Wojna to mało powiedziane.
W tym sporze biznesowym jest wszystko: pozwy sądowe za kolejnymi pozwami sądowymi, mocne słowa i upór obu stron. Bo żadna nie chce stracić 5 mln zł. I żadna też nie chce ich zapłacić. Nie było też bezpośrednich spotkań, a główni konkurenci nie widzieli się na oczy. A chodzi o konflikt pomiędzy firmami Centrum Nowoczesnych Technologii (dalej CNT) a Krakowskim Centrum Inwestycyjnym (dalej KCI).
W tej pierwszej kluczową postacią jest Jacek Taźbirek. To jeden z bliższych współpracowników Zbigniewa Jakubasa, czyli miliardera będącego na w czołówce najbogatszych Polaków. Na liście "Forbes" zajmuje 24. pozycję. Jego biznesy to m.in. Mennica Polska (nieruchomości i numizmatyka) czy producent pociągów Newag. Wśród firm jest też CNT, będące firmą budowlano-deweloperską.
A po drugiej stronie biznesowego ringu jest Grzegorz Hajdarowicz, właściciel Krakowskiego Centrum Inwestycyjnego, czyli firmy kontrolującej wydawcę takich tytułów jak "Rzeczpospolita" czy "Parkiet". To polski przedsiębiorca i były dziennikarz.
Zaczęło się od działki
Oprócz "nogi" medialnej, jego firma zajmuje się też deweloperką. I właśnie od nieruchomości zaczyna się konflikt. Drogi Jacka Taźbirka z Centrum Nowoczesnych Technologii oraz Grzegorza Hajdarowicza i jego Krakowskiego Centrum Inwestycyjnego przecięły się przy nieruchomości przy ulicy Wrocławskiej w Krakowie. W 2016 roku KCI sprzedawało część gruntów właśnie w Krakowie.
Na miejscu CNT chciało stawiać osiedla mieszkalne, w sumie to ponad 65 tys. metrów kwadratowych powierzchni, łącznie prawie 1500 lokali. Cena? 76 mln zł. Firma wykłada pieniądze i zaczyna budowę. Osiedle miało się nazywać Nowa Dzielnica 5. I dziś takie w tym miejscu stoi. Nie było jednak tak łatwo.
W 2018 roku krakowski magistrat - w Sądzie Okręgowym w Krakowie - składa pozew o rozwiązanie umowy użytkowania wieczystego nieruchomości nabytych przez CNT od spółki KCI. Miasto uznaje, że grunt ma inne przeznaczenie i bez uiszczenia opłaty za zmianę tego przeznaczenia budować na nim mieszkań nie można. Warto tu dodać, że urzędnicy wydali pozwolenie na budowę w tym miejscu.
Sprzedaż gruntów objętych użytkowaniem wieczystym nie jest niczym nadzwyczajnym - to dość częsta praktyka. Wiedzą o tym z pewnością ci, którzy w ostatnich latach kupowali mieszkania od warszawskich deweloperów - kupowali nowe mieszkanie, wybudowane właśnie na takim terenie. Jest to po prostu odsprzedaż prawa do działki (całej lub podzielonej).
- Oczywiście, że byliśmy zaskoczeni i zdziwieni takim obrotem spraw, gdyż KCI sprzedało nam grunty przeznaczone pod budownictwo mieszkaniowe. Sam Grzegorz Hajdarowicz prowadził tam takie inwestycje i sprzedawał w tym miejscu grunty innym deweloperom - mówi Jacek Taźbirek.
Miasto składa pozew o rozwiązanie umowy i jednocześnie występuje z wnioskiem o udzielenie zabezpieczenia. W skrócie jest to mechanizm, który ma zablokować ewentualne niekorzystne rozporządzanie majątkiem. I sąd takiego zabezpieczenia udzielił w tej sprawie. Co to oznacza? W księgach wieczystych nieruchomości pojawiły się stosowne ostrzeżenia. Co w tym strasznego? W takim wypadku w jednym momencie banki przestają udzielać kredytów na tę nieruchomość. Klienci, którzy chcieli kupić mieszkanie, po prostu odchodzą z kwitkiem.
- Błyskawicznie doprowadziliśmy do ugody z miastem i wpłaciliśmy żądaną kwotę w wysokości 5,3 mln zł na rzecz Skarbu Państwa. Inwestycja mogła ruszyć dalej - opowiada Taźbirek. I tu zaczyna się starcie.
Sporne 5,3 mln zł
Centrum Nowoczesnych Technologii wzywa KCI do naprawienia szkody. Jak przekonuje Taźbirek, spółka "sprzedała nieruchomość z wadą prawną, której usunięcie kosztowało ponad 5 mln zł". Powołuje się przy tym na umowę, w której miały znaleźć się zapisy, że 76 mln zł to pełna kwota za nieruchomość. A gdyby miały pojawić się jakieś dodatkowe koszty, to weźmie je na siebie sprzedający.
Dziś Taźbirek i Hajdarowicz mają jednak inne spojrzenie na to, o co tak naprawdę toczy się spór.
Według Grzegorza Hajdarowicza również o kontrolę nad częścią mediów w Polsce - mediów należących do grupy Hajdarowicza, czyli próbę odebrania mu m.in. "Rzeczpospolitej" za "parę milionów złotych".
KCI, której większościowym akcjonariuszem jest właśnie Grzegorz Hajdarowicz, poinformowała pod koniec grudnia, że komornik zajął majątek spółki, a do firmy wpłynął nakaz zapłaty 5,3 mln zł. I choć sam Hajdarowicz zapewniał w jednym z pierwszych wywiadów (ukazał się na łamach jego "Rzeczpospolitej"), że sam wydawca może działać normalnie, to podkreślał, że sparaliżowana jest działalność KCI. Bo obok działalności komornika pojawiła się też blokada możliwości sprzedania akcji. A to blokuje m.in. możliwość szukania inwestora czy po prostu sprzedaży biznesu.
I jednocześnie Hajdarowicz sugeruje, że cała sprawa ma wymiar polityczny. Dlaczego? Bo nakaz zapłaty, a następnie działalność komornika, zaczęły się chwilę po materiale portalu Onet.pl, który sugerował, że na dzienniki ma chrapkę państwowy Orlen.
"Nie pozwolę zamieść tej sprawy pod dywan, z pełną odpowiedzialnością będę o niej mówi" - tłumaczył Hajdarowicz. I podkreślał, że z jego informacji wynika, że na jednym z biznesowych spotkań - na którym miał być Zbigniew Jakubas - pojawiły się pogłoski o dzienniku do wzięcia za kilka milionów.
Jacek Taźbirek kompletnie się z tym nie zgadza
- Ta historia dotyczy sporu o 5,3 mln zł, a nie kilkusetmilionowego majątku, o którym wielokrotnie opowiadał pan Grzegorz Hajdarowicz. To spór o 5,3 mln zł. Nie więcej, nie mniej. Dla mnie to spór finansowy, prowadzony przed sądem przez dwie firmy. Od początku w tej sprawie poddaję się kolejnym rozstrzygnięciom polskich sądów. Z ich częścią się zgadzam, z częścią nie, niektóre mnie dziwią, ale to spór toczony w normalnych warunkach prawnych - mówi money.pl Jacek Taźbirek, prezes spółki Centrum Nowoczesnych Technologii.
- Nie ma tu żadnego podtekstu medialnego, politycznego ani zresztą jakiegokolwiek innego, o którym często mówi druga strona. Nie miałem wiedzy, ani jej nie mam, ani mnie to zupełnie nie interesuje, czy pan Grzegorz Hajdarowicz i spółka KCI chce sprzedać dziennik "Rzeczpospolita", czy też nie chce tego robić, czy ktoś składa mu oferty lub kiedykolwiek składał. Nasz spór zaczął się od konfliktu w związku z zakupioną od KCI nieruchomością w Krakowie i dotyczy tylko i wyłącznie pieniędzy związanych z tą transakcją - dodaje.
Była próba ugody
Zanim jednak do akcji wszedł komornik w 2020 roku, firmy próbowały się porozumieć. Przez kilkanaście miesięcy trwa wymiana dokumentów, są organizowane kolejne spotkania prawników i dochodzi również do negocjacji ugodowych. W 2019 roku dochodzi do podpisania trójstronnej umowy pomiędzy CNT, KCI a spółką AP Romanowicza, która akurat chciała kupić nieruchomość od KCI. To ważny moment w tym sporze. W uproszczeniu układ wygląda tak: firma Taźbirka zgadza się na sprzedaż i dostaje pieniądze z tej transakcji, KCI może sprzedać grunt, a AP Romanowicza ma co kupić. W założeniu wszyscy mieli być szczęśliwi. Nie byli.
- Najkrócej rzecz ujmując, w ugodzie KCI oświadczyła, że uznaje obowiązek zapłaty nam tej kwoty oraz zrzeka się wszelkich roszczeń do nas z tego tytułu. Ugoda zakończyła postępowania sądowe w tej sprawie na zgodny wniosek stron. I ledwie sądy zdążyły umorzyć postępowania, ledwie transakcje zostały rozliczone, a KCI uznało, że ugody nie ma - opowiada prezes.
Dlaczego spółka Grzegorza Hajdarowicza wycofała się z ugody? KCI nie odpowiedziało na pytania money.pl w tej sprawie. Nie uzyskaliśmy również odpowiedzi na pytania, dlaczego - zdaniem spółki - Kraków wypowiadał umowę nowemu nabywcy i czy firma wiedziała o jakichkolwiek wadach prawnych. Pytania w tej sprawie wysłaliśmy w środę 24 lutego. Gdy uzyskamy odpowiedź, opublikujemy ją.
Płatności nie ma i nie będzie
Jednak sam Hajdarowicz w jednym z wywiadów rozwinął kilka wątków.
"Byłem w sytuacji bez wyjścia, przyparty do muru, bo wybór był taki: rezygnuję z kontraktu za 30 mln zł, tracę 15 mln zł i 4-6 mln zł na odszkodowania, albo wpłacam i realizuję umowę sprzedaży działki z kontrahentem. Wybrałem drugie wyjście. Jednak, pomimo że byłem przyparty do muru i zmuszony do dokonania zapłaty, to jednak nie mogłem się z tym pogodzić" - tłumaczy Grzegorz Hajdarowicz w wywiadzie dla portalu Interia.pl. I dodaje, że żądanie pieniędzy od niego od początku było bardziej niż niezrozumiałe.
"Po analizach mieliśmy pewność, że ta kwota była nienależna CNT i jedynie wykorzystanie przez CNT naszego przymusowego położenia doprowadziło do jej zapłaty. Zdecydowaliśmy się złożyć pozew do sądu o zwrot tej kwoty" - tłumaczy Grzegorz Hajdarowicz.
I tu zaczyna się kolejny akt sporu. Historia się powtarza. Centrum Nowoczesnych Technologii znów ma ten sam problem: nie może sprzedawać mieszkań.
- W księgach wieczystych nieruchomości, na której wybudowaliśmy mieszkania, pojawiły się wpisy o zabezpieczeniach. A to znów spowodowało, że nie moglibyśmy przenosić na klientów własności zakupionych przez nich mieszkań, a nowi klienci mieli gigantyczne problemy z kredytowaniem zakupu swoich mieszkań - opowiada Taźbirek. I oczywiście, firma wcale nie planowała oddawać pieniędzy KCI, bo jest przekonana, że te się jej należą.
Jak przekonuje Taźbirek, mógł zrobić tylko jedną rzecz - czyli przelać pieniądze na rachunek Sądu Okręgowego w Katowicach (jako depozyt). W ten sposób klienci mogli otrzymywać kupione już mieszkania, a nowe mogły być sprzedawane.
Pieniądze pozostają tam do dziś i dlatego Taźbirek znów poszedł do sądu o nie walczyć
"Rozumiem, że jak dwóch przedsiębiorców się spiera, to jeden musi mieć powód, motyw. Ale nie może być powodem żądanie zapłaty drugi raz kwoty, którą zapłaciłem półtora roku wcześniej w 2019 roku!" - mówi Hajdarowicz w wywiadzie dla Interii.
Faktycznie, w sprawozdaniu rocznym za 2019 rok CNT pisze tak: "strony zakończyły wszelkie spory sądowe oraz postępowania zabezpieczające egzekucyjne toczące się w związku z przedmiotowym roszczeniem".
Jest jednak też dalszy dopisek o sytuacji z 2020 roku i zerwaniu ugody. "Zdaniem KCI działała ona pod wpływem groźby, ewentualnie wyzysku, a działania CNT były niezgodne z dobrymi obyczajami, ewentualnie były bezprawne w świetle". W kolejnych akapitach spółka informuje o depozycie na rzecz sądu.
- Jeden spór dotyczy tego, czy musimy zwrócić KCI te środki. Drugi, że KCI powinno nam zapłacić. Mówienie zatem, że chcemy dostać dwa razy te kwotę to bajki - opowiada Jacek Taźbirek. Choć warto dodać, że obie sprawy są prowadzone oddzielnie.
Kolejne pozwy w sądzie
"To już jest zwykły rozbój i złamanie obowiązującego prawa" - mówił o sprawie w "Rzeczpospolitej" Hajdarowicz. "Nasuwa się pytanie: czy Zbigniew Jakubas działa na zlecenie Orlenu?" - pytał. I jednocześnie złożył do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przeciwko firmie Centrum Nowoczesnych Technologii.
Tymczasem prezes CNT pod koniec grudnia 2020 r. wystąpił z prywatnym aktem oskarżenia przeciwko Grzegorzowi Hajdarowiczowi.
- Grzegorz Hajdarowicz w swoich medialnych wystąpieniach nie odnosił się do istoty sporu, a skupiał swoją uwagę na mnie. Używał przy tym oszczerstw i zniewag. Jestem starszy od pana Hajdarowicza i ewidentnie byłem wychowywany według innych zasad etycznych - dodaje prezes.
- Na ten moment nie widzę innej drogi niż ścieżka sądowa, nie widzę możliwości ugodowego rozwiązania tej sprawy. Moim zdaniem minimalną ambicją dla każdego z nas powinna być zasada niepopełniania powtórnie tego samego błędu. A my już raz ugodę, z której spółka KCI się wycofała, zawarliśmy - opowiada.