Polska została wmieszana w skandal z nielegalną sprzedażą broni na Ukrainę – pisze "Dziennik Gazeta Prawna". Zaczęło się od wpisów na blogu prorosyjskiej blagierki z Bułgarii. Opisywała ona nielegalny import broni z Serbii na Ukrainę.
Plotki podjęła serbska opozycja wykorzystując do walki politycznej z urzędującym prezydentem Aleksandrem Vucicem. Ten początkowo zapewniał, że jego kraj nie dostarcza broni na Ukrainę, ale przyciśnięty dowodami w postaci dokumentów przyznał, że sprzedał powiązanej z Ukraińcami cypryjskiej firmie Petralnik pociski do moździerzy, ale ich ostatecznym odbiorcą miała być polska firma Nattan – opisuje sprawę "DGP".
Problem w tym, że 30 tys. pocisków znalazło się Donbasie. A przejęli je prorosyjscy separatyści, którzy rozpętali burzę medialną. Przekaz był prosty "Serbowie mordują rosyjskie dzieci w Ługańsku i Doniecku dostarczając pociski Ukraińcom".
– Przed sprzedażą broni MSZ sprawdza, czy ostateczny odbiorca nie znajduje się na czarnej liście. Jeżeli, tak jak w przypadku z Polski, nie ma go tam, dajemy zgodę. Serbia nie ponosi odpowiedzialności za reeksport do państw trzecich. Przy czym zaznaczyć należy, że ostateczny odbiorca nie może tego robić bez poinformowania nas o tym. Nikt nie zwracał się do ministerstwa z pytaniem o reeksport – wyjaśniał cytowany przez DGP szef MSZ tego kraju Ivica Dacić.
Skandalu z nielegalnym dostarczaniem broni przez firmę Nattan nie skomentował polski MSZ. Nie odpowiedział też na pytania DGP. Dziennik natomiast potwierdził autentyczność dokumentów, które dowodzą handlu pociskami moździerzowymi.
Potwierdzają one, że Nattan rzeczywiście kupił w Serbii pociski i zobowiązał się do tego, że nie będzie ich reeksportował. Jednak jak wynika z informacji DGP, nikt z polskich struktur państwowych ich nigdy nie zamawiał.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl