Parking przy autostradzie A5 pomiędzy Frankfurtem a Darmstadt jest okupowany przez kierowców - głównie z Gruzji, Uzbekistanu, Tadżykistanu, Ukrainy i Turcji - pracujących na zlecenie grupy Mazur, do której należą firmy Lukmaz i Agmaz, a do niedawna także Imperia Logistyka. W sumie w proteście bierze udział kilkadziesiąt ciężarówek. Kilka dni temu kierowcy rozpoczęli strajk głodowy.
"Tylko woda i papierosy"
O "zaniepokojeniu stanem zdrowia protestujących kierowców ciężarówek" pisze w serwisie X (dawniej Twitter) organizacja Faire Mobilität, która walczy o wyegzekwowanie stosownych płac i uczciwych warunków pracy dla pracowników ze środkowo- i wschodnioeuropejskich państw UE na niemieckim rynku.
"Przyczepy samochodów zamieniły się w ich salony, palety służą za stoły, skrzynki za krzesła. Przy wozach kuchenki gazowe, na których gotuje się makaron albo podgrzewa zawartość konserwy. Obok woda w kanistrach. Na samochodach suszą się ręczniki i pranie. Przy placu stoi kilka przenośnych kabin sanitarnych. Jedyny na parkingu płatny prysznic co rusz jest nieczynny" - tak strajk opisuje portal Deutsche Welle.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Tylko woda i - niestety - papierosy - mówi DW gruziński kierowca Kacha, który nie je już piąty dzień. Kierowcy powtarzają mediom, że to ich "ostatnia nadzieja", aby zwrócić uwagę na wyzysk, którego doświadczają. Aktywiści o zaistniałą sytuację obwiniają nie tylko polską firmę, ale także duże korporacje, które korzystają z usług transportowych tej grupy.
"Drodzy DB Schenker, Mercedes, Deutsche Post AG, BMW, Obi, Red Bull i wielu innych: oto wyzyskiwani kierowcy, którzy dostarczyli wasz ładunek. Po pierwszym strajku w Grafenhausen Lukmaz-Agmaz-Imperia nadal znajduje się w łańcuchu dostaw" - napisał w serwisie X Edwin Atema.
"Miejsce odpoczynku przy autostradzie Gräfenhausen przy autostradzie A5 w Hesji stało się symbolem protestu przeciwko nieuczciwym warunkom pracy i szczególnie drastycznym przykładem wyzysku pracowników w międzynarodowym transporcie drogowym" - tak sytuację komentuje Niemiecka Konfederacja Związków Zawodowych (DGB). DGB organizuje 4 października konferencję, na której będzie mowa m.in. o tym, jakie reformy są konieczne, aby lepiej chronić transgranicznych pracowników.
Firma składa zawiadomienie do prokuratury
- Właściciel firmy jest aktualnie we Frankfurcie i odbiera kilka samochodów, więc wszystko idzie w dobrym kierunku - mówi w rozmowie z money.pl pracownik Imperia Logistyka, który chce zachować anonimowość.
Dopytujemy więc, czy właściciel dogadał się z kierowcami. - Wszystko jest w trakcie rozmów. Te wynagrodzenia, które oni sobie życzą, są zbyt wygórowane, to nie są takie wynagrodzenia, na które się umawiali, rozpoczynając pracę w naszej firmie. Szef rozmawia z nimi, te kwoty, które sobie ustalą z dziś, dostaną na konto i oddadzą samochody - przekonuje pracownik Imperia Logistyka.
Dodaje, że Imperia logistyka nie jest już powiązana z Agmaz i Lukmaz. - Jest nowy właściciel firmy, który nie ma nic wspólnego z tamtymi firmami - zaznacza.
- Z naszej strony na pewno nie mówimy o strajku, bo nie chodzi tutaj o naszych pracowników, tylko o usługodawców (są zatrudnieni na umowie zlecenie - przyp. red.). Natomiast jeśli chodzi o wynagrodzenia, to całkowicie nie zgadzamy się z tymi postulatami, dlatego że wszystkie rozliczenia z kierowcami prowadzone są zgodnie z warunkami zawartych umów - mówi w rozmowie z money.pl Magdalena Kurek, dyrektor finansowy firm Agmaz i Lukmaz.
- Jesteśmy świeżo po kontroli Państwowej Inspekcji Pracy (PIP), która szczegółowo sprawdziła rozliczenia kierowców i nie wykazała żadnych uchybień w tym zakresie - dodaje dyrektor. Dopytujemy o karę, jaka, według informacji money.pl, została nałożona na firmę. Pliki przekazane przez przedsiębiorcę PIP miały być uszkodzone.
- Otrzymaliśmy karę w związku z jakimiś brakami formalnymi dotyczącymi dokumentów. Faktycznie PIP stwierdził, że nie jest w stanie odczytać jakichś plików, ponieważ są one zainfekowane. Dostarczyliśmy pliki, jakie mieliśmy. Nie mamy na to żadnego wpływu - tłumaczy Kurek. Nie zdradza jednak jakiej wysokości karę otrzymała firma. W tej sprawie czekamy na odpowiedź Okręgowego Inspektoratu Pracy w Krakowie.
Jak wygląda aktualnie sytuacja z punktu widzenia firmy? - Jest złożone zawiadomienie do prokuratury w Polsce i w Niemczech z tytułu dwóch przestępstw. Jedno to żądanie zapłaty haraczu i próba wymuszenia, a z drugiej strony mamy przywłaszczenie lub kradzież samochodów. Wezwaliśmy kierowców do oddania naszych pojazdów. W tym momencie siedmiu kierowców zdecydowało się na oddanie samochodów. Jesteśmy po rozmowach z konsulem Gruzji, który mediował w tej sprawie, próbował przekonać swoich obywateli do niełamania prawa i siedmiu z nich zdecydowało się zjechać i oddać nam samochody - mówi dyrektor finansowa firm transportowych. Dodaje, że w tym momencie zajętych jest jeszcze 60 ciężarówek.
"To jest dopiero początek. Ten problem się rozleje"
Adam Cebulski, przewodniczący zarządu krajowego Związku Zawodowego Kierowców RP w rozmowie z money.pl przyznaje Państwowa Inspekcja Pracy to ostatni bastion obrony pracownika, ale konieczne są zmiany w systemie.
PIP powinien mieć możliwość nakładania o wiele dotkliwszych kar. Firmom, które łamią przepisy, powinna być zabierana licencja, inaczej nic się nie zmieni. Duże firmy spedycyjne zarabiają pieniądze m.in. na trzymaniu towarów w pojazdach - to po prostu darmowa przestrzeń magazynowa. Stąd przetrzymywanie kierowców na parkingach - mówi przewodniczący związku.
- Kierowcy otrzymują najniższą krajową. Niektórzy właściciele firm nic sobie nie robią z faktu, że pracownicy, jeżdżąc po Niemczech, mają prawo do minimalnej stawki godzinowej obowiązującej w tym kraju. Omijają przepisy, wypisując np. delegacje. Kierowcy, aby żyć godnie i utrzymać rodziny, zmuszeni są praktycznie do wyścigów - dodaje związkowiec.
- Prawo transportowe ma tyle luk, że pracodawca ma swobodne pole działania, żeby powiedzmy to sobie wprost, oszukać pracownika, jeżeli mu na tym zależy. Kierowcy są zdeterminowani i protestują, ale proszę mi wierzyć, to jest dopiero początek. Ten problem się rozleje - uważa Cebulski.
Malwina Gadawa, dziennikarka i wydawca money.pl