Roku szkolnym 2020/2021 ma być mniej zajęć dodatkowych, nadgodzin nauczycieli; grupy i klasy mają być większe, a przedszkola pracować krócej - informuje wtorkowa "Gazeta Wyborcza".
Krok dalej idzie Sławomir Broniarz ze Związku Nauczycielstwa Polskiego, który ostrzega, że w przyszłym roku może zabraknąć części etatów. Więcej wiadomo będzie po świętach.
Broniarz wskazał, że "miasta muszą ratować stan finansów publicznych", co określił jako "kuriozum". Chodzi o fakt, że pensje nauczycieli finansują samorządowe budżety. Dlatego też Marek Wójcik, sekretarz zarządu Związku Miast Polskich, podkreślił, że samorządy chcą współdecydować o sieci edukacyjnej. Po to, by "nie trzymać szkół, w których nie ma dzieci".
Wójcik wskazał również, że na dzisiaj nie można zapewnić nauczycieli, że zwolnień nie będzie. Natomiast Broniarz tłumaczy, że cięcia kadrowe już nastąpiły w szkołach. Ich ofiarami są pracownicy administracji oraz obsługi.
Problemy generuje też edukacja zdalna. Kuratoria oświaty zapowiadają, że będą skrupulatnie rozliczać szkoły z liczby godzin zajęć przeprowadzonych zdalnie. Jednak część uczniów ma problemy z taką formą lekcji, gdyż nie posiadają do tego odpowiedniego sprzętu.
Nie wiadomo też, jaka będzie przyszłość kwietniowych i majowych egzaminów: ósmoklasisty oraz matur.
Obecnie szkoły są zamknięte do świąt wielkanocnych, ale nie ma pewności, czy uczniowie wrócą do klas we wtorek 14 kwietnia. Decyzja o tym ma zapaść w najbliższych dniach.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Obejrzyj i dowiedz się, jak chronić się przed koronawirusem