Rosja w zasadzie przez cały okres sprawowania władzy przez Władimira Putina prowadzi jakąś wojnę. Zachód robił z nią interesy mimo konfliktów w Czeczenii, Gruzji, nalotów na Aleppo w Syrii, aneksji Krymu i wojny w Donbasie. Nawet teraz, po 24 lutego, kiedy Rosjanie rozpoczęli inwazję na Ukrainę, biznes wciąż się kręci. Może nie tak, jak jeszcze kilka miesięcy temu, ale Rosja wciąż połączona jest siecią umów z krajami i firmami z UE.
Zachód radykalizuje się wobec Rosji Putina
Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że wojna w Ukrainie coś zmieniła w podejściu do Rosji Putina. Politycy unijni coraz głośniej mówią o potrzebie konfiskaty rosyjskiego majątku na Zachodzie. Nie mówimy tu tylko o aktywach oligarchów, ale także szacowanej na około 300 mld dol. rezerwie Banku Centralnego Rosji. Jeżeli do tego dojdzie, będzie to wywrócenie zasad dotyczących handlu i prowadzenia biznesu w demokratycznej części świata. W końcu w samym jądrze Zachodu zawarty jest kult prawa własności.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Popieram takie rozwiązanie, ponieważ uważam, że jest to logiczny krok. Mamy te pieniądze w kieszeniach, a zatem niech ktoś mi wytłumaczy, dlaczego można było tak zrobić z pieniędzmi afgańskimi, a nie można z rosyjskimi – powiedział unijny komisarz Josep Borrell.
O konfiskacie rosyjskich aktywów wspominali wcześniej także prezydent USA Joe Biden i przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel. Jak widać, pomysł nie jest głosem płynącym ze strony niższych szczeblem urzędników, ale takie oczekiwania wobec zamrożonych na Zachodzie rosyjskich aktywów wysuwają najważniejsi politycy.
Michel oznajmił, że zlecił zespołowi prawnemu Rady Europejskiej przygotowanie możliwych sposobów konfiskaty rosyjskich aktywów i przekazania ich na rzecz odbudowy Ukrainy po zakończeniu wywołanej przez Rosję wojny. Jak widać – nadzwyczajna sytuacja ma usprawiedliwiać nieznane wcześniej kroki. Do zmiany politycznego kursu wobec Rosji potrzebne były Zachodowi 23 lata konfliktów zbrojnych prowadzonych przez wojska Federacji Rosyjskiej.
Wcześniej, przez wiele lat Zachód prowadził politykę przymykania oczu na odradzający się w Rosji agresywny i niebezpieczny dla sąsiadów imperializm.
"Od tej decyzji nie będzie odwrotu"
Coraz więcej państw otwarcie mówi o takiej możliwości. Amerykanie i Kanadyjczycy mówią o tym wprost. Poszczególne państwa Unii Europejskiej również – wskazuje w rozmowie z money.pl Jan Strzelecki z Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
Strzelecki jest zdania, że jeżeli uda się uzyskać zgodę ponadnarodową na taki ruch, to scementuje to transatlantycki sojusz amerykańsko-europejski z udziałem Japonii. Będzie on również odstraszał państwa przed łamaniem ładu międzynarodowego. Pokazując, że kara za takie działania jest wysoka.
Zarekwirowanie szacowanych na ponad 300 mld dol. rosyjskich rezerw byłoby potężnym ciosem, na który Rosja nie będzie mogła odpowiedzieć w takiej skali, w jakiej by chciała. Nie ma zwyczajnie takich narzędzi.
– Możliwości odpowiedzi Rosji są ograniczone. Nikt nie trzyma rezerwy walutowej w rublach. To będzie sprzyjało podjęciu takiej decyzji. Jednak do konfiskaty długa droga, ale jestem pozytywnie zaskoczony tym, jak dużo głosów pojawia się za takim ruchem. Agresywne działania Rosji w Ukrainie sprawiają, że coraz więcej polityków popiera taki pomysł – podkreśla Jan Strzelecki z PIE.
Trzeba spalić ten most?
Dotąd, pomimo agresywnych działań Rosji wobec Ukrainy czy Gruzji, Zachód mimo wszystko starał się nie palić mostów. A rosyjska polityka zagraniczna i wewnętrzna wciąż była rewizjonistyczna i oparta na resentymencie. Przypomnijmy, że jednym z żądań Rosji wystosowanych w grudniu 2021 roku w stronę przywódców Zachodu był powrót do układu bezpieczeństwa sprzed poszerzenia NATO w 1997 roku.
Położenie na stół opcji w postaci konfiskaty majątków należących do Rosji oraz oligarchów wpisanych na listę sankcyjną jest pomysłem, który stoi w sprzeczności z tym, jak Zachód obchodził się z rosyjskim biznesem przed 24 lutego.
Wystarczy powiedzieć, że w momencie, kiedy Rosjanie ściągali już swoje wojska na granicę z Ukrainą, Nord Stream 2 był już ukończony i spokojnie czekał na certyfikację władz Niemiec.
Ponad połowa rezerw Rosji znajduje się na Zachodzie. Mówi się o 300 mld dolarów, których można byłoby użyć do odbudowy Ukrainy ze zniszczeń wojennych. Byłby to ruch wpływający na funkcjonowanie całej gospodarki światowej i stosunków międzynarodowych. Byłby to ruch bezprecedensowy, jeżeli chodzi o skalę. Od tej decyzji nie będzie już odwrotu – mówi nam Jan Strzelecki.
Rosja na kursie kolizyjnym z Zachodem
Zastępca dyrektora Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia Łukasz Adamski uważa, że żądania Rosji z grudnia przekonały wiele osób, że kraj ten znajduje się na kursie kolizyjnym z Zachodem, a wojna tylko potwierdziła to przekonanie.
Pierwszym ostrzeżeniem dla Zachodu była aneksja Krymu, ale do wniosku, że nie ma już business as usual z Rosją doszli chyba wszyscy 24 lutego. To był ruch, który wywrócił stolik – mówi money.pl Łukasz Adamski.
Jego zdaniem, kwestia konfiskaty rezerw Rosji jest pochodną debaty, jak radykalnie Zachód ma działać wobec Rosji.
– W pierwszych tygodniach wojny, kiedy obawiano się, że Rosja zrealizuje swoje cele, a w związku z tym trzeba mieć możliwości wpływu na Kreml, rezerwy postanowiono zamrozić, natomiast zasadniczo nie mówiono o ich konfiskacie. Jednak nastroje na Zachodzie zradykalizowały się po masakrze w Buczy oraz gdy okazało się, że armia ukraińska wytrzymała pierwsze uderzenie i była częściowo zdolna do przeprowadzenia kontrofensywy wokół Kijowa, a potem Charkowa – mówi Łukasz Adamski.
Przypomina, że Ukraina zmaga się z potężną armią, a przed wybuchem wojny był to jeden z najbiedniejszych krajów w Europie.
Na odbudowę konieczne będą ogromne pieniądze, do tego już teraz potrzebne są potężne pożyczki na podtrzymywanie gospodarki i zakup broni. Znalezienie takich pieniędzy na Zachodzie wymagałoby biurokratycznego wysiłku. W takim wypadku konfiskata rosyjskich środków jest słusznym politycznym sygnałem, ale też ruchem stosunkowo prostym, bo te pieniądze są, tylko trzeba znaleźć odpowiednią formułę prawną – dodaje ekspert.
O jakichkolwiek reparacjach wojennych można rozmawiać w momencie podpisania pokoju. Wciąż nie wiemy, jak wojna się skończy, ale jedno jest pewne – Ukraina już w tej chwili ma poważne problemy wynikające ze zniszczeń wojennych, wstrzymania wielu branż gospodarki, z każdym kolejnym dniem problemy te tylko się nawarstwiają, a rosyjskie pieniądze, jak powiedział Borrell – są w zachodnich kieszeniach.
Michał Krawiel, dziennikarz money.pl