Tej nocy rodzina Wojtalów długo nie zapomni. Około północy małżeństwo zbudził wielki huk.
- Żona do mnie przybiegła i powiedziała, że to na pewno helikopter Kani – opowiada Marek Wojtala, sołtys wsi Jankowice. – Słyszała, jak krążył nad naszym domem, a mieszkają może dwa kilometry od nas. On ma działkę przy rzece i ja też. Musiał szukać lądowiska. Mgła była straszna, nic, kompletnie nic nie było widać. Dawno takiej nie było. Wiem, że skądś wracali.
Sołtys dobrze znał Karola Kanię. Połączyła ich wspólna pasja.
- On tak jak ja był myśliwym – mówi pan Marek. – Jak był czas, to szliśmy razem do lasu. Teraz ludzie mówią, że wrócił do łowiska… - ucina. – Wszyscy go tu znali, podziwiali. Z biedy wyszedł na tych pieczarkach, ale zawdzięczał to tylko swojej ciężkiej pracy. Od zera zaczynał. Pamiętam go jako dziecko w gumiakach, drepczącego w gnoju. Nikt wtedy nie przypuszczał, że do takiego majątku dojdzie. Był bardzo uczciwy, spokojny, nikomu kto prosił, pomocy nie odmówił. I się nie wywyższał, wręcz przeciwnie, był jednym z nas. Normalnie zagadał, udzielał się lokalnie. Zginął 300 metrów od domu. Straszne - wzdycha ciężko.
Nasz rozmówca dodaje, że przedsiębiorca, który miał już 80 lat, cieszył się życiem, na emeryturze miał więcej czasu na odpoczynek i myśliwską pasję.
– Mógł jeszcze pożyć i tych owoców swojej ciężkiej pracy posmakować – przyznaje Wojtala. – Druga taka tragedia w tej rodzinie, trzy lata temu jego syn zginął, jechał na rowerze, gdy nagle dostał udaru. Los ich nie oszczędza, a przecież dobrzy ludzie.
Karol Kania to założyciel i właściciel jednego z największych w Europie przedsiębiorstw produkujących podłoża pod uprawę pieczarek. Miał 80 lat. Zginął w nocy z poniedziałku na wtorek w katastrofie helikoptera, do której doszło niedaleko Pszczyny (woj. śląskie).
Oprócz przedsiębiorcy w katastrofie zginął także 54-letni pilot. Dwie inne osoby, które podróżowały z tyłu, przeżyły i o własnych siłach wydostały się z wraku śmigłowca przed przyjazdem służb. Jedną z nich - jak ustaliła "Gazeta Wyborcza" - jest synowa Karola Kani, drugi ranny pasażer to 54-letni mężczyzna.
Kobietę przewieziono do Szpitala Wojewódzkiego w Bielsku-Białej, a mężczyznę do Górnośląskiego Centrum Medycznego w Katowicach-Ochojcu. Jak przekazały te placówki, mimo złamań i licznych potłuczeń stan tych osób jest stabilny, a ich życie nie jest zagrożone.
Maszyna spadła w trudno dostępnym, zalesionym i podmokłym terenie, co utrudniało akcję ratowniczą.