Miarka się przebrała. Holenderski parlament wezwał swój rząd do postawienia Polski przez unijnym Trybunałem. Powód to łamanie praworządności. Pod takim rozwiązaniem podpisało się 124 ze 150 przedstawicieli Izby Reprezentantów. Sygnatariusze deklarują, że są gotowi na każdy scenariusz.
- Po pierwsze ważny w tym wszystkim jest kontekst polityczny. W marcu przyszłego roku odbędą się w Holandii wybory, w których obecny premier Mark Rutte liczy na to, że uda mu się rządzić przez kolejną czwartą kadencję, więc krok w stronę pozwu można traktować jako walkę o głosy – komentuje dr Paweł Kowalski, prawnik z Uniwersytetu SWPS.
- Po drugie pamiętajmy, że Holandia jest na szczycie tzw. grupy oszczędnych (ang. Frugal Group, co tłumaczone jest także jako skąpcy – red.), którzy patrzą na każde euro kilka razy – dodaje.
Ekspert ocenia, że przedstawiciele wspomnianej, nieformalnej grupy są nawet nie tyle "oszczędni", co po prostu praworządni. Chodzi o to, że skoro te państwa przekazują znaczne sumy ze środków publicznych do wspólnego budżetu Unii, to chcą mieć pewność, że pieniądze te będą wydawane w sposób właściwy i zgodny z celami przewidzianymi w traktatach.
- W praworządności nie należy doszukiwać się żadnych złych działań. Chodzi o to, aby mieć pewność, że są niezawisłe sądy i nikt nie odważy się defraudować tych pieniędzy. Niestety w Polsce zasada praworządności jest łamana wprost, co widać na przykładzie wpływu polityków na działania sądów. W tej sytuacji zachodzi więc obawa, że mogłoby dojść do wycieku pieniędzy – tłumaczy dr Paweł Kowalski.
Przykład nacisku? Rozpoczęcie czynności przez Rzecznika Dyscyplinarnego Sędziów Przemysława Radzika wobec sędziów, którzy nie zgodzili się na areszt wobec Romana Giertycha. Nasz rozmówca wskazuje, że ów fakt poszedł w świat i został odnotowany przez przedstawicieli holenderskich władz.
Co może być dalej? Dr Paweł Kowalski sugeruje, że do pozwu przeciwko Polsce mogą przyłączyć się inne kraje. Taki krok wynika bowiem wprost z uchwały, która została zaadresowana do holenderskiego rządu. Wiele wskazuje na to, że tymi krajami będą Dania, Szwecja, Belgia i Finlandia.
- Pamiętajmy, że już trwa dochodzenie przeciwko Polsce w sprawie dyscyplinowania sędziów. W październiku pozew w tej sprawie złożyła Komisja Europejska. Pozew państw członkowskich UE jest więc otwarciem nowego frontu w tej sprawie – podkreśla ekspert.
Pozew – jak zauważa prawnik z Uniwersytetu SWPS – ma mieć jednoznaczny wydźwięk. Chodzi o efekt psychologiczny i wywołanie dyskusji. Z kolei sama sprawa może trwać dość długo. Praktyka pokazuje, że unijny Trybunał zajmuje się tego typu sprawami przez rok lub nawet półtora.
- Warto też na chwilę zatrzymać się przy tym, że naprawdę rzadko zdarza się, aby państwa skarżyły inne państwa przed Trybunałem. Na ogół jest tak, że tym zajmuje się Komisja Europejska. Inną głośną sprawą był pozew z lat 80. Hiszpania kontra Wielka Brytania. Sprawa dotyczyła zbyt swobodnego nadawania obywatelstwa przez Wielką Brytanię mieszkańcom Gibraltaru. W tle oczywiście był konflikt o prawo do tego terytorium – przypomina dr Paweł Kowalski.
Nie bez znaczenia jest też to, że uchwała w sprawie pozwu pojawiła się na niecałe dwa tygodnie przed kolejnym szczytem (10-11 grudnia – red.) w sprawie wieloletniego unijnego budżetu i pocovidowego funduszu odbudowy. Przypomnijmy, że od połowy listopada Polska i Węgry grożą wetem wobec uzależnienia wypłaty funduszy europejskich od przestrzegania praworządności.
- Najbliższe negocjacje na pewno nie będą negocjacjami na temat tego, czy uzależnić wydatkowanie budżetu od praworządności. To już znalazło się w unijnych dokumentach i zostało zaakceptowane przez przywódców. Jakie są dalsze możliwości? Niewykluczone, że Polska i Węgry przyjmą rozporządzenie o praworządności, a potem od razu zaskarżą ten dokument przed Trybunałem. Możliwe jest też, że budżet UE zostanie przyjęty w formie umowy międzynarodowej dla 25 państw, czyli bez Polski i Węgier. To będzie trudne, ale wykonalne – podsumowuje dr Paweł Kowalski.
Przypomnijmy, że do Polski w ramach nowego budżetu UE na lata 2021-2027 miałoby trafić łącznie 96 mld euro. To najwięcej w całej Wspólnocie. Dodatkowo z Funduszu Odbudowy Polska miałaby otrzymać 28,9 mld euro. Jarosław Gowin, wicepremier, minister rozwoju, pracy i technologii, ocenił, że wynegocjowane warunki są bardzo korzystne dla naszego kraju.