Jewgienij Prigożyn był zaufanym człowiekiem Władimira Putina. Odpowiadał m.in. za catering podczas spotkań prezydenta, czym zyskał sobie przydomek "kucharza Putina". Za przyzwoleniem gospodarza Kremla założył też prywatną firmę wojskową, Grupę Wagnera. Jej najemnicy walczyli m.in. w Syrii i Afryce, a ostatnio w Ukrainie.
Prigożyn zaczął ostro krytykować nieudolny sposób prowadzenia wojny przez rosyjskie ministerstwo obrony. W piątek oskarżył armię, że ostrzelała pozycje jego ludzi i rozpoczął bunt. W sobotę najemnicy Grupy Wagnera zajęli sztab rosyjskiej armii w Rostowie nad Donem i zaczęli posuwać się w kierunku Moskwy. Prigożyn, od dawna skonfliktowany z częścią rosyjskiego establishmentu wojskowego, domagał się "przywrócenia sprawiedliwości" w armii i odsunięcia od władzy ministra obrony Siergieja Szojgu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W sobotę wieczorem Prigożyn ogłosił jednak odwrót i wycofanie najemników do obozów polowych, by "uniknąć rozlewu krwi". Miało to być rezultatem układu białoruskiego autorytarnego lidera Alaksandra Łukaszenki z Prigożynem, zawartego w porozumieniu z Władimirem Putinem. Zgodnie z tymi uzgodnieniami najemnicy Grupy Wagnera i sam Prigożyn mieliby przemieścić się na Białoruś.
Na tym nie koniec?
Rosyjscy śledczy mieli postawić mu zarzuty "zorganizowanie zbrojnego buntu", Moskwa obiecała je wycofać, gdy szef wagnerowców przeniesie się na Białoruś. Jednak Michael McFaul, były ambasador USA w Rosji, nie ma pewności, czy na tym sprawa się zakończy. – Nie jestem pewny, czy Putin może pozwolić, żeby człowiek, który nagle zyskał tak ogromną popularność, pozostał na Białorusi i po prostu siedział cicho. Podejrzewam, że z Prigożynem może się coś stać – ocenił w rozmowie z CNBC.
Również brytyjska firma doradcza Teneo ocenia, że mimo obietnic złożonych Prigożynowi "Putin może go jawnie ukarać, by pokazać, że takie wybryki przeciwko jego władzy nie mogą być tolerowane". Andrius Tursa z Tenego uważa, że chaos, w jakim Rosja pogrążyła się w ostatnich kilku dniach, pokazuje, co może się stać, gdy Władimir Putin przestanie już rządzić krajem. – O ile niestabilność w kraju może się w takim scenariuszu przyczynić do zakończenia operacji w Ukrainie, o tyle nie ma raczej szans na polepszenie się warunków do prowadzenia biznesu – ocenił Tursa w rozmowie z CNBC.
Telewizja SkyNews podała we wtorek, że Jewgienij Prigożyn może przebywać w jednym z nielicznych w Mińsku hoteli pozbawionych okien. Szef komisji ds. wywiadu Senatu USA Mark Warner ocenił, że decyzja o umieszczeniu go w takim miejscu może być podyktowana tym, by uchronić przywódcę Grupy Wagnera przed próbami zamordowania.
W co gra Łukaszenka
Z kolei amerykański Instytut Badań nad Wojną ISW napisał w środę, że prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka chce wykorzystać żołnierzy Grupy Wagnera, którzy przenieśli się na Białoruś, by zwiększyć swoje pole manewru wobec starań Kremla o wchłonięcie jego kraju.
Odnosząc się do wtorkowego wystąpienia Łukaszenki, w którym ten szczegółowo opisał swoją rolę w zażegnaniu kryzysu między właścicielem Grupy Wagnera Jewgienijem Prigożynem a Władimirem Putinem, ISW pisze, że jeśli jego słowa są prawdą, to świadczą o sprawności politycznej Łukaszenki i zdolności do wywierania przezeń wpływu na najwyższe eszelony rosyjskiej władzy.
"Szczegółowy wywód Łukaszenki wskazuje, że z powodzeniem odegrał on rolę mediatora w kryzysie wewnątrz najbliższego kręgu Putina, czego ten nie był w stanie zrobić" – pisze ISW.
Według instytutu Łukaszenka najprawdopodobniej włączył się w mediacje po części po to, by zasygnalizować Putinowi i innym wysokim urzędnikom na Kremlu, że nie ma z Łukaszenką żartów i potrafi on skutecznie i niezależnie funkcjonować w rosyjskiej polityce. Niezależnie od tego, czy przechwałki Łukaszenki to prawda, są one upokarzające dla Putina, tym bardziej że ten ich nie sprostował – ocenia ISW.