"Firma daje kierowcy 1200 euro za kurs na Włochy z mięsem. Dziś kolega dostał propozycję" - napisał przez naszą platformę kontaktową dziejesie.wp.pl jeden z kierowców ciężarówek.
W treści podał nazwę firmy. Chodzi o duńską Freję. Zapytaliśmy tego potężnego logistycznego gracza na europejskim rynku o te propozycje. Podaliśmy stawki i poprosiliśmy o komentarz oraz przedstawienie polityki firmy związanej z transportami do Włoch.
- Cały ruch we Włoszech przebiega normalnie… - lakonicznie stwierdził jedynie Torben Mortensen z centrali Freja Transport i Logistyka.
Pytaliśmy o to również innego giganta, który proponuje wyjazdy do Włoch za dużo wyższe stawki - Schenkera. Od wtorku próbujemy skontaktować się z firmą w Polsce. Do czasu opublikowania tego artykułu, nie otrzymaliśmy jednak odpowiedzi. Pytania przesłaliśmy również do niemieckiej centrali. Efekt jest jednak taki sam.
Sygnałów o bardzo dużych pieniądzach za niebezpieczne kursy dostaliśmy wiele, ale tylko nieliczni wykonujący ten zawód zdecydowali się porozmawiać z nami pod nazwiskiem.
Bez masek, rękawic i płynu?
- Kierowcy nie są przygotowani w odpowiedni sposób, bo brak im masek czy artykułów dezynfekujących. W większości przypadków jest tak, że właściciele firm otrzymują większe wynagrodzenia za transport, a kierowca dostaje starą stawkę - mówi Łukasz Klimek.
Jak dodaje, może się to dla kierowcy bardzo źle skończyć. Jeśli zachoruje, wówczas na zwolnieniu otrzyma tylko podstawę, bez diet, czyli ok 1,8 tys zł. Dlaczego? W naszym kraju to norma. Niestety w tym zawodzie pensja minimalna to podstawa, a resztę kierowcy mają z tzw. diet. Zatem, jak nie pracują, to nie zarabiają.
- Jeśli spedytor z pełną świadomością dotyczącą ryzyka zachorowania kierowcy wysyła go w tamtym kierunku, powinien go zapewnić, że w razie choroby firma będzie wypłacała mu takie diety, jak gdyby był w pracy. Tymczasem, założę się o swoją pensję, że tak nie będzie - podsumowuje Klimek.
Nie chcesz jechać, to odejdź
Informacje o kuszeniu kierowców nawet czterokrotnością podstawowej stawki za kurs potwierdza również Jacek Dudkowiak. Ponadto od kolegów po fachu otrzymał inną niepokojącą informację.
- Już zaczyna się rozwiązywanie umów z kierowcami, bo odmawiają wyjazdów - mówi Dudkowiak. Tę informację próbujemy potwierdzić w firmie, o której wspomina kierowca. Czekamy na jej komentarz.
O komentarz do wysokich stawek w dobie pandemii poprosiliśmy z kolei prezesa organizacji skupiającej największych graczy na polskim rynku transportowym. Czy czterokrotnie wyższe stawki za kurs, o których mówią kierowcy, faktycznie są teraz normą?
- Jest to bardzo możliwe, bo z Włochami jest teraz najgorzej. Generalnie mocno ograniczony jest transport z zewnątrz i w kraju tym też panuje paraliż. Jednak co oczywiste, jest też zapotrzebowanie na żywność - - mówi prezes organizacji pracodawców Transport i Logistyka Polska Maciej Wroński.
Dlatego stawki, które otrzymuje przewoźnik, odbiegają od normalnych i to sposób zdecydowany. Dlatego ci przewoźnicy, którzy mają moce, to robią i dzielą się z kierowcami dodatkowym zyskiem. Działają tu prawa rynku.
Jednak jak podkreśla z cała mocą Wroński. - Ta sytuacja dotyczy jednak tylko zleceń ze spotu, w przypadku kontraktów długoterminowych obowiązują stawki wcześniej ustalone, na które pandemia nie ma wpływu. I tam przewoźnik i kierowcy są w tej samej sytuacji. O dodatkowym zarobku nie ma mowy - wyjaśnia prezes TiLP.
A co z ochroną kierowcy i jego bezpieczeństwem?
- Przyzwoita firma powinna stworzyć takie warunki, w których kierowca nie będzie się bał, będzie czuł się bezpiecznie. Jeden z naszych członków sprowadza już z Chin sprzęt ochronny i będziemy rozprowadzać zestawy dla kierowców wśród członków TiLP. W zestawie są maski N95, 50 rękawiczek ochronnych, litr płynu dezynfekującego i instrukcje postępowania w dobie pandemii koronawirusa - dodaje Wroński.
Jesteś kierowcą, stoisz godzinami na granicy, zamykają przed Tobą łazienki i toalety na stacjach czy w firmach? Napisz na dziejesie.wp.pl.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie