Po roku 2020, naznaczonym wybuchem pandemii COVID-19 i lockdownem, nową normalność zwiastował powrót festiwali na imprezową mapę Polski. W chorzowskim Parku Śląskim w dniach 11-14 sierpnia złakniona muzyki na żywo publika bawiła się na Fest Festivalu. W imprezie wzięło udział 30 tys. osób.
Park jednak jest otoczony blokami mieszkalnymi, których mieszkańcy w czasie imprezy nie mogli spokojnie odpocząć. Dlatego na klatkach schodowych zirytowani lokatorzy wywiesili kartki, w których nawoływali do pisania skarg m.in. do marszałka województwa śląskiego. W piśmie czytamy, że poprzez głośną muzykę i zabawę do późnych godzin nocnych "pogwałcono prawa 40 000 mieszkańców Osiedla Tysiąclecia oraz okolic".
Co na to Park Śląski? Rzeczniczka Dagmara Piskorz w rozmowie z money.pl podkreśla, że park wyłącznie wydzierżawił teren organizatorowi. - Organizator ma obowiązek ustawienia scen i nagłośnienia w taki sposób, aby były one jak najmniej uciążliwe dla mieszkańców okolicznych osiedli - tłumaczy.
- Sceny w tym roku były inaczej rozstawione, niż w poprzedniej edycji, więc dźwięk też rozchodził się w inny sposób - podkreśla nasza rozmówczyni. - Docierały do nas sygnały, że jest głośno. Na bieżąco reagowaliśmy i kontaktowaliśmy się z organizatorem, a już dziś czynimy kroki, żeby przyszła edycja była jak najmniej uciążliwa - zapewnia.
Tymczasem prezes Parku Śląskiego Agnieszka Bożek ogłosiła na Twitterze pełny sukces imprezy.
Wielokrotnie interweniowała policja
Nie wszystko wyglądało jednak tak kolorowo. Już w trakcie festiwalu okoliczni mieszkańcy wielokrotnie wzywali policję. Potwierdzają to zarówno funkcjonariusze, jak i Park Śląski.
- Interwencji było 131 przez cały okres trwania festiwalu. Głównie chodziło o zakłócenia spoczynku nocnego głośną muzyką. Doszło także do czterech kradzieży mienia, dodatkowo zatrzymano dwie osoby w związku z naruszeniem nietykalności cielesnej ochroniarza oraz funkcjonariusza policji - wyjaśnia money.pl aspirant sztabowy Sebastian Imiołczyk z chorzowskiej policji.
- Potwierdzam, że w trakcie festiwalu przyjeżdżała policja. Byliśmy w kontakcie zarówno z policją, jak i organizatorem, który nas zapewnił, że po każdej interwencji muzyka była ściszana - dodaje rzeczniczka parku Dagmara Piskorz.
Trudne cztery dni dla zwierząt
Fest Festival stworzył jednak jeszcze inny problem. Jedna ze scen była rozstawiona obok ogrodu zoologicznego, który mieści się na terenie parku. Marek Mitrenga, dyrektor zoo, mówi w rozmowie z money.pl, że to "niefortunne" ułożenie.
I choć zwierzęta mogą być przyzwyczajone do hałasu związanego z odwiedzającymi, to jednak trudno to "porównać z atmosferą festiwalu". Jak podkreśla Mitrenga, zoo starało się odizolować zwierzęta od głośnych dźwięków, zamykając je w tym czasie w pawilonach.
Dyrektor już pierwszego dnia festiwalu zapytał organizatora, dlaczego nie zapytał zoo o kwestię ułożenia sceny. Usłyszał, że "próbowano". Jak jednak podkreśla, ani on, ani jego zastępca nie otrzymali żadnego pisma czy chociaż telefonu w tej sprawie.
- Organizator nie zadał sobie trudu, by skonsultować się z nami odnośnie tego, czy rozmieszczenie scen nie zaszkodzi zwierzętom. A my mielibyśmy obiekcje, bo ta konkretna scena była po prostu za blisko naszego ogrodzenia. Zawsze istnieje ryzyko, że wskutek stresu część zwierząt może doznać paniki lub ataku serca - podkreśla Marek Mitrenga.
Nasz rozmówca zastrzega, że do tej pory każde wydarzenie było konsultowane z władzami ogrodu zoologicznego i ocenia, że "organizator mógł się trochę pogubić".
- Hałas docierał do zwierząt, bo było to nieuniknione. Sceny jednak były tam bardziej wyciszone, a dźwięk był kierowany w dół, żeby się rozchodził - zapewnia Dagmara Piskorz z Parku Śląskiego.
- Nieuniknione jest, że przy takim festiwalu dźwięki będą dochodziły do obiektów. Zwierzęta były otoczone dodatkową opieką, byli przy nich opiekunowie, był weterynarz, a same zwierzęta szybciej zostały odprowadzane do swoich pomieszczeń - przekonuje.
Oburzenia całą sytuacją nie kryje szef fundacji VIVA Cezary Wyszyński. - Może prokurator powinien zbadać to, czy nie doszło do złamania ustawy o ochronie zwierząt, bo to było dla nich realne zagrożenie - ocenia.
- Sprawa jest bulwersująca, a decyzję o ustawieniu sceny przy ogrodzeniu zoo mógł podjąć tylko ktoś, kto nie zdaje sobie sprawy z krzywdy zwierząt. Te, pod wpływem stresu, próbują uciekać, gryzą ogrodzenia. Może dojść też do zawału lub prób samookaleczania. W takich sytuacjach to zwierzę walczy o życie. Sytuacja z Chorzowa jest całkowicie godna potępienia - komentuje Cezary Wyszyński.
Zwróciliśmy się z pytaniami o imprezę do władz Chorzowa oraz Śląskiego Urzędu Marszałkowskiego. Magistrat stwierdził, że odpowiada wyłącznie za opinie dotyczące kwestii sanitarnych i medycznych. Urząd marszałkowski odparł natomiast, że nie wydawał w tym zakresie żadnych pozwoleń, ale zgadza się z obiekcjami mieszkańców.
- Podczas spotkania z władzami spółki Park Śląski zostaną wyjaśnione okoliczności organizacyjne oraz zostaną przekazane informacje, aby przy kolejnym tego typu wydarzeniu wziąć pod uwagę wszystkie te głosy - mówi rzecznik urzędu Sławomir Gruszka. Dodaje, że Park powinien mieć na uwadze sąsiedztwo przy tego typu imprezach.
Organizator planuje kolejne edycje Fest Festivalu
Zwróciliśmy się również z pytaniami do organizatora za pośrednictwem e-maila dla mediów udostępnionego na stronie Fest Festivalu. Zapytaliśmy m.in. o to, jak zabezpieczono pobliskich mieszkańców oraz ogród zoologiczny przed hałasem. Odpowiedzi do momentu publikacji nie otrzymaliśmy.
Choć ostatecznie spółka Fest Festival nie odpowiedziała na nasze pytania, to już dziś snuje plany przyszłorocznej edycji imprezy. Odbędzie się ponownie w Parku Śląskim, a bawić na niej ma się jeszcze więcej osób.