Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Rafał Brzoska udzielił money.pl wywiadu, w którym padły z jego strony dość nieoczekiwane słowa. Na pytanie o postulat części środowisk biznesowych odnoszący się do spowolnienia wzrostu płacy minimalnej, Brzoska jasno odpowiedział, że nie ma zamiaru się tym zajmować.
"Nasz zespół pracuje również dla pracowników. I oni nie będą pomijani w dyskusjach i naszych pracach. Moja odpowiedź więc w sprawie płacy minimalnej brzmi: sorry, ale nie" - mówił miliarder w odpowiedzi na powyższy apel. Bez względu na to, jaki ma się stosunek do samego Rafała Brzoski, są to ważne słowa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zmiana w myśleniu o płacy minimalnej
Nie wiemy oczywiście, na ile jest to stanowisko PR-owe, a na ile prawdziwe zdanie miliardera o tej formie regulacji. Nawet jeśli jednak jest czysto marketingowa zagrywka, to jest to znak, że coś się w polskiej debacie publicznej się zmienia i przynajmniej na poziomie języka nie ma (na razie) powrotu do najbardziej jaskiniowego neoliberalizmu.
Warto przy tym wyjaśnić, skąd w ogóle wzięła się dyskusja o płacy minimalnej. Niedługo po "deregulacyjnej" konferencji prasowej premiera Donalda Tuska, na której szef rządu zwrócił się do Rafała Brzoski o stworzenie zespołu mającego na celu przejrzenie "zbędnych" przepisów, Polska Izba Handlu wysłała do premiera list.
"Wynagrodzenia są największym składnikiem kosztowym przedsiębiorców działających w sektorze MŚP. Znaczące wzrosty wysokości pensji minimalnej wiążą się więc ze wzrostem ich zobowiązań finansowych. Wzrost wynagrodzeń minimalnych pogarsza ponadto atrakcyjność inwestycyjną kraju. Zwracaliśmy na to uwagę jako organizacja już we wrześniu ubiegłego roku" - pisali reprezentanci biznesu.
Apel ten, jeśli miałby zostać potraktowany poważnie, byłby szkodliwy dla polskiej gospodarki. Oznacza on bowiem wycyrklowanie przynajmniej części polskiego potencjału ekonomicznego pod zasób, jakim jest tani pracownik ("wzrost minimalnego wynagrodzenia pogarsza atrakcyjność inwestycyjną kraju"). Tymczasem przyszłościowe inwestycje, które są paliwem pozwalającym awansować w światowym łańcuchu dostaw, nie są bynajmniej oparte na nisko opłacanych pracownikach.
Gwałtowne wychłodzenie wzrostu minimalnej krajowej wiązałoby się też prawdopodobnie z rosnącymi nierównościami płacowymi. Ale również z tym, że biznesy straciłyby jeden z bodźców do modernizacji. Po co to robić, skoro można wykorzystywać (dość) tanią siłę roboczą? O szkodliwości takiego postulatu dla samych pracowników oraz ich rodzin nawet nie wspominam.
Przypomnijmy jednocześnie, że płaca minimalna w styczniu 2024 roku w porównaniu ze styczniem roku poprzedniego wzrosła nominalnie o 22 proc. Gwałtowna podwyżka najniższej krajowej miał wkład w to, że w 2024 roku płace realne, a więc takie z poprawką na inflację, rosły najszybciej w historii Polski.
Płaca minimalna a rozwój państwa
Tu na marginesie ważna uwaga - tak, zdaję sobie sprawę z tego, że zbyt raptowne podwyższanie płacy minimalnej mogłoby się wiązać z szerokimi zwolnieniami i wymyciem z rynku części, zwłaszcza mniejszych, biznesów. Warto jednak pamiętać, że takie wzrosty, jakie mieliśmy w zeszłym roku, prawdopodobnie nie powtórzą się szybko. A przynajmniej do momentu, do kiedy nie powtórzy się tak wysoka inflacja. W podwyżki płacy minimalnej jest bowiem właśnie wpisane "rekompensowanie" wzrostu cen towarów i usług. Stąd rekordowe premie w ostatnim czasie.
Mało kto wie, że polska najniższa krajowa należy obecnie do najwyższych w Europie, jeśli weźmiemy pod uwagę tak zwaną siłę nabywczą. Według danych Eurostatu wyższa minimalna jest tylko w 6 państwach wspólnoty: Irlandii, Francji, Belgii, Holandii, Niemczech i Luksemburgu. Podkreślę, że chodzi o płacę wyrażoną w PPS (ang. purchasing power standard - standard siły nabywczej) - sztucznej walucie umożliwiającej europejskiemu urzędowi statystycznemu międzynarodowe porównania. Teoretycznie za 100 PPS można kupić tyle samo towarów i usług w każdym kraju Europy.
Nie tyle więc chodzi o to, żeby minimalna rosła skokowo. Chodzi o to, żeby utrzymać jej poziom względem wzrostu cen, wzrostu gospodarczego i średniej pensji. W ten sposób, aby również najwrażliwsi pracownicy na rynku korzystali z owoców rozwoju polskiej gospodarki. Obecnie zresztą takie rozwiązania są wpisane do ustawy o płacy minimalnej. Jednak prace "deregulatorów" mogłyby to zmienić. Czy tak się stanie? Tego oczywiście nie wiemy, ale słowa Rafała Brzoski sugerują, że jego zespół nie będzie się zajmować takimi propozycjami.
Pensja minimalna w Unii Europejskiej. Są nowe dane
Język godności
Nie jestem jednak naiwny i wiem, że deklaracjom tego typu należy przyglądać się z pewną nieufnością. Zwłaszcza jeżeli to po stronie biznesu leży główny ciężar "konsultacyjny". Możliwe jednak - mam taką głęboką nadzieję - że zespół pominie w swoich rekomendacjach "deregulacje" odnoszące się minimalnego wynagrodzenia. Gdyby jednak naciskał na rząd w tej sprawie, a ten by się ugiął, oj przepraszam, "uwzględnił sugestie", to byłby zwrot w bardzo złym kierunku. W kierunku wzmacniania i tak silnej strony (pracodawców) w stosunku do strony słabszej (młodych i/lub nisko wykwalifikowanych pracowników, czy też migrantów).
Jak jednak wspomniałem, nawet jeśli to tylko PR, to pokazuje na zmianę klimatu wokół dyskusji o płacach. Wydaje się, że biznes zaczyna się przyzwyczajać do tego, że o płacach i pracownikach należy mówić w języku godności. To dobra zmiana. Nawet jeśli przedstawiciele owego biznesu w skrytości ducha mogliby uważać coś zupełnie innego.
Autorem jest Kamil Fejfer, dziennikarz piszący o ekonomii, gospodarce i kulturze, współtwórca podcastu i kanału na YouTube "Ekonomia i cała reszta"