Materiał zawiera liczne wykresy - poczekaj na ich załadowanie.
Blisko 1,4 mln zakażonych, 141 tys. zgonów. To oficjalny bilans koronawirusa w Europie na 4 dzień maja. Oficjalny, ale wcale nie najpewniejszy. Epidemiolodzy szacują, że nosicielami wirusa może być już niemal 7 mln osób. Pięć razy więcej.
To wynik prostej statystyki. Zaledwie 20 proc. chorych ma silne objawy i zgłasza się po pomoc. Reszta przechodzi chorobę bezobjawowo lub ma niewielkie problemy. Do szpitala nigdy nie idzie. Nie przechodzi więc testu, nie jest wyłapana. W statystykach tych ludzi nie ma. A jest ich ogrom. Jednocześnie nie wszyscy ze wskazaniami są testowani, np. w krajach, które nie są w stanie wykonywać większej liczby badań.
Gdyby te szacunki przenieść na Polskę, to zamiast o 14 tys. zakażonych moglibyśmy mówić o 70 tys. O takim stosunku mówi minister zdrowia Łukasz Szumowski, o takich danych wielokrotnie mówił prof. Krzysztof Simon, ordynator szpitala zakaźnego we Wrocławiu.
Zobacz także: Ceny żywności w górę. Kołodziejczak: pośrednicy windują ceny
W siłę koronawirusa w ostatnich tygodniach wielu nie wierzyło. To błąd. Wystarczy sprawdzić śmiertelność w Europie, by wiedzieć, z jakim zagrożeniem się mierzymy.
W marcu i kwietniu w Europie kolejne tygodnie przynosiły blisko 70 tys. i więcej zgonów. W szczytowym momencie epidemii w ciągu jednego tygodnia służby w sporej części Europy zarejestrowały 87 tys. zgonów. Warto to przypomnieć - mowa o zgonach odnotowanych w ciągu zaledwie 7 dni.
A to wciąż tylko część "pełnej" liczby. To dane EuroMOMO, czyli programu mierzenia śmiertelności w Europie. Jest prowadzony wspólnie przez Europejskie Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób i WHO. Projekt tworzony jest przez duńskich analityków.
W sumie dane dotyczące śmierci w kolejnych tygodniach roku przekazują 24 kraje. Na liście nie ma Polski. A to sprawia, że wspomniane 87 tys. zgonów w jednym tygodniu to wciąż liczba niepełna - w całej Europie było gorzej.
Warto statystyki z 2020 roku odnieść do innych lat. Zwykle najwyższą śmiertelność można było zaobserwować w styczniu. To oczywiście efekt zimy i grypy. Na to oczywiście nakładają się dodatkowe czynniki, jak np. smog. W kolejnych miesiącach tygodniowa liczba zgonów zwykle spadała. Tak się teraz nie stało.
I warto dodać, że w marcu i kwietniu 2020 roku statystyki zgonów były "zbijane" przez zamknięcie niemal całego świata. Koronawirus zdystansował nawet najsilniejsze ataki grypy z ostatnich lat.
Hiszpanie i Włosi wiedzą tylko o części zgonów
Jednocześnie najprawdopodobniej nie mamy nawet pojęcia, jak wiele zgonów przyniósł wirus.
Wszystko przez sposób klasyfikowania ofiar. W wielu krajach - w tym również w Polsce - oficjalne statystyki są budowane głównie na bazie potwierdzonych lub podejrzewanych zakażeń (np. w Belgii). A przecież często ustalenie powodów śmierci jest skomplikowane. W codziennych danych nie ma też informacji o domowych zgonach osób samotnych. One nie będą już obiektem testów, nie trafią do statystyk koronawirusowych.
Oficjalne dane nie zawierają również ofiar przepełnionej służby zdrowia. Z pomocą przychodzi prognozowana śmiertelność w kolejnych tygodniach, oficjalna liczba zgonów odnotowanych w poszczególnych częściach miesiąca oraz informacje o zgonach spowodowanych koronawirusem. Dane na ten temat zebrał "Financial Times". Ich połączenie pozwala szacować prawdziwy wymiar epidemii.
I tak np. od 11 marca do 14 kwietnia w Hiszpanii koronawirus zabił 18 tys. osób. Jednocześnie liczba zgonów - powyżej prognozowanych na ten czas - to 26 tys. Hiszpanie w ciągu miesiąca mieli zatem 8 tys. dodatkowych zgonów, które zbiegają się z pandemią, ale nie zostały do niej wliczone. W statystykach podawanych każdego dnia w hiszpańskich mediach o tych ofiarach epidemii już mowy nie było.
I widać to na poniższym wykresie. Szczyt ogólnej liczby zgonów pokrywa się z raportowanymi zgonami na koronawirusa. To były te same tygodnie epidemii.
Jak wynika z danych zebranych przez "Financial Times", we Francji od 10 marca do 13 kwietnia odnotowano ponad 14 tys. zgonów spowodowanych przez koronawirusa. Jednocześnie krajowe służby zanotowały niemal 17 tys. dodatkowych (powyżej prognozowanej liczby) zgonów.
Identycznie wygląda sytuacja we Włoszech - w tym wypadku w Lombardii. Od 1 marca do 4 kwietnia w tym rejonie było o 12 tys. zgonów więcej niż wynikałoby to z prognoz na ten rok. Z czego oficjalne dane w tym czasie z koronawirusem łączą 6 tys. zgonów.
To pokazuje jak na dłoni, że część zgonów po prostu umyka statystyce. Nie sprawia jednak, że wirus jest mniej śmiertelny. Jest tylko mniej widoczny.
Polska? Bez zmian w danych
Co z Polską? Stworzenie podobnych wykresów dla Polski jest w tej chwili wyjątkowo trudne. Dane spływające ze wszystkich urzędów stanu cywilnego są przez Główny Urząd Statystyczny przetwarzane ze znacznym opóźnieniem. Co najważniejsze, koronawirus w Polsce według oficjalnych danych ma niewielką śmiertelność. Nawet, gdyby była 2 lub 3-krotnie niedoszacowana, jej wpływ na ogólnokrajowe dane nie będzie tak duży jak we Włoszech.
Co warto podkreślić, urzędy operują na danych miesięcznych. Nie są one idealne, ale to jedyne dostępne informacje. Dane tygodniowe pozwalają łatwiej określić moment, w którym następują zmiany. Dane miesięczne - o ile wpływ wirusa byłby duży - jednak odzwierciedlałyby je. I dlatego je publikujemy.
Money.pl zebrał informacje o aktach zgonów z czterech największych miast w Polsce: Warszawy, Poznania, Wrocławia i Krakowa. Wnioski? Polsce śmiertelność została utrzymana w ryzach. To jednoznaczne rozprawienie się też z teoriami, że Ministerstwo Zdrowia świadomie tuszuje część zgonów. Takie "pudrowanie" byłoby dość jednoznacznie widać w statystykach. Śmiertelność byłaby ponad normę. Tymczasem nie jest.
I tak w stolicy w marcu urząd stanu cywilnego wydał 1,7 tys. aktów zgonu. W kwietniu ta liczba niemal się nie zmieniła, nieznacznie spadła. W porównaniu z innymi latami nie widać istotnego wzrostu.
Podobnie sytuacja wygląda we Wrocławiu. Tutaj w marcu były 643 wydane akty zgonu, w kwietniu 724. Dane te są znacznie lepsze niż w ubiegłych latach.
Najwięcej danych dotyczących wydanych aktów zgonu udostępnia Kraków. W Biuletynie Informacji Publicznej można znaleźć dane z ostatniej dekady. I tutaj ponownie widać, że marzec (ostatnie aktualne dane) z 2020 roku nie był pod względem śmiertelności wyjątkowy. Inne lata przynosiły więcej ofiar. Styczeń 2017 roku przyniósł w tym mieście blisko 1,2 tys. zgonów. Styczeń 2020 roku 927.
Najmniej danych o śmiertelności udostępnił nam Poznań. Analizę trzeba wykonać na podstawie informacji o zgonach w marcu w poszczególnych latach.
Obejrzyj i dowiedz się, jak chronić się przed koronawirusem: