Może jestem stronnicza, bo próbuję w tym roku wziąć ślub (i mieć wesele), ale uważam że to co teraz się mówi o weselach w kontekście koronawirusa to już nagonka.
Moja sytuacja wygląda tak, że pierwotnie miałam mieć wesele w maju, które przeniosłam na listopad, aby nie zmieniać żadnych usługodawców i nie robić sobie dodatkowej pracy.
W telewizji co i rusz słyszy się o ogniskach wirusa na weselach, ale chyba zapomina się, że w innych miejscach też występuje Covid. Czemu wzięto na celownik wesela, a nie, np. kościoły. Ktoś może powiedzieć, że w kościele pijani ludzie nie całują się i nie obściskują, ale bliski kontakt może mieć inną formę, np. podanie do ust opłatka. Także na różnych spotkaniach sportowych jest mnóstwo zawodników, którzy są bardzo blisko siebie (a ci z niższego szczebla nie są badani na obecność wirusa), a na dodatek jest sporo kibiców (również niestety bez masek). Jakoś w tych miejscach nie wspomina się o ograniczeniu liczby osób, mimo że również słyszy się o zakażeniach.
W kontekście wesel mówi się tylko o kolejnych zakażeniach, ale nie w odniesieniu ile w sumie w tym czasie wesel się odbywa i gdzie nie wystąpiły zachorowania. W okolicy mojej miejscowości jest ponad 30 miejsc gdzie można zrobić wesele i podejrzewam, że w większości odbywają się wesela co sobotę, a czasami też w piątki. Jakoś do tej pory nie słyszałam o żadnym zachorowaniu, a przecież skoro to taka wylęgarnia zarazków to powinno być ich mnóstwo.
Piszę, ponieważ czuję się poszkodowana w kontekście pomysłu szefa GIS, aby znów wrócić do limitu 50 osób na weselu. W mojej sytuacji 50 osób to nawet niecała najbliższa rodzina (liczę łącznie rodzinę moją i narzeczonego). Jak mogę wybierać między jednym a drugim kuzynem? Poza tym to absurd, że na wesele w lokalu będę miała max 50 osób, a gdybym miała je urządzić w domu i byłoby na nim 100 osób, to prawdopodobnie nikt nie zwróciłby na to uwagi. Rozumiem, że niektórzy zapraszają gości z całej Polski, także z miejsc gdzie jest dużo zachorowań, ale w moim przypadku są to głównie goście z moich okolic, na dodatek są to osoby, z którymi spotykam się w czasie pandemii, więc jeśli mamy się od siebie zarazić to nie tylko na weselu, ale podczas codziennego życia.
Usłyszałam, ze szef GIS proponuje zmiany od połowy października. Uargumentował to tak, że nie można dewastować ludziom życia, bo mają oni pozapraszanych gości i zamówione sale. Nie pomyślał, że ludziom, którzy mają wesela w listopadzie i dalej dewastuje życie? Przecież gości weselnych zaprasza się na 2-3 miesiące przed weselem (w związku z tym, jeśli wejdą zmiany, części gości która mi potwierdziła będę musiała odmówić). Widać, że szef GIS nie ma pojęcia o obecnych realiach weselnych.
Rozumiem jakie mogą być konsekwencje wesela w obecnym czasie, ale jeśli osoby starsze z mojej rodziny spotykają się ze sobą i z młodszymi na co dzień to czemu nie mogą się spotkać na weselu?
Czuję się podwójnie pokrzywdzona. Oprócz tego, że musiałam przełożyć wesele, to na dodatek będę je musiała zrobić dla garstki osób (będę musiała wybierać między kuzynami, czy dalszą rodziną a przyjaciółmi).