Wirtualna Polska opisała warunki panujące w fermie bydła we wsi Racendów w woj. wielkopolskim, należącej do Wojciecha Biernackiego - brata Tomasza, założyciela sieci marketów Dino, jednego z najbogatszych Polaków. Mieszkańcy przekonują, że o inwestycji realizowanej w ich sąsiedztwie dowiedzieli się dopiero, gdy na teren wjechał ciężki sprzęt. Na fermie, zgodnie z prawem, miało być ok. 4 tys. krów, a może być - według szacunków służb - nawet 12 tys.
- Czy chciałby pan wejść do swojej sypialni i czuć smród obory? - pyta pani Anna. - My tak żyjemy. Wystarczy przed snem otworzyć okno i wrócić po chwili. Gdy zmieni się kierunek wiatru, w domu po prostu śmierdzi - dodaje.
Ferma bydła prowadzona z naruszeniem prawa. Kołodziejczak interweniuje
Pytany przez money.pl o komentarz wiceminister rolnictwa Michał Kołodziejczak przekonuje, że przepisy określające warunki hodowli bydła muszą być jasne. - Te przepisy muszą być egzekwowane, to nie podlega dyskusji - podkreśla. - Dopytam odpowiednie służby o opisywaną sprawę. To wydaje się dość szokujące. Jeżeli takie sytuacje mają miejsce, jest to świadectwo tego, że przepisy są niespójne - wskazuje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wiceszef resortu rolnictwa zwraca uwagę na indywidualne podejście hodowców do kwestii opieki nad bydłem. - Mamy gospodarstwa, które mają bardzo ciężko. Jest tam 20-30 krów i takie miejsca są bardzo szczegółowo kontrolowane. Jest wiele gospodarstw, w których krowa to tylko numer w Excelu. Są też takie, w których każda ma imię i jest traktowana jak członek rodziny - dodaje.
- Jeżeli małe gospodarstwa padają, muszą być zastępowane dużymi i to jest niestety kierunek rozwoju rolnictwa, który został obrany lata temu - zaznacza Kołodziejczak.
Tak polski potentat wołowiny prowadzi fermę
Sąsiedzi fermy w Recendowie skierowali do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska wniosek o kontrole. Wirtualna Polska dotarła do ich wyników.
Pierwsze pismo pochodzi od Powiatowego Inspektora Sanitarnego w Jarocinie, który przeprowadził kontrolę w fermie na wniosek WIOŚ. To z tego dokumentu dowiadujemy się, czego nie widać za szczelnym betonowym murem fermy. Na miejscu okazało się, że chów bydła prowadzony jest w trzynastu obiektach, z czego tylko dwa posiadają pozwolenie na użytkowanie.
Obowiązująca decyzja środowiskowa pozwalała na utrzymanie 4285 stanowisk. Tymczasem, jak podaje Sanepid powołując się na oświadczenie kierownika fermy, na terenie znajdowało się prawie dwa razy więcej zwierząt - 8145 sztuk.
Dalej: zwierzęta hodowane na fermie Biernackiego w Twardowie przebywały w legowiskach i wybiegach przepełnionych odchodami, obornikiem i zastoiskami wody.
Kolejne pismo to już wnioski Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska. W nim inspektorzy piszą o zwierzętach stojących na betonowym podłożu i brodzących we własnych odchodach.
Nieprawidłowości jest więcej. WIOŚ wskazuje, że pobór wód podziemnych na cele hodowlane odbywa się nielegalnie. Ponadto nawozy naturalne przechowywane są bez zabezpieczenia przed przedostawaniem się do wód i gruntu.
WIOŚ nie skierował jednak sprawy do prokuratury. W piśmie przesłanym do Wirtualnej Polski instytucja wyjaśnia, że w trakcie kontroli nie stwierdzono naruszeń wyczerpujących znamiona czynów zabronionych w postaci przestępstwa przeciwko środowisku.
WIOŚ w sprawie dobrostanu i warunków utrzymania zwierząt poinformował Powiatowego Lekarza Weterynarii w Jarocinie. Ten w odpowiedzi przekazał wiadomość o spełnieniu minimalnych standardów utrzymania bydła.
Sprawa przekroczonej liczby sztuk bydła na fermie trafiła też do Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego, który szczegółowo opisuje, jak właściciel fermy wykorzystuje obiekty budowane bez zgody na ich użytkowanie. PINB podczas kontroli odkrył, że przedsiębiorstwo prowadzi chów w czterech nieodebranych przez nadzór budowlany wiatach. Cztery wiaty nadal są w użyciu, dlatego PINB nałożył na Wojciecha Biernackiego karę w wysokości 100 tys. zł. Właściciel fermy wniósł zażalenie do Wojewódzkiego Inspektora Nadzoru Budowlanego.
Money.pl zwrócił się z prośbą o komentarz do biura prasowego Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi oraz Ministerstwa Zdrowia. Do chwili publikacji artykułu nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Firma Wojciecha Biernackiego zapewnia, że bydło ma się na fermie dobrze, a pytania o krowy brodzące we własnych odchodach zbywa, podając klasę betonu, z którego wykonano posadzki. Na końcu korespondencji czytamy, że inwestor i jego przedstawiciele "w ramach możliwości czasowych uczestniczą w spotkaniach z mieszkańcami oraz starają się odpowiedzieć na pytania".