Obecny kryzys to wynik kilku czynników, które mają ogromny wpływ na gospodarkę. Jakub Karnowski wymienia trzy główne składowe. Skutki COVID-19, agresja Rosji na Ukrainę oraz obecna sytuacja gospodarcza w Polsce.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Polska nie radzi sobie z kryzysem
Karnowski w rozmowie z "Forbesem" punktuje złe decyzje obecnego obozu władzy. Według niego wszystkie działania polityczne PiS-u mają na celu zapewnienie sobie poparcie elektoratu, ale rząd nie podejmuje realnej walki z potencjalnymi skutkami kryzysu gospodarczego.
W jego ocenie obecny rząd chce zyskać w oczach wyborców, ale równocześnie "prowadzi ich w ślepą uliczkę". Posiłkuje się przykładem dodatków węglowych, które PiS funduje z pieniędzy podatników, również tych, którzy w ostatnim czasie zainwestowali w proekologiczne rozwiązania - czytamy na "Forbes".
Dodatkowo partia rządząca liczy na łagodną zimę oraz na dostawy węgla z Kolumbii, Indonezji lub Australii. Istnieją domysły, że w razie konieczności szukać będzie oszczędności w szkołach lub miejscach pracy. Wtedy istnieje realna możliwość wyłączenia ogrzewania lub odcięcia prądu, powołując się na system pracy i nauki zdalnej.
Rząd chce dotrwać do wyborów
Działanie PiS-u Karnowski tłumaczy chęcią utrzymania się u władzy oraz przetrwanie do kolejnych wyborów. Podkreślił, że premier stosuje taktykę masowych obietnic, a później wygasza oczekiwania wyborców.
Ja nie wierzę w to, że znowu im się uda, i uważam, że tej zimy dojdzie do zderzenia z szarą rzeczywistością. Niestety, naszym kosztem - powiedział Karnowski w rozmowie z "Forbesem".
- Podnosząc podatki i zadłużając państwo, zdobywali środki potrzebne im do przekupywania elektoratu, precyzyjnie kierując transfery do swoich wyborców. Nie przejmują się tym, że my za to wszystko będziemy musieli kiedyś zapłacić - dodaje.
Światowa gospodarka jest wciąż rozedrgana
Sytuacja gospodarcza na świecie nie napawa optymizmem. Po wyjściu z pandemii nadal napotyka trudności logistyczne i przestoje w produkcji. Przykładem mogą być problemy z importem towarów z Chin, zmniejszony montaż samochodów czy brak chipów niezbędnych w elektronice.
Karnowski stwierdza, że w czasie boomu gospodarczego, świat przyzwyczajony jest do tego, że wszytko jest na wyciągnięcie ręki. Niestety, po tzw. szoku rynek potrzebuje czasu, aby się dostosować i wrócić do sytuacji sprzed krachu. Aby zrozumieć ten mechanizm, podaje przykład.
Spójrzmy na wzrost cen frachtu. Wystarczy, że zaczyna brakować kontenerów, które trzeba wyprodukować, i ceny idą wielokrotnie do góry. Podobnie jest z przewozami cargo. Dzisiaj brakuje węglarek, one sporo kosztują i trzeba czekać na ich wyprodukowanie. Przedsiębiorca, który chce wozić nimi węgiel, nie wie, czy wydać teraz na nie kilkadziesiąt milionów złotych. Bo nie wiadomo, czy ten popyt się utrzyma w dłuższym okresie i dostarczy mu satysfakcjonujący go zwrot z coraz droższego kapitału - czytamy na "Forbes".
Obecny kryzys przypomina ten z lat 70.
Obecny krach na rynku energetyczny Karnowski porównuje do sytuacji z lat 70. XX wieku, kiedy świat mierzył się z kryzysem naftowym. Wtedy również zarówno gospodarka, jak i przedsiębiorcy tracili na nim, ale "długoterminowe oszczędności" okazały się korzystne dla rynku oraz planety, ponieważ wtedy została znacząco ograniczona emisja CO2.
Karnowski wyraża nadzieję, że w tej sytuacji będzie podobnie. Oczywiście, będzie to połączone z "bólem" dla przedsiębiorców, ale przyszłość będzie się wiązać z większą ilością energii odnawialnej. - Nie ma innej drogi niż zielona rewolucja, bo ekologia oznacza efektywne zużywanie surowców naturalnych - powiedział.