- Wielokrotnie nie realizowaliśmy w pełni deficytu i to dobrze, bo deficyt budżetowy to maksymalna kwota nierównowagi. Jeśli jest mniejszy, to trzeba się cieszyć. Mam nadzieję, że deficyt w wysokości 82 mld zł nie zostanie zrealizowany – powiedział poseł PiS Henryk Kowalczyk na antenie Programu Trzeciego. Ustosunkował się w ten sposób do pytania o projekt przyszłorocznego deficytu.
Dodał, że choć rząd życzyłby sobie niższego deficytu i nie jest on niewykluczony, to jednak " jesteśmy w roku wielkich niewiadomych" i bardzo trudno o jakiekolwiek precyzyjne ustalenia. Dodał, że obecnie część kwestii budżetowych "nie zależy od decyzji polityków".
Kowalczyk zapytany został również o dwa zestawienia, w których niechlubnym rekordzistą jest właśnie Polska. Pierwszy dotyczy wzrostu cen, a drugi – wspomnianego wysokiego poziomu deficytu.
Zdaniem polityka, deficyt wcale nie jest wskaźnikiem jakoś negatywnie wyróżniającym Polskę na tle innych państw, bo w Europie południowej notowany jest na wyższym poziomie.
Co zaś się tyczy poziomu cen, które, zgodnie z danymi Eurostatu, rosną u nas 13-krotnie szybciej niż wynosi średnia unijna, to zdaniem Kowalczyka wszystko przebiega tu zgodnie z planem.
- Poziom inflacji to 3 proc. Cel inflacyjny określony został przez NBP na poziomie 2,5 proc, więc jesteśmy w jego okolicy – powiedział.
Dodał, że "cały czas gonimy Unię Europejską w płacach, co przenosi się na wzrost cen".
- Zakładamy, że za kilka, kilkanaście lat dojdziemy do poziomu płac europejskich, co będzie miało odzwierciedlenie również w cenach – wyjaśnił.
Ciągle jeszcze margines dla tarcz antykryzysowych
Prowadzący rozmowę przypomniał, że podpisana przed kilkoma dniami przez prezydenta tarcza branżowa 6.0 opiewa ka kwotę 35 mld zł. W sumie wszystkie tarcze kosztowały budżet ok. 165 mld zł. Czy da się przewidzieć możliwości budżetu dla kolejnych tego rodzaju form pomocy?
- Wiosną określałem możliwości budżetu na kwotę 300-350 mld i do tego poziomu możemy dochodzić. Już wydaliśmy ok. 150 mld, kolejne 150 jest bezpieczne. Później będzie to skala, która będzie trudna do udźwignięcia – przyznał.
W czwartek premier Mateusz Morawiecki ogłosi obostrzenia, które zaczną obowiązywać zaraz po świętach. Prawdopodobne wydaje się całkowite zamknięcie hoteli, również dla podróżujących służbowo. Powszechnie bowiem z furtki przeznaczonej dla osób w delegacji korzystają turyści. W związku ze skalą nadużyć Henryk Kowalczyk jest zwolennikiem zamknięcia hoteli na kilka tygodni.
- Jeśli ktoś ma udawać, że wypoczynek to wyjazd służbowy, lepiej, żeby hotele były zamknięte w ogóle. Lepiej zamknąć na 2-3 tyg. i przerwać ciąg roznoszenia choroby niż udawać, że się zamknęło, a tylnymi drzwiami ktoś wchodzi – stwierdził.