Nastroje pracowników są najgorsze od ponad dziesięciu lat - wynika z badania Monitor Rynku Pracy (MRP) agencji zatrudnienia Randstad, które w ostatnich dniach marca objęło ponad tysiąc pracowników z różnych branż, regionów, grup wiekowych i stanowisk. Opisuje je "Rzeczpospolita". Wszystko oczywiście przez pandemię koronawirusa.
Zwolnień najczęściej obawiają się osoby na umowach cywilnoprawnych i terminowych. Etatowcy zaś - obniżek wynagrodzeń. - W pełnej krasie widać teraz dualność naszego rynku pracy - pracownicy etatowi mają relatywnie dużą pewność zatrudnienia, inni znacznie mniejszą - komentował Łukasz Komuda, ekspert ds. rynku pracy z Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych, cytowany przez "Rzeczpospolitą". Zdaniem Komudy, do końca roku nawet dwa miliony osób mogą stracić pracę.
Zwolnienia już się zaczęły. Pokazuje to jasno odpowiedź na pytanie Business Centre Club, które zapytało swoich członków o kroki, które podjęli w związku z kryzysem wywołanym pandemią koronawirusa. - Odpowiedziała duża, reprezentatywna grupa firm, zarówno małych, jak i średnich i dużych - mówiła w programie specjalnym Wirtualnej Polski Katarzyna Lorenc, ekspert rynku pracy. Do marca zostały podjęte do marca następujące decyzje: redukcja umów o dzieło i zlecenia o 34 proc., 25 proc. firm podjęło decyzję o redukcji etatów, 22 proc. firm zdecydowało się na redukcje czasu pracy, w 52 proc. firm wykorzystuje się zaległe urlopy, w 15 proc. firm bezpłatne urlopy.
Rozwiązaniem mogłoby być wprowadzenie na czas kryzysu dochodu solidarnościowego w wysokości minimum socjalnego dla każdego bezrobotnego - uważa Łukasz Komuda. Byłoby to więc ok. 1400 zł na rękę, dodaje "Rzeczpospolita".
- Chcielibyśmy, aby zasiłek dla bezrobotnych wzrósł - mówił money.pl pod koniec ubiegłego tygodnia wiceminister pracy Stanisław Szwed. Zastrzegł jednak: - Ostatecznych decyzji nie ma, dlatego nie będę mówił, że to jest pewne.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl