak silną presję m.in. lokalnymi protestami, że rząd w końcu ugiął się pod ich naporem.
Nowe zasady wjazdu na Słowację
Od piątku małe przejścia ze Słowacją są przywracane. Na Słowację można wjeżdżać, ale już na nowych warunkach. Każda osoba przed wjazdem musi się zarejestrować na stronie www.korona.gov.sk/ehranica.
Zaszczepieni mają swobodny wjazd na Słowację dopiero po 14 dniach od zaczepienia, a niezaszczepieni muszą odbyć obowiązkowo 14-dniową kwarantannę, z której zwolnić może jedynie negatywny wynik tekstu PCR. Można go wykonać nie wcześniej niż dopiero w 5. dniu kwarantanny.
Kwarantanna nie obejmuje dzieci do lat 12, oraz osób przejeżdżających przez Słowację tranzytem. Osobom tylko przejeżdżającym przez ten kraj nie wolno przebywać tam dłużej niż 8 godzin i mogą się one zatrzymywać, jak tylko na stacjach benzynowych.
A co z osobami, które nie są zaszczepione, a muszą dojeżdżać codziennie do pracy lub swoich domów na Słowacji? – Rząd słowacki dał im czas do 1 sierpnia na zaszczepienie się. Jeśli po tej dacie nie będą nadal zaszczepieni, będą musieli co 7 dni wykonywać test PCR – informuje Dzurilla.