Jak pisze Gazeta.pl, jedna z czytelniczek napisała do redakcji o sytuacji, w jakiej znalazła się w jednym ze sklepów sieci Biedronka.
Obsługująca ją kasjerka nie miała na sobie maseczki. Po zwróceniu uwagi stwierdziła, że cierpi na astmę i ma zaświadczenie lekarskie, które zwalnia ją z tego obowiązku. Potwierdziła to bezpośrednia przełożona kasjerki.
Gazeta.pl poprosiła Biedronkę o komentarz. Zapytała, czy według przyjętej polityki firmy osoby, którym stan zdrowia nie pozwala na noszenie maseczek, są dopuszczane do bezpośredniej obsługi klientów.
"W firmie zatrudniającej ponad 70 tysięcy pracowników w ponad 3100 sklepach zdarzyło się kilka odosobnionych przypadków, w których nasi pracownicy przedstawili stosowne zaświadczenia lekarskie. Co do zasady przestrzegamy przepisów prawa, również w takich sytuacjach. Wtedy po dokładnej analizie przypadku podejmowane były indywidualne decyzje, zależne od stanu zdrowia pracownika oraz konkretnych zaleceń lekarskich" - pisze biuro prasowe Biedronki odpowiadając na pytania portalu.
Zdaniem specjalistów, wyjątki w przepisach dotyczących noszenia maseczek w ogóle nie powinny występować.
- Z punktu widzenia medycznego nie ma przeciwwskazań, by chory nosił maseczkę. Wyjątkiem jest sytuacja, w której ktoś jest uczulony na materiał, z którego maseczka jest wykonana - mówi w rozmowie z Gazeta.pl pulmonolożka dr Małgorzata Barnaś.
Co więcej, tego, czy pacjent faktycznie odczuwa duszność, nie da się zmierzyć, bo jest to odczucie subiektywne.
- Sytuacja, w której ktoś nie ma maseczki, twierdzi, że jest chory, a np. idzie sobie na zakupy, nie jest fair. Nigdy nie wiemy, czy ta osoba przypadkiem nie jest zarażona - mówi ekspertka.
Brak maseczki może być potraktowany jako wykroczenie, za które grozi mandat karany lub grzywna w wysokości nawet do 30 tys zł.