Projekt wprowadzenia odpowiedzialności zbiorowej, nad którym pracuje ministerstwo sprawiedliwości, ma dotyczyć tylko dużych firm, zatrudniających powyżej 250 pracowników.
Przewidziane kary są dotkliwe - od 50 tys. do nawet 50 mln złotych.
Wprowadzenie odpowiedzialności zbiorowej nie oznacza, że firmy będą karane za każdy czyn zabroniony, którego dopuści się pracownik.
O karze za każdym razem będzie decydował sąd. Sankcje nałoży tylko, jeśli uzna, że przestępstwo było w jakiś sposób związane z działalnością firmy.
Sama idea odpowiedzialności zbiorowej znalazła się w ogniu krytyki.
- Tak jak nasze państwo nie jest w stanie zapobiec popełnieniu wszystkich przestępstw przez osoby je zamieszkujące, tak tym bardziej trudno od przedsiębiorcy wymagać, aby ten skutecznie zapobiegał przestępczości – mówi portalowi pulshr.pl Radosław Płonka, ekspert BCC ds. prawa gospodarczego. – To bezpośredni sprawca przestępczego czynu powinien być skutecznie pociągnięty przez państwo do odpowiedzialności.
Zdaniem eksperta, firmy mają znacznie mniej narzędzi do walki z przestępczością, niż administracja państwowa. Nie można zatem wymagać, by skutecznie przeciwdziałały łamaniu prawa.
- Z pewnością jednak będzie osiągnięty cel fiskalny – wpływ do budżetu państwa należności z tytułu nałożonych kar. Pamiętajmy, że w przypadku popełnienia przestępstwa, przedsiębiorca doznaje szkody zarówno majątkowej, jak i wizerunkowej. To on ponosi straty w związku z tym, iż za pośrednictwem jego majątku doszło do popełnienia przestępstwa. Zatem, nikomu tak jak przedsiębiorcy nie zależy na tym, aby do popełniania przestępstw w jego firmie nie dochodziło - mówi portalowi pulshr.pl Radosław Płonka.
Pomysł wprowadzenia odpowiedzialności zbiorowej krytykują również politycy. I to wcale nie opozycja.
- Nadmierne restrykcje w trudnym dla przedsiębiorców czasie to nie jest najlepsze rozwiązanie - skomentowała wicepremier i minister rozwoju Jadwiga Emilewicz w programie "Money. To się Liczy".