20 tys. testów dziennie - tyle badań zdaniem Ministerstwa Zdrowia są w stanie przeprowadzać polskie laboratoria. Każdego dnia i to od niemal dwóch tygodni. W tym czasie jednak ani razu Polska nie zbliżyła się do takiego wyniku. Liczba teoretycznych badań zbliża się z każdym dniem do 25 tys. dziennie. Tyle teoria. Praktyka wypada gorzej.
Maksymalnie wykorzystaliśmy niewiele ponad 70 proc. mocy przerobowych. Zwykle to kilkanaście tysięcy testów dziennie. Raz 11, raz 13, raz 14. Wahania po kilka tysięcy próbek każdego dnia są standardem.
Efekt? Jak wynika z szacunków money.pl, gdyby do laboratoriów faktycznie docierało 20 tys. próbek dziennie, łączna liczba wykonanych w Polsce testów wyniosłaby niemal 430 tys. To niemal 130 tys. więcej niż mamy dziś. Jak wynika z danych Ministerstwa Zdrowia, do 26 kwietnia wykonaliśmy łącznie 297 tys. testów. W poniedziałek łączna liczba wykonanych badań nie przekroczyła progu 300 tys. W ciągu ostatniej doby laboratoria sprawdziły 7,2 tys. próbek. To ledwie 36 proc. możliwości.
Zobacz także: Koronawirus a praca. Przymusowy urlop? "To lepsze niż zwolnienie"
130 tys. próbek mniej to około 90 tys. osób przebadanych mniej. Polskie Ministerstwo Zdrowia nie przekazuje informacji, ilu pacjentów zostało przebadanych. Oficjalne statystyki mówią tylko o badanych próbkach. A to różnica i widać to na przykładzie Wielkiej Brytanii, której służby codziennie raportują dwie takie dane.
Do tej pory Brytyjczycy przetestowali 669 tys. próbek od 543 tys. osób. I stąd można szacować, jak sytuacja wygląda w Polsce. Tym bardziej że Wielka Brytania wcale nie odstawia Polski pod względem dziennych wykonanych testów. Brytyjczycy wykonują ich 25 tys. – czyli na każdy milion mieszkańców to 375 testów.
O tym, że w Polsce można wykonać 20 tys. testów dziennie, minister zdrowia Łukasz Szumowski pierwszy raz mówił 14 kwietnia. Wtedy zaznaczył, że już kilka dni wcześniej mogliśmy wykonać taką liczbę testów, ale… nie wykonaliśmy. Dziś z Ministerstwa Zdrowia idzie sygnał, że możliwości dobijają do niemal 25 tys. testów dziennie.
Dodatkowe 70 tys. osób na badania
Średnio w kwietniu badaliśmy po około 9,9 tys. próbek dziennie. To średnio 263 testy na milion mieszkańców dziennie. Przy wykorzystaniu 20 tys. próbek każdego dnia statystyka ta powędrowałaby do 500 testów na milion mieszkańców. I to byłoby znacznie więcej niż we wspomnianej wielkiej Brytanii. Byłoby, ale nie jest.
- Faktycznie, dzienna liczba testów nie dobija do maksymalnej dziennej liczby testów, które mogłyby wykonywać polskie laboratoria. Dziś to niemal 25 tys. testów dziennie. Problemem, jak widać, nie są możliwości diagnostyczne, nie jest to też problem małej liczby testów, bo Ministerstwo Zdrowia zabezpieczyło blisko milion zestawów. Chcemy testować więcej i częściej - mówi money.pl Wojciech Andrusiewicz, rzecznik prasowy Ministerstwa Zdrowia.
- Żeby wykorzystać te wolne moce przerobowe, postanowiliśmy wysyłać na testy również te osoby, które są na ostatnich dniach kwarantanny. W tej chwili to grupa blisko 70 tys. osób. Chcemy, by dokończyli kwarantannę z badaniem diagnostycznym i pewnością, że mogą wrócić do normalnego funkcjonowania. Podkreślam stanowczo, że Ministerstwo Zdrowia nie powstrzymuje nikogo przed wykonaniem większej liczby testów, zachęcamy do tego - dodaje. Przepisy dotyczące wysyłania osób na kwarantannie na badania mają się pojawić niebawem.
Jednocześnie resort zdrowia apeluje, bo do testów zgłaszali się też lekarze, którzy mają obawę o kontakt z osobą zakażoną.
Jak przyznaje, niektóre placówki miały wątpliwości w kwestii rozliczeń testów, pojawiały się również problemy logistyczne. Dlatego w planach jest, aby przed szpitalami powstawały mobilne punkty pobrań.
- Powołaliśmy koordynatorów, którzy mają usprawnić logistykę. Jesteśmy przekonani, że w ciągu najbliższych dni będzie widać efekty ich pracy - dodaje Andrusiewicz. I dodaje, że Narodowy Fundusz Zdrowia za każdy test płaci. Ani lekarze, ani dyrektorowie szpitali nie powinni mieć obaw, że te koszty spadną na nich.
Co ciekawe, znalezienie jasnej diagnozy, dlaczego nie wykorzystujemy wszystkich mocy testowych, nie jest łatwe również dla samych lekarzy. Jak mówił prof. Krzysztof Simon, ordynator szpitala zakaźnego we Wrocławiu, on sam "nie ma pojęcia, dlaczego możliwości nie są wykorzystane".
W money.pl pisaliśmy już, że problemem są m.in. testy dla lekarzy. Krzysztof Janoś w materiale pt. "Lekarz czekał na test 7 dni. Rządowa szybka ścieżka w praktyce". W money.pl opisywaliśmy, że niektórzy lekarze czekają niemal tydzień na zaproszenie na badania.
Obejrzyj i dowiedz się, jak chronić się przed koronawirusem: