Jak zauważają ekonomiści z mBanku, dużo ostatnio mówi się o tym, czy inflacja w Polsce na koniec roku zejdzie poniżej 10 proc. r/r. Taką opinię wyrażali m.in. premier Mateusz Morawiecki czy prezes NBP Adam Glapiński, wskazując, że świadczy to o tym, że sprawy idą w dobrym kierunku.
Zdaniem analityków mBanku jednak w ogóle debata o tym, czy inflacja na koniec roku będzie jednocyfrowa, czy dwucyfrowa, jest "dziwaczna lub nawet wręcz szkodliwa".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Inflacja bazowa wciąż wysoko, wzrost cen może jeszcze przyspieszyć
Oni sami prognozują, że inflacja pod koniec 2023 r. będzie wynosić nieco powyżej 10 proc. Będzie to oznaczało, że tempo wzrostu cen faktycznie szybko hamuje. Jak jednak podkreślają eksperci, nie będzie raczej chciała zwalniać inflacja bazowa, czyli inflacja z wyłączeniem cen żywności i energii.
To ta część inflacji, o której Rada Polityki Pieniężnej wielokrotnie wypowiadała się, że ma na nią wpływ, gdy za resztę wzrostów cen miały odpowiadać różnego rodzaju szoki zewnętrzne, w szczególności nazywane putininflacją skoki cen energii czy żywności.
Tymczasem, jak podkreślają eksperci, obecne spadki inflacji zawdzięczamy "wygasaniem szoków zewnętrznych".
Tym, co nie chce spadać, jest inflacja bazowa, czyli inflacja, na którą RPP ma wpływ – stwierdzają analitycy mBanku.
Dodatkowo – w ich ocenie – w najbliższym okresie istnieje duże ryzyko, że trend spadkowy się odwróci. "Jeśli nie uspokoi się dynamika płac (...) i inflacja w usługach, poruszać będziemy się w reżimie wybitnie podatnym na szoki oraz pchanym w górę" – ostrzegają eksperci.
Jak podkreślają, dopóki też poruszamy się w obrębie inflacji na poziomie 3 czy 4 razy wyższym od celu inflacyjnego (NBP sam ustalił sobie, że dąży do inflacji na poziomie 2,5 proc.), nie ma co spodziewać się np. obniżek stóp procentowych, a przynajmniej" nie ma do takiego luzowania ekonomicznych przesłanek".