Rada Europejska zdecydowała o przyznaniu Ukrainie i Mołdawii statusu kandydata do Unii Europejskiej. Jednocześnie przywódcy europejskich krajów uznali, że na ten historyczny moment będzie musiała jeszcze poczekać Gruzja, która swoje działania zdecydowała się przyspieszyć po wybuchu wojny w Ukrainie.
Chęć politycznego zbliżenia Gruzji do Unii Europejskiej nie może dziwić, jeśli spojrzy się na obecną sytuację geopolityczną. Władimir Putin, gdy zdecydował o zaatakowaniu Ukrainy, przekonywał, że chodzi o "obronę i utrzymanie pokoju" w dwóch separatystycznych regionach Ukrainy — Doniecku i Ługańsku. Z podobnym scenariuszem mieliśmy do czynienia w 2008 roku. Wtedy Moskwa uznała niepodległość Abchazji i Osetii Południowej.
Rozczarowana Gruzja musi czekać
Co prawda Gruzja ma już podpisaną z UE umowę stowarzyszeniową, ale ona nie daje gwarancji dalszej integracji z unijnymi strukturami. Władze Gruzji liczyły więc na to, że ze względu na obecną sytuację we wschodniej Europie uda im się przyspieszyć niektóre procesy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Choć szef Rady Europejskiej Charles Michel oświadczył, że "przyszłość Gruzji leży w Unii Europejskiej", to jednocześnie Bruksela nie ma wątpliwości, że w kraju są potrzebne dalsze reformy np., aby poprawić funkcjonowanie jego gospodarki rynkowej. Stąd sygnał Unii – Gruzja musi poczekać jeszcze na swój czas. W Tbilisi nie kryją rozczarowania taką postawą Europy.
Rozumiemy, że Gruzja nie poświęciła się wystarczająco tak, jak Ukraina czy nawet Mołdawia, by otrzymać ten status. Rozumiemy, że poświęcenia i krew przelana 14 lat temu (wojna z Rosją w 2008 r. – przyp. red.) i 30 lat temu, a także 300 tys. osób wewnętrznie przesiedlonych niestety już straciły znaczenie dla naszych europejskich partnerów – mówił tydzień temu Irakli Kobachidze, lider rządzącej w tym kraju partii Gruzińskie Marzenie.
Prezydent Gruzji Salome Zurabiszwili zadeklarowała jednak, że jej kraj jest gotów "pracować z determinacją w najbliższych miesiącach, aby otrzymać status kandydata".
Przyszłość Gruzji powinna leżeć na sercu Europie
Karol Przywara, prezes Fundacji Kaukaskiej, w rozmowie z money.pl przekonuje, że społeczeństwo gruzińskie jest zdecydowanie proeuropejskie, a w sondażach poparcie dla członkostwa we Wspólnocie sięga 70-80 proc.
Pokazała to także ostatnia manifestacja przed gruzińskim parlamentem, w trakcie której blisko 100 tysięcy ludzi, w pokojowy sposób, zaprezentowało swoje przywiązanie do europejskich wartości. Nie możemy teraz Gruzji zostawiać samej, powinniśmy wyjść z inicjatywą wsparcia oczekiwanych przez Komisję Europejską reform. Polska ma w tym dużą rolę do odegrania – przekonuje w rozmowie z money.pl Karol Przywara.
Prezes Fundacji Kaukaskiej podkreśla, że Gruzja, aby zostać członkiem Unii Europejskiej, musi nie tylko przeprowadzić wiele reform gospodarczych, ale także rozwiązać problemy polityczne. Eksperci wskazują, że rząd w Tbilisi przejawia wręcz tendencje autorytarne.
– Kryzys polityczny zdominował tak naprawdę wszystkie dziedziny życia. Gruzja musi m.in. wprowadzić reformy dotyczące praworządności i przestrzegać niezależności mediów – wskazuje Karol Przywara.
Dodaje też, że nieprzyznanie Gruzji statusu kandydata do UE jest dla Gruzinów bolesnym rozczarowaniem, które może doprowadzić do zmian politycznych.
To może być strategiczny błąd Unii Europejskiej, który w przyszłości zechce wykorzystać Rosja. Już teraz rosyjska propaganda próbuje podgrzewać sytuację na Kaukazie przekonując, że Gruzja została zdradzona przez Europę, co jest oczywiście nieprawdą – mówi ekspert.
Dodaje, że nieprzyznanie Gruzji statusu kandydata do UE daje argumenty przeciwnikom Zachodu, którzy mogą chcieć próbować wepchnąć Gruzję ponownie do rosyjskiej strefy wpływów. Sam Władimir Putin może poczuć, że jego droga na Kaukaz jest otwarta, co mogłoby doprowadzić do eskalacji wojny.
Paweł Kowal, wiceprzewodniczący sejmowej komisji spraw zagranicznych uważa, że brak uznania, że Gruzja jest kandydatem w sensie strategicznym działa przeciw interesom Zachodu. – Dla Putina jest sygnałem mniejszego zainteresowania UE Kaukazem, a dla Gruzinów, że ich aspiracje nie są poważnie brane pod uwagę. Trzeba większą wagę zwracać na oczekiwania strategiczne społeczeństwa gruzińskiego niż obecny rząd w Tbilisi – ocenia Kowal w rozmowie z money.pl.
Podwójna gra Gruzji
Wojciech Górecki, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich, w swoim komentarzu wskazuje, że problemem Gruzji jest jej reakcja na toczącą się wojnę w Ukrainie. Zwraca uwagę, że co prawda Tbilisi potępiło agresję, ale nie przyłączyło się do antyrosyjskich sankcji. Co więcej, Kijów uważa, że Gruzja umożliwia Rosji obchodzenie sankcji, choć – jak podkreśla ekspert – jak dotąd nie ma na to twardych dowodów.
Gruzińska postawa 'życzliwej neutralności' wobec agresora, którą częściowo można tłumaczyć obawą przed rosyjskim zagrożeniem, obiektywnie oznacza jednak wsparcie dla Moskwy. W kontekście obserwowanego od kilku lat ochładzania relacji z Zachodem (UE, USA) każe to postawić pytanie, czy Tbilisi nie dokonuje pełzającej reorientacji polityki zagranicznej z prozachodniej na prorosyjską – co zarzuca rządowi gruzińska opozycja – wskazuje w swojej analizie Wojciech Górecki.
Dodaje jednak, że o "świadomym geopolitycznym zwrocie na razie nie ma mowy", co według niego, nie zmienia faktu, że "dryf w stronę Moskwy tworzy nową jakość i Waszyngtonowi czy Brukseli coraz niezręczniej jest wspierać euroatlantyckie aspiracje Gruzji".
Ekspert OSW przekonuje, że rządzące Gruzińskie Marzenie zdaje sobie sprawę, że w dającej się przewidzieć przyszłości integracja z instytucjonalnym Zachodem jest mało realna.
– Społeczeństwo z jednej strony w ogromnej większości deklaruje poparcie dla integracji euroatlantyckiej, z drugiej jednak obawia się Rosji i opowiada się za podtrzymaniem z Moskwą dialogu. Z tego powodu – a także ze względu na słabość opozycji – zmiana władzy w Gruzji i powrót sił jednoznacznie orientujących się na Zachód, wydają się obecnie mało prawdopodobne – ocenia Wojciech Górecki.
Malwina Gadawa, dziennikarka i wydawca money.pl