299 członków Izby Gmin zagłosowało za wnioskiem rządu o skrócenie kadencji parlamentu i zorganizowanie przyspieszonych wyborów w grudniu 2019 r. Tym samym wniosek przepadł, gdyż wymagana większość głosów wynosiła 433.
Gorąca debata przed głosowaniem
Przed głosowaniem doszło do burzliwej debaty, w której politycy opozycji zarzucali premierowi, iż jest osobą niegodną zaufania. Z kolei szef rządu wytykał opozycji częste zmiany zdania.
- Nie wierzę w to, że ten parlament jest w stanie dostarczyć to, co obiecaliśmy ludziom - tak premier Boris Johnson uzasadniał przed Izbą Gmin konieczność rozpisania wcześniejszych wyborów. Opozycja nie zamierza mu pomagać o zagłosuje przeciwko pomysłowi.
Lider opozycyjnej Partii Pracy Jeremy Corbyn w emocjonalnym wystąpieniu atakował premiera i zarzucał mu próbę oszukania społeczeństwa. Odwołał się do artykułu "Financial Times", w którym przypomniano, że wynegocjowany przez Johnsona "deal" jest tym samym, który półtora roku temu odrzuciła Theresa May.
- Ona odrzuciła go jako niewystarczająco dobry dla Zjednoczonego Królestwa. Mamy umowę z recyklingu. Premier twierdził, że nie będzie na jej mocy żadnych kontroli celnych między Irlandią Północną i Wielką Brytanią, a sekretarz odpowiedzialny za brexit stwierdził, że jednak będą - grzmiał Jeremy Corbyn po czym wielokrotnie stwierdzał że "premier nie jest godny zaufania".
Polityk poza personalnymi atakami na szefa rządu, przekonywał także, że wskazana data - 12 grudnia - jest fatalna dla demokracji. W jego opinii, zbliżająca się przerwa świąteczna nie pozwoli wszystkim studentom zagłosować. - W wyborach chodzi przede wszystkim o to, żeby ludzie mogli oddać swoje głosy - dodawał, a jego partyjni koledzy przypominali, że poza uczniami szkół wyższych także osoby starsze i niepełnosprawne będą musiały włożyć o wiele więcej wysiłku w tak szybko zorganizowane zimowe wybory.
Lider opozycji Przypomniał również, że od 1923 r. nie zdarzyło się, by wybory do parlamentu zostały zorganizowane w grudniu.
Szkoci ostrzegają przed rozpadem państwa
Przeciwko wnioskowi premiera o wcześniejsze wybory głosowała także Szkocka Partia Narodowa (SNP). - Chcemy wyborów, ale nie w formie, w której chce ich premier - mówił Ian Blackford, lider SNP w Izbie Gmin. W swoim wystąpieniu przed głosowaniem przekonywał, że premier chce wyborów, by w listopadzie ponownie wnieść swoją umowę pod obrady, przeforsować ją w przyszłym miesiącu i 30 listopada opuścić Unię Europejską. - To da premierowi wybory po brexicie - ostrzegał.
- Ludzie widzą, że premier zawiódł - grzmiał Blackford i zaapelował do wszystkich partii opozycyjnych o poparcie wniosku SNP i Liberalnych Demokratów o zorganizowanie wcześniejszych wyborów, "ale nie na warunkach premiera". - Nie będziemy zastraszani i nie będziemy grać w jego grę - dodał polityk i przypomniał, że brexit oznacza "wyciągnięcie Szkocji z Unii Europejskiej wbrew jej woli". W jego ocenie doprowadzi to do końca Zjednoczonego Królestwa, które znamy.
- Coraz szybciej nadciąga dzień, w którym ta unia (Zjednoczone Królestwo) się rozpadnie - przestrzegł Ian Blackford i po raz kolejny zapowiedział referendum ws. niepodległości Szkocji. Kilka tygodni temu pierwsza minister szkockiego rządu poinformowała, że może ono się odbyć już w marcu przyszłego roku.
Także Liberalni Demokraci zagłosowali przeciw wnioskowi rządu, choć partia chce wcześniejszych wyborów. - Nie poprzemy wniosku premiera, bo wiemy, że jego umowa będzie zła dla gospodarki, praw pracowniczych, klimatu i całego Zjednoczonego Królestwa. (…) Nie możemy ufać niczemu, co premier mówi i nie mamy gwarancji, że nie spróbuje nas wyrwać z Unii Europejskiej przed wyborami - przekonywała liderka Liberalnych Demokratów Jo Swinson, która przez niemal całe swoje przemówienie przypominała, że głównym celem jej partii jest zablokowanie brexitu i organizacja kolejnego referendum. Równocześnie podkreśliła, że jej formacja wspólnie ze Szkocką Partią Narodową chcą wyborów 9 grudnia w oparciu o dwupartyjny projekt ustawy.
Pomysł premiera
Premier Zjednoczonego Królestwa złożył wniosek o skrócenie kadencji parlamentu i rozpisanie na grudzień wcześniejszych wyborów po tym jak parlament zatwierdził umowę rozwodową z Unią Europejską, ale nie zgodził się na błyskawiczne procedowanie nad ustawą wdrażającą dokument w życie.
Choć z polskiej perspektywy wydaje się być to nielogiczne - skoro umowa uzyskała poparcie, to po co jeszcze głosować nad kolejną ustawą - wymaga tego brytyjski system prawny. Inaczej niż w Polsce, umowy międzynarodowe nie są bezpośrednio stosowane w prawie krajowym, ale wymagają implementacji ustawą.
I właśnie zebranie większości dla poparcia ustawy wdrażającej umowę rozwodową jest powodem, dla którego premier Boris Johnson chce rozpisania wcześniejszych wyborów, choć niedawna historia jego partii pokazuje, że to ryzykowne posunięcie. Jego poprzedniczka na stanowisku szefa Rządu Jej Królewskiej Mości, Theresa May, wykonała podobny ruch w 2017 r. Przekonując, że chce wzmocnić swój mandat negocjacyjny, przekonała 18 kwietnia 2017 r. Izbę Gmin do poparcia wcześniejszych wyborów.
Wybory wydają się jednak być niezbędne dla premiera, gdyż potencjalne zmiany w ustawie wdrażającej porozumienie mogłyby doprowadzić do sporu z Unią Europejską i koniecznością do walki o ponowne otwarcie negocjacji. Bruksela na to nie pozwoli - zastrzegła to w zgodzie na przełożenie brexitu do 31 stycznia 2020 r.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl