O zamknięciu sklepu spożywczego przy ulicy Strzelców w Krakowie poinformował w sieci radny krakowski radny Łukasz Gibała, były kandydat na prezydenta miasta. Dla niego to bardzo osobista historia - sklep był bowiem biznesem jego ojca.
Kraków. Wzruszające sceny na zamknięciu sklepu
"Mój tata 32 lata temu otworzył sklep spożywczy przy ul. Strzelców. W piątek sklep się zamyka - spółdzielnia, która jest właścicielem terenu, wypowiedziała umowę" - przekazał kilka dni temu na Facebooku Gibała. Podkreślił, że poza regularnymi zakupami wiele razy dorabiał w sklepie układając towary na półkach.
- Jedna z klientek przyniosła wczoraj sernik w ramach podziękowań. A dzisiaj starsze małżeństwo przyniosło czekoladki i kawę dla każdego - powiedziała TVN24 jedna z pracownic zamykanego sklepu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Gibała zaznaczył, że w sklepie było widać, że czas się zatrzymał. "Trzeba uczciwie przyznać, że pod wieloma względami (np. wystrój), sklep nie zmienił się wiele od tego czasu. Pomimo tego wielu klientów darzy go wyjątkowym sentymentem" - podkreślił samorządowiec. Do wpisu dołączył zdjęcie z kartką na szybie obiektu, zapowiadającą jego zamknięcie.
Jak przypomina TVN24, w latach 90. Leszek Gibała otworzył w Krakowie sześć sklepów Alti, jednak wszystkie z czasem zamykały się. Ten ostatni na Prądniku Czerwonym - znika po 32 latach. Mimo sentymentu starszych klientów komentujący potwierdzają, że w obiekcie dało się odczuć zatrzymanie czasu.
"Spokojnie można było to miejsce zgłosić jako zabytek. Obsługa też była niedzisiejsza - miła, serdeczna i pomocna", "była możliwość i obowiązek wyremontowania sklepu, nie można zagarniać tyle lat wszystkich zysków a sklep i jego techniczne warunki zostawić w stanie agonalnym" - napisali internauci pod wpisem Łukasza Gibały.
"Znikają sklepy niezależne, niezsieciowane"
- Pracuję tu 30 lat, dużo ludzi się tu przewinęło, niektórzy już zmarli. Zamknięcie Altiego jest stratą głównie dla starszych klientów. Tu jest tak tradycyjnie. Starsi ludzie nie mają czasem nawet do kogo się odezwać. A z nami lubią sobie pogadać, zobaczyć, co tam słychać, czasem się pożalić - przyznała w rozmowie z telewizją jedna z ekspedientek.
Jak podawała "Rzeczpospolita", w pierwszej połowie 2024 roku zniknęło w Polsce 1,6 tys. sklepów, a kolejne 5,2 tys. zawiesiło działalność. - Znikają punkty niezależne, niezsieciowane. Działalność w grupie, choćby z zapleczem partnera w postaci dystrybutora, jest prostsza, a konkurencja na rynku wciąż jest mordercza, co jest efektem choćby praktyk wielkich sieci – mówił dziennikowi Maciej Ptaszyński, prezes Polskiej Izby Handlu.