- Obecnie około 70 proc. salonów fryzjerskich i kosmetycznych tymczasowo wstrzymało rezerwację wizyt. Te, które zdecydowały się udostępnić kalendarz online, zapełniły już terminy na cały czerwiec - mówi money.pl Sebastian Maśka z portalu Moment.pl (umożliwiającego rezerwację wizyt) i organizator akcji #ChceDoSalonu.
Jak przekonuje, właściciele z niecierpliwością czekają na datę i oficjalne wytyczne dotyczące pracy salonów po otwarciu. Bez pewności co do daty startu, wielu jeszcze nie chce zapełniać kalendarzy.
- Kiedy to się stanie, czas oczekiwania na wizytę, w zależności od salonu, wyniesie około 2-3 tygodnie. W większych będziemy czekać krócej. Podobnie jak stało się to w Niemczech czy Danii, gdzie salony działają już od połowy kwietnia - mówi Maśka.
Do otwarcia salonów może dojść, zgodnie z zapowiedziami wicepremier Jadwigi Emilewicz, 18 maja. Tu jednak małe zastrzeżenie. Jeśli statystyki zachorowań pójdą w górę, termin zostanie przesunięty. - To byłaby katastrofa. Jednak liczymy, że 18 maja już wystartujemy, bo nie mamy pieniędzy, żeby dłużej czekać - mówi Dariusz Miłek, właściciel 4 warszawskich salonów Milek Design i 1909 Fryzjerzy.
Otwarcia nie mogą się już doczekać również klienci. - Ludzie czekają jak na zbawienie. Są tacy, którzy chcieliby nawet przychodzić na 6 rano, albo są w stanie zapłacić nawet dwa razy więcej niż normalnie, byleby przesunąć się w kolejce - mówi Małgorzata, właścicielka osiedlowego salonu fryzjerskiego z Wrocławia. W jej kalendarzu zajęte są już pojedyncze godziny w pierwszych tygodniach czerwca. Maj jest całkowicie zapełniony.
Efekt pandemii
- Cały czas rezerwujemy w systemach internetowych, a telefon bez przerwy się urywa. Co najmniej tydzień trzeba będzie czekać, by umówić się z kimś z mojego zespołu. To oczywiście średnia i dla poszczególnych fryzjerów może to wyglądać inaczej - mówi Miłek.
O swoich terminach nie chce mówić. Jednak w jego kalendarzu są jeszcze zapisani ludzie sprzed pandemii. Na początku roku trzeba było czekać 3 miesiące.
W międzynarodowym serwisie Booksy, gdzie również drogą internetową można umawiać się m.in. do salonów fryzjerskich, nie widać jeszcze efektownego wzrostu rezerwacji w Polsce, choć taki efekt występuje już w innych krajach, gdzie salony są otwarte.
- Tak stało się np. w Hiszpanii, która ogłosiła otwarcie z kilkudniowym wyprzedzeniem. Ludzie od razu zaczęli się umawiać i kalendarze salonów wypełniły się na dwa tygodnie w przód - mówi Stefan Batory z Booksy.
Jak jednak podkreśla, nie wszystkie salony otworzyły się, gdy tylko mogły, bo nie były jeszcze gotowe. - Liczba rezerwacji byłaby jeszcze większa, ale praktycznie wszystkie salony mają ograniczenia dotyczące liczby pracowników i klientów, którzy mogą w nich przebywać równocześnie, więc nie wszyscy pracownicy mogli wrócić do pracy - mówi Batory.
Jak ocenia nasz rozmówca, liczba rezerwacji w systemie jeszcze w Polsce nie ruszyła, bo wszystkim, zarówno klientom, jak i salonom, brakuje pewności, że 18 maja fryzjerzy się otworzą.
- Na razie zapisuję tylko na jeden tydzień od 18 maja, bo potem jeszcze rząd znowu to przesunie i będzie kłopot z przekładaniem. Wole tak się zabezpieczyć, bo inaczej zrobi się bałagan. Jednak gdyby to było jasne już teraz, że startujemy 18 maja, to bez problemu zapełniłabym kalendarz do końca maja i dalej - mówi Monika, właścicielka salonu we Wrocławiu.
Ceny w górę?
Jak zapewnia, cen nie podniesie, bo nie chce klientów obarczać kosztem tego, by "czuli się na fotelu bezpiecznie". - Poza tym, jeśli ten kryzys dotknął mnie, to pewnie też i moich klientów. Chcę, by również finansowo czuli się u mnie bezpiecznie - podsumowuje Monika.
Minimalne wzrosty cen planuje za to Dariusz Miłek. Jednak na razie próbuje oszacować, jak zabezpieczenia i dokładna dezynfekcja całego gabinetu po 6-godzinnej zmianie pracowników wpłyną na całościowe koszty usług.
- Nie chcemy na tym zarabiać, dlatego musimy to dokładnie oszacować, ale wzrost cen nie będzie znaczny - mówi Miłek. Małgorzata z Wrocławia już wie, że za zwykłe strzyżenie będzie kasować teraz 30 zł, przed pandemią było to 25 zł.
- Nie mam wyjścia. Muszę mieć rękawiczki, maseczki i masę środków do dezynfekcji, a wszystko to bardzo podrożało. Od 3 dni robię zakupy i już wydałam 4 tys. zł, a to jeszcze nie wszystko. Farby też poszły w górę. Te, które kupuję, produkują we Włoszech i pewnie stąd te wzrosty. Dlatego na farbowaniu też ceny będę musiała podnieść o ok. 20 zł - mówi Małgosia.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie