- Tak, w Powiatowej Stacji Sanitarno-epidemiologicznej w Krakowie mamy ognisko koronawirusa - poinformowała money.pl Dominika Łatak-Glonek, rzecznik Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Krakowie. - 12 pracowników jest zakażonych, kilkadziesiąt przebywa na kwarantannie. PSSE na chwilę obecną wspierane jest przez pracowników Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej - dodała.
Sytuacja staje się poważna. Pandemia niesie spustoszenie w kolejnych urzędach w kraju. Nie tylko Kraków ma problem, w ostatnich dniach wyłączone zostały również inne stacje w Polsce.
Dokładnie tydzień wcześniej informowaliśmy o dramatycznej sytuacji w Legnicy. W poniedziałek informację o wykryciu koronawiusa u 6 pracowników podała Powiatowa Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna w Piotrkowie Trybunalskim. 12 osób trafiło na kwarantannę.
Z powodu koronawiursa wykrytego u pracowników zaledwie parę dni temu przestał funkcjonować również sanepid w Grodzisku Mazowieckim. Jego obowiązki przejął Sochaczew.
- System traci wydajność. Jesteśmy na skraju - mówią nam pracownicy stacji sanitarnych, wolą jednak zachować anonimowość. Są zmęczeni i podobnie jak wszyscy boją się zakażeń.
- Są regiony, gdzie sytuacja jest naprawdę poważna - przyznaje w rozmowie z money.pl Jan Bondar, rzecznik Głównego Inspektoratu Sanitarnego. - Część stacji musi zostać wyłączona, wówczas jej zadania przejmuje inna np. wojewódzka.
Taką też procedurę zastosowano w choćby w Grodzisku Mazowieckim.
"Ze względu na aktualną sytuację epidemiologiczną (...) od dnia 22.10.2020 r. nie będą przyjmowane zlecenia na badania do celów sanitarno-epidemiologicznych do odwołania" - czytamy w informacji Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Sochaczewie.
Choć kolejne jednostki starają się zachować ciągłość funkcjonowania, także i one nie wytrzymują nawału pracy.
- Mamy do czynienia z sytuacją wyjątkową - tłumaczy Jan Bondar. - W tej chwili zaangażowanych jest około 12 tys. pracowników sanepidów w działania związane z koronawirusem. Mimo że pracownicy podejmują heroiczną pracę, pojawiają się zatory - przyznaje.
Czy grozi nam paraliż?
W całej Polsce mamy w sumie 356 stacji sanitarno-epidemiologicznych. Pracuje w nich około 16 tys. urzędników.
Mimo dramatycznych informacji o wyłączeniu kolejnych punktów, rzecznik GIS uspokaja, że sytuacja w kraju pozostaje pod kontrolą.
- Jest ciężko, ale o paraliżu w skali kraju nie ma mowy. Są punkty krytyczne, jak choćby Warszawa, Małopolska czy region Kujawsko-Pomorski – przyznaje w rozmowie z money.pl. - Pandemia się przesuwa i w różnych miejscach wybucha z różnym natężeniem – wyjaśnia.
Jak dodaje, najwięcej zakażeń i masowe zamykanie stacji miało miejsce podczas wiosennej fali, gdy kontakt pracowników był bezpośredni. W tej chwili większość stacji, w dużej mierze, pracuje w trybie zdalnym. To, jak podkreśla, pozwala częściowo ograniczyć zachorowania wśród pracowników.
Dodzwonić się nie sposób
Jednak z każdym dniem liczba nowych przypadków zakażeń rośnie. W ciągu ostatniej doby przybyło kolejnych 12 tys. nowych przypadków. Nawet te sanepidy, które wciąż funkcjonują, nie wyrabiają się z bieżącą pracą.
"Dodzwonienie się do sanepidu graniczy z cudem", "nic nie potrafią zrobić" - to tylko niektóre z wiadomości od naszych czytelnilników.
- W chwili obecnej mamy około 380 tys. osób w kwarantannie. Dziennie przybywa nam średnio około 10 tys. nowych zakażonych. To oznacza około 40 tys. dodatkowych telefonów od pracowników sanepidu do osób z pozytywnym wynikiem oraz wskazanych jako mających bliski kontakt. Do tego dochodzą kontakty ze szkołami, rodzicami, lekarzami i praca administracyjna. Przy takiej skali pandemii jest to poważne wyzwanie - tłumaczy rzecznik GIS.
Jak zaznacza, na to wszystko nakładają się problemy techniczne z systemem EWP, do którego mają trafiać dane o zakażonych.
- Część jest niekompletna, część wprowadzonych zostaje z opóźnieniem. Pozytywne testy robione prywatnie do systemu wpadają później. Firmy nie mają dostępu do EWP, nie wpisują więc tej informacji na bieżąco - dodaje.
Już w tej chwili część połączeń sanepidu obsługują zewnętrzne firmy. Taką firmą jest np. spółka K2 Dystrybucje. - Właściwie realizujemy zlecenie od Energi Operator w ramach wsparcia dla infolinii sanepidu - wyjaśnia Krzysztof Kowalczyk, wspólnik w K2.
- Nasi pracownicy zostali przeszkoleni, dostaliśmy materiały od zleceniodawcy i faktycznie odbieramy telefony kierowane do sanepidów - przyznaje. W czasie wiosennej fali pandemii na tej samej zasadzie wspierał NFZ.
O więcej szczegółów poprosiliśmy firmę Energa, jednak do momentu publikacji, państwowa spółka nie odpowiedziała na nasze pytania.
- Przy infolinii korzystamy ze wsparcia wolontariuszy oraz pomocy spółek skarbu państwa - poinformował Jan Bondar. Podkreślił, że nie mogą być to jednak przypadkowo wzięte osoby z call center, ale specjalnie przeszkoleni pracownicy.
Z informacji money.pl wynika, że na ukończeniu są prace nad jedną infolinią dla sanepidu. Obecna bowiem jest niewydajna. Do obsługi zostaną skierowani pracownicy państwowych spółek, ma ich być około 450 osób. Właśnie trwają szkolenia. Być może to pozwoli nieco rozładować będący na skraju wytrzymania system.