Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
W minionym tygodniu Główny Urząd Statystyczny opublikował wstępne dane o wzroście Produktu Krajowego Brutto (PKB) w 2023 roku. Odczyt – na poziomie 0,2 proc. – okazał się rozczarowujący na tle oczekiwań, które kształtowały się na poziomie 0,4-0,5 proc.
To rozczarowanie nie tyle wynika z faktu samej różnicy pomiędzy oczekiwanym a rzeczywistym odczytem, co z przełożenia rocznego wyniku na rezultaty czwartego kwartału.
Dane szczegółowe dla tego kwartału nie zostały jeszcze opublikowane. W tej sytuacji w ocenie końca ubiegłego roku jesteśmy na razie zdani na szacunki oparte o to, co wiemy o trzech pierwszych kwartałach 2023 roku i całym roku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
To właśnie te szacunkowe wyniki dla czwartego kwartału wzbudziły największe rozczarowanie. Wskazują one bowiem na wyhamowanie optymistycznych trendów w odniesieniu do konsumpcji gospodarstw domowych. O ile w trzecim kwartale 2023 r. pojawił się w tej kategorii niewidziany przez kilka kwartałów wzrost (1,1 proc.), to szacunek za czwarty kwartał wskazywałyby na ponowny jego brak.
PKB Polski w 2023 r.
Dlaczego jest to tak ważne? Otóż w sytuacji utrzymywania się słabej koniunktury gospodarczej na naszych głównych rynkach eksportowych – co powszechnie uznawane jest za najbardziej prawdopodobny scenariusz — to właśnie odbicie w konsumpcji ma być głównym motorem napędowym wzrostu gospodarczego. Konsumpcja gospodarstw to największy komponent PKB, często spełniający przy tym rolę czynnika stabilizującego wzrost. Tym bardziej, że zaskakująco dobre wyniki 2023 r. w odniesieniu do inwestycji w środki trwałe sprawiają, że możliwość dalszego silnego wzrostu w tej kategorii w 2024 r. wydają się mocno ograniczone.
W tym miejscu dochodzimy do punktu, który bezpośrednio odnosi się do tytułu niniejszego felietonu. A mianowicie, czy cała ta powyższa opowieść oparta na danych z PKB w ogóle mówi nam coś o przebiegu rzeczywistych procesów gospodarczych? By na to pytanie odpowiedzieć, warto porównać dane ze wstępnych szacunków i najnowsze odczyty GUS (wykres) dla ostatnich lat.
Patrząc na te dane, można zauważyć kilka istotnych kwestii. Po pierwsze ostateczne odczyty dla całości PKB okazywały się w ostatnich latach wyższe od wstępnych. Co więcej, te różnice były spore: od 0,2 p.p. do 1,2 p.p., przy czym ta największa rozbieżność wystąpiła w danych za 2021 r., z pewnością w części pod wpływem istotnych zaburzeń w statystykach w związku z pandemią.
Po drugie, także ostateczne dane o konsumpcji gospodarstw domowych okazywały się w niektórych latach bardzo istotnie odbiegać od wstępnego odczytu. W przeciwieństwie jednak do PKB skala ostatecznych zmian czasami była na plus (np. +2,2 p.p. w 2022 r.), a czasami na minus (np. -0,6 p.p. w 2020 r.).
Po trzecie, jeszcze większe różnice występują pomiędzy wstępnymi i ostatecznymi odczytami odnoszącymi się do inwestycji w środki trwałe. Ba, można wręcz mówić o zupełnie odmiennych trendach: dla przykładu wstępny odczyt wzrostu inwestycji za 2021 r. (+8 proc.) wskazywał na inwestycyjny boom, a ostateczny (+1,3 proc.) na stagnację.
Podobnie jest z pozostałymi składowymi PKB: zmianą zapasów oraz eksportem i importem. Przy czym w ich przypadku o dokonywanie bezpośrednich porównań wstępnych i ostatecznych wyników trudniej, a to ze względu na fakt, że w ramach wstępnych publikacji brak jest wystarczająco szczegółowych danych.
Co z PKB Polski?
Czy to wszystko, o czym napisałem powyżej, oznacza, że nie powinniśmy się przejmować danymi GUS odnoszącymi się do PKB? Moim zdaniem odpowiedź brzmi: to zależy. Jeśli potrafisz zachować odpowiedni dystans, to dane GUS mogą stanowić jedno ze źródeł kształtujących ocenę bieżącego stanu sytuacji i procesów w gospodarce. Przy czym w mojej ocenie, rola tego źródła powoli maleje. I to z kilku powodów.
Po pierwsze, napływające do GUS dane coraz częściej pozostają pod wpływem jednorazowych wydarzeń, których natura jest różna (pandemia, napływ uchodźców, itp.). Skutkują one olbrzymią zmiennością niektórych kategorii, a modele wykorzystywane do szacowania zmiennych makroekonomicznych – zwłaszcza tych realnych, po wyłączeniu efektów cenowych – średnio radzą sobie z tą zmiennością.
Po drugie, wydaje się, że w niektórych obszarach narastają trudności, by utrzymać jakość badań statystycznych. Dotyczy to np. budżetów gospodarstw domowych: wyzwanie stanowi namówienie odpowiednio reprezentatywnej grupy respondentów do dostarczania danych.
Po trzecie, ze względu na liczne zmiany regulacyjne (oddziałujące np. na sposób klasyfikowania inwestycji) i strukturalne, jakie zachodzą w gospodarce. Te ostatnie sprawiają, że zmienia się natura procesów inwestycyjnych, np. następuje ich przesuwanie w kierunku trudniejszych do statystycznego uchwycenia wartości niematerialnych i prawnych.
Po czwarte wreszcie, to, co jawi się jako "przeciętna" (a tego typu miarą jest PKB), ma dziś mniejszą siłę reprezentowania tego, co dzieje się w poszczególnych branżach. Ze względu na zmiany technologiczne, zieloną transformację, zmiany wzorców konsumpcji, różnego rodzaju szoki, itd. gospodarka składa się dziś z branż, których sytuacja – przy określonym wzroście PKB – bywa dziś skrajnie odmienna. Można to porównać do litery "K" – jednych strukturalne trendy ciągną w górę, a innych – w dół.
Ostateczny odczyt PKB za 2023 r.
Reasumując: ostateczny odczyt PKB za 2023 rok – a także struktura jego wzrostu – będzie z dużym prawdopodobieństwem odbiegać od tego, co poznaliśmy w minionym tygodniu. Ba, czeka nas jeszcze pewnie dość istotna korekta danych także za 2022 rok.
W tej sytuacji wyciąganie zbyt daleko idących wniosków nt. do tego, co tak naprawdę działo się z konsumpcją i inwestycjami, może być zdecydowanie przedwczesne. Ze względu na erozję wartości informacyjnej zagregowanych danych trzeba dziś – z punktu widzenia prowadzenia biznesu – przede wszystkim polegać na zestawie własnych parametrów istotnych w kontekście określonej działalności. Patrząc szerzej, otwarta pozostaje kwestia tego, czy w dzisiejszych czasach PKB dobrze mierzy to, co powinniśmy uosabiać z pojęciem rozwoju. To już jednak temat na inną okazję.
Andrzej Halesiak jest ekonomistą, członkiem Towarzystwa Ekonomistów Polskich oraz Rad Programowych Kongresu Obywatelskiego i Instytutu Spraw Publicznych