W czwartek poseł Koalicji Obywatelskiej Dariusz Joński opublikował pismo od likwidatora Telewizji Polskiej S.A., w którym podano wynagrodzenie wybranych pracowników spółki, w tym Michała Adamczyka oraz Samuela Pereiry. W przypadku prezentera "Wiadomości" mowa o zarobkach wyższych niż prof. Adama Glapińskiego, prezesa NBP.
Z pisma opublikowanego przez posła Koalicji Obywatelskiej Dariusza Jońskiego wynika, że część osób w TVP pracowała jednocześnie na etacie i na umowie cywilnoprawnej, niewykluczone, że na kontrakcie B2B.
Po ujawnieniu kwot, które otrzymywali niektórzy pracownicy Telewizji Polskiej, pojawiły się wątpliwości natury prawnej, dotyczące formy zatrudnienia. Jeśli się sprawdzą, to mogą zmusić pracowników spółki do zwrotu części wynagrodzenia. Dokładnie tak, jak zapowiedział we wpisie na platformie X premier Donald Tusk.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Umowy "gwiazd" TVP. Wątpliwości prawne
- Należy podkreślić, że nie znamy szczegółów, ani umów o pracę, ani kontraktów B2B, o których w piśmie do posła Jońskiego likwidator TVP S.A. pisze "umowy cywilnoprawne". Teoretycznie mogą to być zarówno umowy zlecenia, jak i umowy o dzieło, kontrakty managerskie czy właśnie rozwiązanie typu B2B, czyli de facto umowa między przedsiębiorcami - wskazuje w komentarzu dla money.pl dr Marcin Wojewódka, były wiceprezes Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.
Jak podkreśla, obowiązujące przepisy nie zabraniają tym samym stronom zawierania między sobą kilku różnych umów.
Trzeba jednak pamiętać, że przepisy Kodeksu pracy jasno stanowią w art. 22., że przez nawiązanie stosunku pracy pracownik zobowiązuje się do wykonywania pracy określonego rodzaju na rzecz pracodawcy i pod jego kierownictwem oraz w miejscu i czasie wyznaczonym przez pracodawcę, a pracodawca - do zatrudniania pracownika za wynagrodzeniem. Zatrudnienie w tak określonych warunkach jest zatrudnieniem na podstawie stosunku pracy, bez względu na nazwę zawartej przez strony umowy - zaznacza dr Wojewódka.
Jak dodaje przepisy wprost stanowią, że nie jest dopuszczalne zastąpienie umowy o pracę umową cywilnoprawną przy zachowaniu warunków wykonywania pracy określonych powyżej.
Ekspert uważa, że konstrukcja zastosowana w TVP mogła mieć na celu obejście prawa i zastąpienie umowy o pracę umową cywilno-prawną i powinny to wyjaśnić odpowiednie urzędy. Takiego ustalenia może dokonać ZUS, Urząd Skarbowy albo Sąd Pracy. - Jeśli tak się stanie, to zaistnieją daleko idące konsekwencje tak dla pracodawcy, ale też dla samej osoby fizycznej - tłumaczy dr Wojewódka.
W przypadku osób z TVP, biorąc pod uwagę wysokość ich zarobków, nie widzę tutaj ryzyka w zakresie ZUS, bo nawet ustalenie, że to były umowy o pracę nie będzie dużo bardziej kosztowne dla pracownika i pracodawcy, a to z powodu tzw. 30-krotności limitu składek na ubezpieczenia społeczne. W 2023 roku to 208 050 złotych. Ale ryzyko ustalenia, że to byłyby stosunki pracy, dla pracownika wiąże się z koniecznością zapłaty wyższego podatku oraz prawdopodobnie tzw. daniny solidarnościowej (4 proc. powyżej przychodu od 1 miliona złotych) - wyjaśnia ekspert w rozmowie z money.pl.
Czy pracownicy TVP oddadzą część fortuny?
Wyższe podatki nie są jedyną możliwą konsekwencją dla "gwiazd" Telewizji Polskiej. Donald Tusk, jak wspomnieliśmy, wskazał, że pracownicy TVP "raczej" będą musieli oddać rekordowo wysokie wynagrodzenie. Dr Wojewódka w opinii dla "Rzeczpospolitej" pisze, że tę zapowiedź należy traktować poważnie. Jak wyjaśnia, samo wypłacenie pensji nie oznacza, że nie było ono nienależne czy bezpodstawne.
Były wiceprezes ZUS zastrzegając, że nie są znane szczegóły dot. zatrudnienia w Telewizji Polskiej, dodaje, że "są podstawy do podawania w wątpliwość tak charakteru tych umów, formy prawnej, a przede wszystkim wysokości i ekwiwalentności świadczeń".
"Musimy też pamiętać, że mówimy cały czas o wydatkowaniu środków publicznych, co oznacza, że każda wydana złotówka powinna mieć bardzo dobre uzasadnienie. A tutaj pewnie wielu będzie miało duże wątpliwości, na co zresztą wskazuje raport NIK. Kłania się słowo postrach w sektorze publicznym, czyli 'dyscyplina finansów publicznych'" - pisze dr Wojewódka w "Rz".
A jeśli dokonany audyt tych wszystkich kwestii, a jak wygląda z zapowiedzi medialnych niektórych polityków możemy się takiego spodziewać, to wcale nie wykluczałbym możliwości skutecznego dochodzenia zwrotu nienależnie czy bezpodstawnie wypłaconych kwot - podkreśla.
Gigantyczne zarobki w TVP
Z pisma, które poseł Joński otrzymał od władz TVP, wynika, że Michał Adamczyk, dyrektor Telewizyjnej Agencji Informacyjnej, od 25 kwietnia do 31 grudnia w ramach umowy zarobił ponad 372 tys. zł oraz 1,127 mln zł w ramach prowadzonej działalności gospodarczej - łącznie niemal 1,5 mln zł.
Samuel Pereira, zastępca dyrektora TAI od 25 kwietnia zarobił 439 tys. zł. Marcin Tulicki łącznie ponad 713 tys. zł, a Rafał Kwiatkowski - ponad 366 tys. zł. Jarosław Olechowski, były szef TAI, zarobił w 2023 łącznie 1,4 mln zł.
Paweł Gospodarczyk, dziennikarz money.pl