Od początku działań wojennych w Ukrainie, rosyjskie służby sieją akcję dezinformacyjną na całym świecie. Początkowo odpierała agresji za naszą wschodnią granicą, ale także w opinii całego świata, starała się zdestabilizować rynek, wypuszczając do mediów fake newsy i siejąc propagandę. W obliczu gospodarczego kryzysu, a także stale rosnących cen energii, europejscy specjaliści przestrzegają, że tzw. piąta kolumna Kremla, czyli służby specjalne, mogą uderzyć w Polaków
Jak poznać fake newsy?
Już w czasie początku zbrojnego konfliktu w Ukrainie na polskich stronach rządowych opublikowano porady, jak poznać, że publikowane w sieci wiadomości są spreparowane tylko po to, by podsycić niepokoje społeczne i wywołać falę dezinformacji. Na co w takim razie zwrócić uwagę?
Po pierwsze: treść wiadomości może grać na naszych emocjach, podsycać w nas strach, wywoływać panikę oraz niepokój, a także, poprzez swoją treść, deprecjonować inne wiadomości i szerzyć chaos informacyjny.
Po drugie: Rosja może w treści swoich wiadomości szukać sojuszników i popleczników, którzy będą popierać jej działania na arenie międzynarodowej. Tym samym będzie starać się znaleźć drogę do wyjścia z izolacji oraz wnioskować o zniesienie nałożonych na nią sankcji. Takie wiadomości można było przeczytać na początku tego roku, kiedy Rosja opisywała swoje rzekome działania dotyczące pomocy w pandemii koronawirusa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Po trzecie: treść może sugerować słabą pozycję międzynarodową Polski, negatywnie porównywać ją do silniejszych partnerów, czy podsycać niechęć do sojuszników.
Rosja może zaatakować już tej zimy
Jakub Wiech, dziennikarz portalu Defence24.pl na zarówno na Instagramie, jak i Twitterze przestrzega, że tej zimy, kiedy ceny energii stale rosną, a jesteśmy w środku intensywnego okresu grzewczego, może dojść do eskalacji fake newsów wymierzonych w Polskę.
Uważa się, że Rosja, dzięki swoim zasobom, czyli złożom węgla i gazu, może nie tylko podsycić negatywne nastroje w Europie, ale także wpłynąć, na i tak wysoką, ich cenę.
Przed czym potencjalnie przestrzega Wiech? Przypuszcza, że władza w Kremlu może sugerować, że ich surowce energetyczne są najtańsze na światowym rynku, a nałożone na Rosję sankcje wywołały gospodarczy kryzys, twierdzić, że Europa jest całkowicie zależna od rosyjskich dostaw, czy też podsycać emocje w sprawie Nord Stream 2.
Kłamstwa wychodzą na jaw
O sytuacji dotyczącej Nord Stream 2 pisaliśmy na początku sierpnia. - Kiedy niemieccy obywatele otrzymają "gigantyczne" rachunki za energię, stanowisko niemieckich władz w sprawie uruchomienia Nord Stream 2 może się zmienić - oświadczył rosyjski senator Iwan Abramow, wiceprzewodniczący komisji ds. polityki ekonomicznej. Ma to związek ze wstrzymaniem certyfikacji budowanego gazociągu, a tym samym zmniejszenie przepływu gazu przez Nord Stream 1.
Rosjanie ograniczeniem przesyłu surowca od czerwca tłumaczą się brakiem serwisowanej turbiny i zarzutami pod adresem Siemens Energy.
"Moskwa nie ukrywa, że redukcja dostaw gazu, stanowiąca pogwałcenie kontraktów zawartych z europejskimi odbiorcami, jest motywowana politycznie oraz stanowi element wojny gazowej i narzędzie szantażu, głównie wobec RFN. Jasno świadczą o tym zarówno wcześniejsze wypowiedzi Putina, jak i niedawne słowa Pieskowa. Wprost uzależniają oni przywrócenie normalnego poziomu dostaw gazu z Rosji od zgody na uruchomienie NS2" - czytamy w analizie ekspertów Ośrodka Studiów Wschodnich, który przygląda się sprawie.
Taki jest cel Putina w Niemczech. Kreml się wygadał
Rosja gwałci kontrakty międzynarodowe
To, że działania Rosji nie do końca można traktować poważnie, dobitnie ilustruje wydanie dekretu, na mocy którego "nieprzyjacielskie" Putinowi państwa, muszą płacić za gaz w rublach. Transakcje miałyby być przeprowadzane w walucie, które jest zakontraktowana, jednak, ale całość byłaby finalizowana dopiero wtedy, gdy Gazprom wymieni dolary lub euro na ruble.
"To, co proponuje Putin - zamianę euro na ruble i płacenie nimi rachunków za gaz - stanowiłoby pogwałcenie sankcji. Jeśli się tak stanie, to będzie to obchodzeniem restrykcji nałożonych na Rosję" - mówiła Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej.