- Nasz strategiczny partner biznesowy staje się niewygodnym problemem - ocenia w rozmowie z money.pl Marek Kossowski, były prezes PGNiG.
Jeden z najważniejszych dostawców ropy naftowej do Polski kolejny raz dowiódł, że jest gotów podpisać pakt nawet z diabłem, jeśli będzie to zgodne z jego interesami - tak nasz rozmówca komentuje wspólną decyzję Rijadu i Moskwy o ograniczeniu produkcji ropy w celu podbicia ceny strategicznego surowca.
Pakt naftowy spowodował rajd czarnego złota w kierunku 100 dol za baryłkę. Dotyczy to zarówno kupowanych przez Zachód popularnych gatunków ropy Brent i Crud, jak i szeroko sprzedawanej na rynki wschodnie gatunków wytwarzanych przez państwa kartelu OPEC w tym również saudyjskiej ropy typu Arab.
Presja jest tak duża, że za baryłkę tzw. Arab Extra Light w Europie już dziś płaci się ponad 97 dol., a jej kurs stale rośnie.
Co istotne, na przestrzeni ostatnich czterech dekad ropa produkowana przez Saudów, kosztowała ponad 100 dol. zaledwie kilka razy, a ostatnim razem pułap ten osiągając w 2022 roku, po agresji Rosji na Ukrainę.
Rośnie również kurs rosyjskiej ropy typu Urals. To właśnie ten gatunek zasilał Europę, w tym również Polskę, przed inwazją na Ukrainę i wynikającymi z niej konsekwencjami w postaci zakręcenia kurków naftowych i rugowania rosyjskiego surowca z europejskiego rynku. W miniony poniedziałek kurs Urals wzrósł o blisko 1 proc. do poziomu 77,43 dol. za baryłkę.
To jest w największym stopniu gra polityczna - ocenia w rozmowie z money.pl analityczka rynków surowcowych Dorota Sierakowska z DM BOSSA.
- Układ zawarty między Rosją a krajami OPEC, w którym pierwsze skrzypce gra Arabia Saudyjska, się utrzyma. Jeśli do tego wzrost gospodarczy będzie się utrzymywał, to zobaczymy kurs 100 dol. za baryłkę - prognozuje.
Pakt naftowy z Moskwą wieszczy kłopoty
Jak wskazuje Dorota Sierakowska z DM BOŚ, wspólny "taniec" Saudów i Rosjan jest czynnikiem pozarynkowym, który może wpłynąć na globalną gospodarkę. Rosnące ceny surowca zwłaszcza w u progu jesieni będą poważnym obciążeniem. Napędzą inflację, która na Starym Kontynencie jest poważnym wyzwaniem dla wielu krajów.
Wysokie ceny eksportowanego czarnego surowca pozawalają również Moskwie na dalsze finansowanie wojny przeciwko Ukrainie. To podważa wysiłki Zachodu, który stara się wywierać na Rosjanach presję, by ci wycofali swoje wojska i zakończyli działania wojenne.
Analitycy pilnie obserwują, co się będzie działo w Chinach. Jeśli silniki tej gospodarki osłabną, czeka nas spowolnienie. Będzie to miało wpływ na ceny ropy od strony popytowej - zaznacza ekspertka.
Jak tłumaczy, możliwości dalszej redukcji wydobycia ropy czy kolejnych cięć w eksporcie się wyczerpują, ale obecne porozumienie ma wystarczającą moc, aby kształtować sytuację na rynkach. Podobny scenariusz kreślą również zagraniczni ekonomiści. Agencja Bloomberga wprost stwierdza, że sojusz Arabii z Rosją może wpłynąć na globalną gospodarkę i jej system finansowy.
Bolesny saudyjski zwrot
Zbliżenie Rijadu z Moskwą niepokoi o tyle, że sprzymierzają się tu ważni gracze na światowym rynku. Arabia Saudyjska produkuje co dziesiątą baryłkę ropy sprzedawanej na całym świecie. Rosja zaś swoimi zasobami zalewa wschodnie rynki, sprzedając ropę do Indii i Chin.
Ich współpracę pogłębiają bliskie stosunki następcy tronu wahabickiego królestwa księcia Muhammada ibn Salmana z Władimirem Putinem. Saudyjski zwrot boli tym bardziej, że Rijad był dotąd bliskim współpracownikiem Waszyngtonu.
Jak pisaliśmy w money.pl, Saudowie to obok Egiptu, Izraela, Jordanii i Maroka główni sojusznicy Ameryki na Bliskim i Dalekim Wschodzie. USA są największym dostawcą broni dla Arabii Saudyjskiej. Z kolei kontrakty z Europą przynoszą potężne korzyści finansowe i polityczne.
- To nie pierwsza rysa na stosunkach Saudów z Zachodem - przypomina Marek Kossowski. Jak dodaje, Rijad wzmocnił swoje relacje z Moskwą już w 2014 r., kiedy nastąpiło załamanie cen ropy naftowej na giełdach. - Własny interes przede wszystkim - komentuje Kossowski.
Moskwę i Rijad zbliżała do siebie ekspansja USA na rynku energetycznym, zwłaszcza w produkcji gazu z łupków i ropy naftowej. Przypomnijmy, że to właśnie zbieżność interesów naftowych zaowocowała rozszerzeniem kartelu naftowego i powstaniem OPEC+ w 2016 r.
- USA przeciwdziałały pompowaniu cen ropy w 2022 roku. W tym roku sobie odpuściły, nie chcą wyprzedawać z rezerw, to kwestia rozsądku. Poza tym w przeciwieństwie do Saudów czy Rosji nie są w stanie tak arbitralnie wpływać na podaż. W USA ropę wytwarza prywatny sektor, a Rosja i Arabia to ogromne wpływy państwa - mówi Dorota Sierakowska.
Polski romans z Saudami
Nie tylko dla Waszyngtonu zwrot polityki Saudów jest problemem. Trzeba pamiętać, że Arabia Saudyjska to jeden z najważniejszych partnerów biznesowych Polski, co zwłaszcza po sprzedaży Rafinerii Gdańskiej koncernowi Saudi Aramco, z mocą podkreślali tak premier Morawiecki, jak i prezes Orlenu Daniel Obajtek.
Jak poinformował nas Orlen, Saudowie zabezpieczają do 45 proc. łącznego zapotrzebowania na surowiec całej Grupy Orlen zarówno w Polsce, jak i na Litwie oraz w Czechach. "Kluczowym partnerem koncernu jest obecnie Saudi Aramco, największy producent ropy naftowej na świecie, który gwarantuje stabilność dostaw surowca. Dostawy ropy naftowej od Saudi Aramco realizowane są zgodnie z kontraktem" - podał koncern.
Nasze powiązanie z Saudami są niezwykle ryzykowne. Może to doprowadzić do sytuacji, w której pętla na polskiej gospodarce się zaciśnie. Cięcia wydobycia i rosnące ceny paliw w końcu uderzą i w nas. Sztucznie utrzymywanie cen na stacjach długo nie potrwa, w końcu będziemy płacić za politykę naszego partnera biznesowego - przestrzega były prezes PGNiG.
Polska na tyle mocno postawiła na Arabię Saudyjską, że wzbudziło to niepokój również partnerów w UE. Ci zarzucali Polsce uzależnianie się od autokratycznego państwa arabskiego.
Jeszcze w 2019 r. Orlen podpisał umowę na dodatkowe dostawy setek tysięcy ton surowca dla naszych rafinerii. Kontrakt zakładał zakup dodatkowych 800 tys. ton ropy saudyjskiej, co oznacza, że średnio co miesiąc z Arabii Saudyjskiej do Polski trafiać miało około 400 tys. ton surowca.
Kilka lat później połączenie Orlenu z Lotosem wymagało zbycia części udziałów w rynku. Był to warunek Komisji Europejskiej, by ta zgodziła się na fuzję. Orlen sprzedał wówczas 30 proc. udziałów Rafinerii Gdańskiej Saudi Aramco i wynegocjował dalsze dostawy ropy naftowej dla Polski.
- Polska powinna zacieśniać stosunki w ramach UE oraz z państwami blisko współpracującymi, jak choćby z Norwegią - mówi Marek Kossowski.
Nasz kraj ma oczywiście podpisane kontrakty również z innymi dostawcami. Zawarta w końcu czerwca umowa z brytyjskim koncernem BP ma zapewnić ponad 6 mln ton ropy naftowej rocznie ze złóż na Morzu Północnym. Ten kontrakt zabezpiecza 15 proc. zapotrzebowania na ropę całej Grupy Orlen. Poza tym ropa sprowadzana jest z Afryki Zachodniej, basenu Morza Śródziemnego a także Zatoki Meksykańskiej. Arabia Saudyjska pozostaje jednak kluczowym dostawcą.
Przemysław Ciszak, dziennikarz money.pl