Jak przypomina ukraiński dziennik "The Kyiv Independent" rosyjskie wojsko zniszczyło już blisko 40 proc. całej infrastruktury energetycznej kraju. Najeźdźca nie ukrywa, że chce utrudnić cywilom dostęp do elektryczności oraz ciepła. A to może doprowadzić do katastrofy humanitarnej i kolejnej fali migracji.
Tylko 22 października rosyjskie zbrodnie wojenne spowodowały, że ponad 1,4 mln gospodarstw domowych w Ukrainie nie miało prądu.
Kijów: będą przerwy w dostawie prądu
Ukraińskie państwowe przedsiębiorstwo energetyczne oświadczyło 5 listopada, że nadal będzie czasowo wyłączać prąd w siedmiu regionach, żeby zapobiec całkowitej awarii sieci elektrycznej. Do planowanych przerw w dostawie prądu dochodzi w obwodach: kijowskim, czernihowskim, czerkaskim, żytomierskim, sumskim, charkowskim i połtawskim.
Zełenski: Iran kłamie. Chodzi o rosyjskie drony
Szacuje się, że urzędnicy będą wiedzieć z 12-godzinnym wyprzedzeniem o zbliżającym się blackoucie.
Zaczniemy informować ludzi i prosić ich o opuszczenie miasta - powiedział dla "NYT" Roman Tkaczuk, dyrektor ds. bezpieczeństwa kijowskich władz - Jeśli nie będzie prądu, nie będzie też wody i kanalizacji. Dlatego obecnie rząd i administracja miasta podejmują wszelkie możliwe środki, by chronić nasz system zasilania.
Rosja chce, żeby "wszyscy zginęli"
O możliwych problemach mówił też mer Kijowa Witalij Kliczko.
- Robimy wszystko, by do odłączenia elektryczności nie doszło. Ale bądźmy szczerzy - wróg robi wszystko, by miasto pozostało bez ogrzewania, elektryczności i zaopatrzenia w wodę, byśmy wszyscy zginęli - oświadczył Kliczko.
Mer, cytowany przez portal ZN.UA, przekonywał, że stolica zgromadziła zapasy żywności, wody i paliw, a także zapewniła generatory prądu.
- Od tego, w jakim stopniu będziemy przygotowani na różne sytuacje, zależy przyszłość kraju i każdego z nas. Nie wykluczamy różnych scenariuszy i bierzemy je pod uwagę po to, by wytrwać i się przygotować - zapowiedział mer.