"To druga już moja skarga dotycząca metod stosowanych przez PGE w stosunku do swoich klientów w celu nieuznawania reklamacji dotyczących nieprawidłowości w ustawieniach parametrów sieci przesyłowej" - pisze pan Zbigniew w swojej reklamacji do oddziału PGE w Skarżysku-Kamiennej.
Jak tłumaczy w rozmowie z money.pl, w lipcu zaczął mieć problem dotyczący rozbieżności między wskazaniem licznika a kwotą na fakturze.
Groźne przepięcia. Skargi na dostawcę prądu
W piśmie z reklamacją, którą udostępnił nam pan Zbigniew, czytamy, że praktyki stosowane przez dostawcę energii "skutkują częstymi wyłączeniami falowników (urządzeń pozwalających na zmianę prądu stałego w prąd zmienny - przyp. red.) z uwagi na występujące w dni słoneczne w godzinach 9-16 przepięcia powyżej górnej granicy 253 V".
"Z tytułu tych występujących krótkich przepięć, będących winą przestarzałej i zaniedbanej sieci przesyłowej, ponoszę określone straty" - podkreśla pan Zbigniew. Przypadki przepięć, mogących skutkować zniszczeniem instalacji, jak zaznacza nasz rozmówca, nasiliły się na początku września, prawdopodobnie po podłączeniu nowego prosumenta. "Nawet mało rozgarnięty instalator z PGE powinien wiedzieć i zdawać sobie sprawę, że w takim przypadku występuje konieczność obniżenia napięcia wyjściowego" - komentuje pan Zbigniew w piśmie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tylko jednego dnia, 11 września, odnotowałem czternaście przerw w pracy falownika. Czas przerwy obejmował okres od wyłączenia falownika do ponownego załączenia i osiągnięcia przez niego nominalnej mocy. To około 20 minut jednorazowo, co w sumie daje 280 minut. To sporo straconych pieniędzy i wyrzeczeń - podkreśla nasz czytelnik.
Winą za taki stan rzeczy obwinia PGE.
Ta w odpowiedzi przesłanej panu Zbigniewowi tłumaczy, że "warunkiem zapewnienia ciągłości i niezawodności odbioru energii elektrycznej od wytwórcy z mikroinstalacji jest dotrzymanie przez strony umowy warunków jej realizacji, ze szczególnym uwzględnieniem parametrów jakościowych energii elektrycznej oraz wymagań technicznych i zasad eksploatacji sieci określonych w przepisach i normach prawnych".
PGE zaznacza też, że wszystkie mikroinstalacje fotowoltaiczne przyłączone do jej sieci muszą spełniać normy jakościowe, określone przez resort klimatu i środowiska. Dodaje również, że instalator odpowiada za prawidłową konfigurację falownika, co potwierdza podpisem złożonym na oświadczeniu dotyczącym usługi montażu.
Opłata handlowa
Niedługo później do redakcji money.pl dotarł e-mail od pana Szymona, który korzysta z usług firmy Tauron. W przesłanej nam wiadomości zwraca uwagę na kwestię tzw. opłaty handlowej dla korzystających z fotowoltaiki.
W lipcu, gdy przyszły faktury rozliczeniowe, zauważyłem fakturę na kwotę 707 zł, pomimo że zużyliśmy znacznie mniej niż w prognozach. Skontaktowałem się z infolinią i dowiedziałem się, że jest to opłata handlowa, ale nie muszę się martwić, bo opłata może zostać zwrócona, jeśli tylko złożę do Tauronu odpowiedni wniosek - relacjonuje pan Szymon.
Nasz czytelnik podkreśla, że z taką praktyką spotkał się po raz pierwszy. Według jego rozeznania opłata może zostać zwrócona wtedy, gdy klient odkryje, że została ona naliczona oraz skontaktuje się z infolinią, żeby dopytać, czy może ubiegać się o jej zwrot.
O tzw. opłacie handlowej Tauron informuje na swojej stronie internetowej. Czytamy, że jest to stała stawka, którą określa cennik.
Ogólnopolski problem
W money.pl wielokrotnie pisaliśmy o prosumentach, którzy skarżyli się na skokowy wzrost kosztów korzystania z energii ze słońca. W większości przypadków zarzuty dotyczyły polityki informacyjnej dostawców energii.
"Pisałem kilka reklamacji do firmy Tauron, ale niestety otrzymywałem tylko szablonowe odpowiedzi. Dziś wiem, że problem dotyczy wielu tysięcy osób. Moje całościowe wskazania licznika nijak się mają do zsumowanych wartości na fakturach, które otrzymuję. Oczywiście są na moją niekorzyść" - alarmował pod koniec października pan Paweł, twierdząc, że czuje się oszukany przez dystrybutora.
Skoro licznik energii elektrycznej jest jedynym certyfikowanym urządzeniem, a do tego wskazania w aplikacji Tauronu oraz wskazania w aplikacji producenta paneli są zbliżone do wartości wskazanych na liczniku, to nie rozumiem, jak jakiś mikroodczyt może wskazywać o 2000 kWh mniej wyprodukowanej energii. To nie jest mikroodczyt, tylko megaoszustwo - pisał w przesłanym nam e-mailu.
Odnosząc się do zarzutów, Tauron wskazał wówczas, że "obowiązujące systemy rozliczeń prosumentów wynikają z ustawy o OZE i nie są zależne od sprzedawcy energii".
"Od kwietnia 2022 ustawa wprowadziła zasady rozliczeń oparte na bilansowaniu międzyfazowym metodą wektorową. W związku z tym występują różnice między ilością energii pobranej na liczniku - w aplikacji e-licznik a danymi rozliczeniowymi na fakturze. Dane nie pokrywają się. Warto jednak podkreślić, że ustawowe zasady rozliczeń są korzystne dla prosumentów" - zapewniała spółka.
Na początku ubiegłego miesiąca opisywaliśmy również przypadek pana Tadeusza, który w 2019 r. podpisał aneks do umowy sprzedaży prądu zawartej z Tauronem. Na mocy aneksu do sieci energetycznej została przyłączona wykonana przez pana Tadeusza mikroinstalacja fotowoltaiczna. Aneks określa sposób wzajemnych rozliczeń.
Zgodnie z umową na podstawie wskazań licznika, na początku i na końcu wynoszącego pół roku okresu rozliczeniowego, następowało ustalenie różnic pomiędzy wielkością oddanej i wykorzystanej energii elektrycznej. Następnie ustalano wysokość opłaty.
Problemy zaczęły się nieco ponad rok temu. W ocenie naszego czytelnika Tauron jednostronnie zmienił zasady rozliczeń na mniej korzystne dla klienta, "przyjmując prawdopodobnie, że różnice w ilości sprzedanej i wykorzystywanej energii są ustalane na bieżąco w mikrookresach godzinowych". "W ten sposób utraciłem - zapewne nie tylko ja - możliwość kontroli właściwości rozliczeń" - tłumaczył nasz rozmówca, który sytuację nazywał "niezrozumiałą i niedopuszczalną".
W międzyczasie Tauron wysłał wiadomość do pana Tadeusza, odnosząc się do wątpliwości prosumenta.
Po 01.04.2022 r. nie wykorzystujemy wskazań licznika, tylko dane zużycia. Rozliczenie oparte jest na bilansowaniu godzinnym energii pobranej i oddanej zgodnie z nowelizacją ustawy o OZE. Rozliczenia dla prosumentów energii odnawialnej prowadzimy na podstawie ilości energii sumarycznie zbilansowanej w każdej godzinie. Sumaryczne bilansowanie zrealizowane jest w systemie informatycznym. Dane, które przedstawiamy na fakturze, są wynikiem bilansowania - mogliśmy przeczytać w udostępnionym nam liście z Tauronu.
Przypomnijmy: decyzją rządu każdy, kto zdecydował się na montaż fotowoltaiki po 1 kwietnia 2022 r., jest objęty nowym systemem rozliczeń nadwyżek energii, tzw. net-billingiem. Podobnie jak dotychczasowy model - tzw. net-metering - obowiązuje przez 15 lat każdego, kto przyłączył do sieci swoją mikroinstalację.
W net-billingu osobno rozliczana jest wartość energii wprowadzonej do sieci oraz energii pobranej. Tym samym każda kilowatogodzina przekazana do sieci jest wyceniana na podstawie ceny rynkowej. Wielkość nadwyżki energii z fotowoltaiki jest przeliczana na pieniądze, a następnie trafia na konto prosumenta. Pobierając energię z sieci, prosument płaci za każdą kilowatogodzinę zgodnie z cennikiem sprzedawcy, z którym ma umowę. Ponosi również koszty opłat dystrybucyjnych.
Prosumenci objęci net-meteringiem (czyli ci, którzy zdążyli z montażem fotowoltaiki do kwietnia 2022 r.) rozliczani są bezgotówkowo, nie według wartości, lecz według ilości przekazanej do sieci energii. Za każdą oddaną kilowatogodzinę prądu mogą odebrać 0,7 lub 0,8 kWh w ciągu roku, w zależności od mocy posiadanej instalacji. Z kolei właściciele fotowoltaiki objęci net-billingiem od 1 lipca 2022 r. sprzedają nadwyżki energii na podstawie średnich cen miesięcznych. Przy rozliczeniach pod uwagę brane są stawki z poprzedniego miesiąca.
Poprosiliśmy PGE i Tauron o komentarz do pojawiających się zarzutów. Odpowiedzi opublikujemy, gdy tylko je dostaniemy
Paweł Gospodarczyk, dziennikarz money.pl